Ukochany tata
Pogodziłam się już z tym, że kiedy Głowa Rodziny wychodzi do pracy, Jadźka jeszcze przez 10 minut stoi z nosem w drzwiach i wydobywa z siebie dramatyczne: tata, tata! Trochę mnie to wkurza, bo wygląda na to, że pozostanie w domu z nudną matką jest dla niej najgorszą karą.
15.09.2008 | aktual.: 28.10.2008 15:46
To jest bolączka wszystkich matek, które siedzą w domu z dzieckiem. Kiedy ich mąż wraca z pracy, dziecko ma okazję pokazać, jak bardzo kocha swojego tatkę. Z matką jest inaczej.
Matka jest prawie zawsze, nieodmiennie, ciurkiem wiele godzin z rzędu spędza czas z dzieckiem. My, strudzone matki, rzadko doświadczamy tej przyjemności, jaką jest ujrzeć szczerbaty uśmiech wchodząc do własnego domu. Szczególnie przez kilka pierwszych lat, zanim nie pójdzie jeszcze do przedszkola, matka robi w domu za animatora, kucharkę, opiekunkę, pielęgniarkę i towarzyszkę zabaw. W tym czasie ojcowie odpoczywają od dziecka w pracy, aby móc potem z przeogromną radością wrócić do wytęsknionego dziecka. Cała frajda z wylewnych powitań przypada ukochanym tatom.
Pogodziłam się już z tym, że kiedy Głowa Rodziny wychodzi do pracy, Jadźka jeszcze przez dziesięć minut stoi z nosem w drzwiach i wydobywa z siebie dramatyczne: tata, tata! Trochę mnie to wkurza, bo wygląda na to, że pozostanie w domu z nudną matką jest dla niej najgorszą karą i męczarnią. Milutko. Ale co robić, zbieram się w sobie, tłumię dumę i zabieram rozhisteryzowaną córkę z przedpokoju. Próby zainteresowania jej najnowszym zakupem z działu literatura na szczęście powiodły się, więc temat ojczulka na chwilę zostaje zawieszony.
W ciągu dnia Jadźka łaskawie traktuje mnie jak ulubionego rodzica. Nie ma zresztą wyboru. Jest rozkoszna, milutka i lubi się przytulać. Kiedy zrobię coś pysznego do jedzenia, albo zaryzykuję i pozwolę jej samej pić z kubka, całuje mnie wylewnie z wdzięcznością. Lata za mną po mieszkaniu wrzeszcząc: mamo, mamo! Drepcze mi dosłownie po piętach, tak że trzeba uważać, aby gwałtownie odwracając się nie zrobić jej krzywdy. Kochane zapatrzone we mnie dziecko! Upajam się tym uczuciem, bo nie zawsze tak będzie. Za kilka lat to ja będę jej dreptała po piętach pilnując, aby odrobiła lekcje, wymyła uszy, spakowała plecak, używała prezerwatyw i nie wychodziła za mąż za roznosiciela ulotek. Będę jej wierciła w brzuchu równie skutecznie jak ona mi teraz. Tylko że ja nie będę rozkoszna.
Dzień płynie, ładnie się razem bawimy, czasem na siebie się wkurzając, czasem śmiejąc się do rozpuku, a godzina szesnasta zbliża się nieubłaganie. Jeśli tata nie przyjdzie na czas, to klops. Będzie marudzenie i piski. Jeśli jednak zdecyduje się wrócić na czas, Jadźka już będzie czekać na niego, oszalała z podekscytowania. Potem będzie okrzyk radości niczym wycie do księżyca, przytulanki i buziaki. Będę stała z boku i patrzyła na te oznaki miłości z lekką zazdrością. Trudno. Nie ja pierwsza, nie ostatnia. Kiedyś rozmawiałam z pewną mamą, że jej córka w głos śmieje się tylko i wyłącznie do taty, a jej obecność traktuje jako oczywistą oczywistość, jak powiedziałby nasz pan prezydent.
Pół biedy, jeśli więcej uczucie niż tobie, dziecko okazuje ojcu. Wszystko zostaje w rodzinie. Ale jeśli jest to opiekunka, pani przedszkolanka lub inna obca osoba? Przyjaciółka zwierzyła mi się, że z trudem patrzy na to, jak opiekunka, która przychodzi na osiem godzin dziennie, zabiera jej przynajmniej połowę całusów i uścisków, które dotąd „należały” do niej. I niby cieszysz się, że dziecko szczęśliwe, że jest pod świetną opieką, a jednak w sercu jakoś tak żal.
Jak przeżyjemy pierwszego chłopaka Jadźki? Jak matki i ojcowie żegnają się z tymi pulchnymi rączkami, nóżkami, brzuszkami i szyjkami pachnącymi mlekiem na rzecz innego człowieka? Oczywiście, nie będą to już te same nóżki i rączki i brzuszki, ale nadal czuje się, że dziecko jest twoje i tak zostać powinno! W którym momencie matka zdaje sobie sprawę, że musi wypuścić córkę lub syna z gniazda? Niektóre trzymają ich tam całe życie, niektóre do trzydziestki, a jeszcze inne cieszą się, że dziecko dorasta i w wieku lat osiemnastu pozwalają rozpocząć potomstwu własne życie, a same odżywają na nowo. Chciałabym być tym ostatnim przypadkiem, ale jak to się robi?