Typowe i nietypowe komedie romantyczne
Co sprawia, że komedie romantyczne wciąż są popularne? Bawią, ale też wyciskają łzy i nic nie zapowiada, by miały opuścić swoje wysokie miejsce na podium najchętniej oglądanych przez kobiety filmów, mimo zarzucanej im powtarzalności.
Co sprawia, że komedie romantyczne wciąż są popularne? Bawią, ale też wyciskają łzy i nic nie zapowiada, by miały opuścić swoje wysokie miejsce na podium najchętniej oglądanych przez kobiety filmów, mimo zarzucanej im powtarzalności. Ciężko bronić się przed tym zarzutem, nie sposób przecież zignorować klasyczny wzorzec gatunku: kobieta poznaje mężczyznę, zakochują się w sobie, napotykają problem, który testuje ich miłość, ale wszystko dobrze się kończy i bohaterowie żyją długo i szczęśliwie.
Ostatnimi czasy powstają jednak filmy, które naginają, parodiują, negują i poddają schematy daleko idącym trawestacjom. Nierzadko ciężko zdecydować, czy wciąż w ogóle można zaliczyć te filmy do komedii romantycznych. Czy fakt, że zawierają elementy komediowe a ich podstawą jest związek romantyczny (już nie tylko między kobietą a mężczyzną), wystarczy, by przypisać je do tego gatunku? Ciężko znaleźć jednoznaczną odpowiedź. Faktem jest, że to właśnie owe niejednoznaczne filmy są wyróżniane jako jedne z najlepszych produkcji.
Dobrym przykładem z ostatnich lat jest „500 dni miłości” z Josephem Gordonem-Levittem i Zooey Deschanel. Film reklamowany jako komedia romantyczna, w rzeczywistości okazał się raczej antykomedią romantyczną, w której zanegowana została najważniejsza zasada gatunku, czyli „miłość zwycięża”. W przypadku tego filmu ciężko nawet mówić o miłości, z pewnością nie o odwzajemnionej. Film w nienachalny i uroczy sposób naigrywa się ze stereotypów obecnych w komediach romantycznych.
Chłopak poznaje dziewczynę, którą jest zauroczony od pierwszego wejrzenia. Zaczynają się ze sobą spotykać, on zakochuje się, a ona nie. Rozstają się i wbrew oczekiwaniom głównego bohatera i widzów, dziewczyna nie zmienia zdania. Nie zdradzając samego zakończenia, zapewniam, że film wyciśnie wiele łez, ale nie jest to pozbawiony nadziei melodramat. Jest to zwyczajnie rzecz bliższa życiu niż wyidealizowane historie, jakie często serwuje nam Hollywood. W dodatku opowiedziana z dystansem i z doskonałą ścieżką dźwiękową w tle. Zdecydowanie jedna z lepszych pozycji 2009 roku.
W tym samym roku powstała jeszcze jedna odważna i niesztampowa komedia romantyczna: „I love you, Philip Morris”, ze znakomitym – choć wciąż niewolnym od plakietki błazna – Jimem Carreyem i jak zawsze wszechstronnym Ewanem McGregorem. Tak, to co wyróżnia ten film spośród tysięcy innych komedii romantycznych, to fakt, że opowiada historię miłosną dwóch mężczyzn, przedstawioną szczerze i prostolinijnie, z dużą dawką sympatii. Choć nowy, film już znajduje się na wielu listach najlepszych obrazów o gejach.
A co z reprezentacją lesbijek w komediach romantycznych? Na uwagę z pewnością zasługuje ciekawy i oryginalny brytyjsko-amerykański film z 2005 roku „Gry weselne”. Główna bohaterka (doskonała Piper Perabo) w dniu ślubu ze swoim wieloletnim partnerem (Matthew Goode) poznaje kobietę (przejmująca i elektryzująca Lena Headey), która sprawia, że do góry nogami wywraca się jej całe dotychczasowe życie. Jaką decyzję podejmie główna bohaterka? Czy warto ryzykować wszystko dla czegoś, czego do końca się nie rozumie? Czy to może być ta prawdziwa miłość, o której wszyscy marzymy? „Gry weselne” to opowieść wzruszająca i zabawna, niezwykle dokładna w portretowaniu targających ludźmi uczuć.
Jeden z bardziej realistycznych filmów ostatnich lat to z pewnością „Miłość i inne używki” (2010). Początek zapowiada typową komedię romantyczną. Nawet postaci głównego bohatera (Jake Gyllenhaal) i jego przyjaciela z nadwagą zdają się być celowo kreowane na często obecne w tym gatunku typy bohaterów. Tymczasem pojawia się Anne Hathaway i jej postać zdaje się automatycznie zmieniać wymiar filmu, dodaje mu głębi, która wyróżnia go spośród innych pozycji. Nie jest to jednak film w żadnej mierze wolny od klisz. Co zatem nadaje mu wspomnianego wcześniej realizmu? Fakt, że zanim bohaterów połączy jakiekolwiek głębsze uczucie, wpierw łączy ich seks, który główna bohaterka określa jako formę ucieczki przed samą sobą. Efektem tego jest bardzo wiele scen, w których mamy okazję oglądać pięknych ludzi nago. Nie ukrywajmy, że częściowo jest to powód, dla którego film zyskał taką popularność.
Niezwykłą popularnością cieszą się od dawna filmy o młodzieży dla młodzieży. Niektóre z nich można opisać jako komedie romantyczne, np. „Juno” (2007) czy „Nick i Norah” (2008). Ich wyjątkowość znowu osadza się na niegloryfikowaniu miłości. Oba te filmy, choć opowiadają o ludziach młodych i to właśnie młodzi są ich docelowymi odbiorcami, zaskakują dojrzałością w obrazowaniu związków. Pierwsza miłość nie jest w nich czymś łatwym i oczywistym, a jednocześnie nie jest wynoszona na piedestał, jako coś wiecznego i perfekcyjnego. Jest za to szczera i niezwykła w swej zwyczajności. Jak powiedziała Juno: Wiem, że ludzie powinni zakochać się, zanim zaczną się rozmnażać, ale… Cóż, normalność nie jest w naszym stylu.
Może właśnie to jest przyszłość komedii romantycznych? Antyromantyzm? Łamanie norm, jak widać, może dać ciekawe efekty.
(ada/sr)