Ulrike Meinhof – odłożyła pióro, wzięła pistolet
Od młodości była związana ze skrajną lewicą. Ideały marksizmu-leninizmu realizowała początkowo jako dziennikarka. Proste opisywanie rzeczywistości szybko przestało jej jednak wystarczać. Poszła za swoim guru, Karolem Marksem, który stwierdził niegdyś: „Filozofowie dotąd tylko objaśniali świat, chodzi jednak o to, by go zmieniać”.
29.01.2016 | aktual.: 30.01.2016 16:10
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Od młodości była związana ze skrajną lewicą. Ideały marksizmu-leninizmu realizowała początkowo jako dziennikarka. Proste opisywanie rzeczywistości szybko przestało jej jednak wystarczać. Poszła za swoim guru, Karolem Marksem, który stwierdził niegdyś: „Filozofowie dotąd tylko objaśniali świat, chodzi jednak o to, by go zmieniać”.
Ulrike Meinhof odłożyła na półkę maszynę do pisania i wzięła pistolet. Stała się przywódczynią, obok Andreasa Baadera i Gudrun Ensslin, najbardziej głośnej w RFN organizacji terrorystycznej – RAF (Frakcja Czerwonej Armii). Zaprowadziło to ją do celi więzienia w Stuttgarcie, w której pewnego ranka powiesiła się. Czy jednak na pewno było to samobójstwo?
W tym roku upływa czterdzieści lat od jej śmierci. Ulrike Meinhof żyła niespełna 43 lata; urodziła się 7 października 1934 roku.
Panna z dobrego domu zostaje komunistką
Ojciec Ulrike, Werner Meinhof był znanym i cenionym niemieckim historykiem sztuki. Tą dziedziną pasjonowała się również jej matka. Dorastająca w takiej atmosferze dziewczyna zdobyła wszechstronne wykształcenie. Studiowała filozofię, pedagogikę, socjologię i germanistykę na uniwersytecie w Marburgu.
W trakcie studiów na kolejnej uczelni, uniwersytecie w Muenster, zapisała się do Niemieckiego Socjalistycznego Związku Studentów. W 1957 roku wzięła udział w pierwszej w swoim życiu manifestacji – proteście przeciwko planom uzbrojenia Bundeswehry w broń atomową.
Meinhof radykalizowała się coraz bardziej. Mając 23 lata wstąpiła do nielegalnej Komunistycznej Partii Niemiec, finansowanej przez władze ZSRR i NRD. Podziemną działalność łączyła z pracą w legalnej acz skrajnie lewicowej prasie; przez dziesięć lat (1959-1969) była związana z magazynem „Konkret”.
W 1968 roku poznała Andreasa Baadera i Gudrun Ensslin, którzy stanęli przed sądem za podpalenie domu towarowego we Frankfurcie nad Menem. Meinhof relacjonowała proces dla lewicowej prasy, ale bardziej od pisania fascynowali ją oskarżeni.
Ten strzał zaważył na jej życiu
14 maja 1970 roku wzięła udział w uwolnieniu zza krat Andreasa Baadera. W trakcie strzelaniny, jaka się wówczas wywiązała, został ciężko ranny Georg Linke, pracownik organizacji charytatywnej, obecny w tym czasie w więzieniu.
Ulrike nie miała już wyboru: za nią i Baaderem rozesłano natychmiast listy gończe.
Atak na więzienie stał się kamieniem węgielnym Frakcji Czerwonej Armii. W ciągu następnych dwóch lat, aż do aresztowania, które nastąpiło 15 czerwca 1972 roku, Ulrike Meinhoff brała aktywny udział w napadach na banki i podkładaniu bomb. W zorganizowanych przez nią, a finansowanych przez wywiad NRD, zamachach zginęły cztery osoby, a 50 zostało rannych.
Członkowie grupy Baader-Meinhof byli profesjonalistami, doświadczenie zdobywali w trakcie szkoleń organizowanych specjalnie dla nich przez palestyńskich terrorystów.
„Głupi lud” nie zrozumiał rewolucjonistki
Choć Meinhof zamieniła pióro na pistolet, dbała, by opinia publiczna otrzymywała wiarygodne, jej zdaniem, wytłumaczenie bandyckiego postępowania. Oto jak terrorystka „tłumaczyła” konieczność zniszczenia wydawnictwa Springera w Hamburgu: „Establishment musi zrozumieć, że jest tylko jeden sposób, by przywrócić „ciszę i spokój”, a jest nim unieszkodliwienie Springera. Protest jest wtedy, gdy mówię, że dłużej tego nie zniosę. Opór jest wtedy, gdy kończę z tym, czego nie mogę znieść.”
Meinhof lubiła też uderzać w podniosłe tony: „Terroryzm jest niszczeniem środków zaopatrzeniowych, a więc zapór na rzekach, wodociągów, szpitali, elektrowni. Tego właśnie, na co od 1965 roku systematycznie nacelowane były amerykańskie ataki bombowe w Wietnamie Północnym. Terroryzm posługuje się strachem tłumów. Miejska partyzantka natomiast wnosi strach do aparatu. Akcje miejskiej partyzantki nigdy nie są skierowane przeciwko ludowi. To są zawsze akcje przeciwko imperialistycznemu aparatowi. Miejska partyzantka zwalcza terroryzm państwa.”
Czy ktoś „pomógł” jej umrzeć?
Ulrika Meinhof została aresztowana 15 czerwca 1972 roku, po zamachu terrorystycznym na kwaterę główną sił amerykańskich w RFN. 29 listopada 1974 roku sąd skazał ją na 8 lat więzienia, za zamach bombowy dokonany dwa lata wcześniej na wydawnictwo Springera w Hamburgu.
Meinhof trafiła do więzienia w Stammheim w Stuttgarcie. 21 maja 1975 rok odbył się jej drugi proces. Za poczwórne morderstwo skazano ją na karę dożywocia.
Niespełna rok po tym wyroku, znaleziono ją powieszoną w celi. Władze więzienia uznały, że było to samobójstwo. Nie była to jednak powszechna opinia.
Zdaniem pozostających na wolności członków organizacji terrorystycznej RAF, „towarzyszka Meinhof została zamordowana przez funkcjonariuszy imperialistycznego państwa.” Choć na potwierdzenie swej tezy nie mieli terroryści żadnych dowodów, to i dziś nie brakuje ludzi, którzy uważają, że krwawa Ulrika nie odeszła z tego świata dobrowolnie.
Wyrzekła się jej nawet własna córka
Choć może zabrzmi to brutalnie, ale dla większości Niemców nie miało znaczenia, czy Meinhof popełniła samobójstwo, czy została zamordowana. Prości ludzie cieszyli się, że wśród żywych nie ma już zbrodniczej terrorystki, która zagrozić może ich życiu lub życiu ich najbliższych.
Prości ludzie nie chcieli mieć z Meinhof nic wspólnego i za jej życia i po jej śmierci. Zdecydowana większość gmin niemieckich odmówiła pochówku jej ciała na administrowanych przez siebie cmentarzach.
Meinhof przegrała walkę podwójnie. Jej ideały odrzuciło nie tylko społeczeństwo niemieckie, ale nawet własna rodzina. Córka Ulriki Bettina Röhl jest obecnie jedną z najbardziej znanych w RFN konserwatywnych dziennikarek.
Witold Chrzanowski/(gabi)/WP Kobieta