Urszula Ledóchowska - święta arystokratka
Ta kanonizowana przez papieża Jana Pawła II Polka do życia podchodziła z humorem. Jej ulubionym powiedzeniem było: „Kąciki ust do góry”. I rzeczywiście, patrząc w jej pogodne, życzliwe oczy, trudno było się nie uśmiechnąć. Dla niej optymizm był dowodem na istnienie Boga. A uśmiech – jedenastym przykazaniem. Pochodziła z jednego z najznamienitszych polskich rodów. Ojciec, hrabia Antoni August Ledóchowski, był rotmistrzem huzarów i szambelanem cesarskim, a stryj, Kazimierz Ledóchowski, kardynałem i Prymasem Polski.
17.04.2017 10:32
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Zamiast szukać wad u innych, znajdź je lepiej u siebie
Choć wysokiego pochodzenia, była bardzo skromną i pokorną osobą (lubiła mówić: „Pokorny zawsze w sobie winę znajdzie, a pyszny zawsze u innych”). Nie brylowała na balach, ani rautach. Została zakonnicą. Nie była w tym w rodzinie osamotniona. Spośród dziewięciorga dzieci Antoniego Augusta poza nią drogę życia konsekrowanego wybrały jeszcze dwie siostry – Maria i Ernestyna oraz brat Włodzimierz, który później został przełożonym generalnym Towarzystwa Jezusowego (jezuitów), osobą bardzo wpływową w Kościele, zwaną „czarnym papieżem”.
17 kwietnia 1865 roku urodziła się Julia Ledóchowska, która po latach, jako matka Urszula, stanie się jedną z najbardziej znanych postaci polskiego Kościoła. Znanych i bardzo bliskich zwykłym ludziom.
Życie dla Boga i młodzieży
Do zakonu urszulanek wstąpiła mając 21 lat. Po latach cichego pracowitego życia wyjechała, w 1907 roku, do Petersburga, by objąć tam kierownictwo internatu przy funkcjonującym w carskiej stolicy polskim gimnazjum.
Był to jej początek pracy z młodzieża, której oddana była przez całe życie. W Petersburgu nie zabawiła jednak długo. Po wybuchu I wojny światowej, jako obywatelkę wrogich Austro-Węgier, wydalono ją z Rosji. Udała się wówczas do Szwecji, a następnie do Danii.
W obu tych skandynawskich krajach kontynuowała pracę pedagogiczną – założyła szkołę dla dziewcząt oraz ochronkę dla polskich sierot. Nie zapominała o Ojczyźnie, propagowała wśród Skandynawów ideę niepodległej Polski.
W 1920 roku, wraz z innymi siostrami pracującymi wcześniej w Petersburgu, zamieszkała w Pniewach koło Poznania. To w tej miejscowości stworzyła, po uzyskaniu zgody papieża Benedykta XV, Zgromadzenie Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego, popularnie zwanych, od koloru habitów, urszulankami szarymi.
„W pracy wewnętrznej wakacji nie ma”
Nowy zakon rozwijał się bardzo prężnie. Matka Urszula osobiście otworzyła 35 placówek zgromadzenia w Polsce, a także we Włoszech i Francji. Charyzmatem sióstr była praca wychowawcza, zwłaszcza z niezamożną młodzieżą. Przełożona dbała jednak, by codzienne obowiązki nie dominowały życia duchowego sióstr. Powtarzała im często: „W pracy wewnętrznej wakacji nie ma.”
Urszula Ledóchowska do końca życia zachowała optymizm i pogodę ducha. Bóg (los – jak wolą inni) oszczędził jej oglądania kataklizmu, jaki spadł na Polskę 1 września 1939 roku. Zmarła na ponad trzy miesiące przed wybuchem wojny, 29 maja, w Rzymie.
Dwie siostry - dwie święte
Do Polski powróciła dopiero w 1989 roku, gdy jej ciało (nienaruszone przez śmierć) złożono w kaplicy domu zakonnego w Pniewach.
Cztery lata wcześniej Jan Paweł II beatyfikował ją. Proces kanonizacyjny Matki Urszuli zakończył się dziesięć lat później.
Nie była jedyną Ledóchowską wyniesioną na ołtarze. Wcześniej, bo w 1975 roku, papież Paweł VI beatyfikował rodzoną siostrę Urszuli Marię, długoletnią misjonarkę w Afryce, która poświęciła się sprawie walki z niewolnictwem.