GwiazdyUrszula Sipińska. Piękna, utalentowana i z "charakterkiem"

Urszula Sipińska. Piękna, utalentowana i z "charakterkiem"

Urszula Sipińska. Piękna, utalentowana i z "charakterkiem"
Źródło zdjęć: © PAP | Tadeusz Zagoździński
19.09.2016 10:34, aktualizacja: 19.09.2016 10:58

Bez utworu „Cudownych rodziców mam” trudno wyobrazić sobie współczesne wesele. Młodsze pokolenia uczestników imprezy prawdopodobnie nie mają pojęcia, że wzruszającą piosenkę śpiewa jedna z największych gwiazd polskiej estrady lat 70. Urszula Sipińska, która zakończyła karierę blisko ćwierć wieku temu, dziś rzadko wypowiada się dla mediów. Chyba, że dziennikarze zapytają o… Marylę Rodowicz.

- Od dzieciństwa chorowałam na trudno uleczalną, ale niegroźną chorobę. Na niecierpliwość – żartuje w jednym z nielicznych udzielonych w ostatnich latach wywiadów Urszula Sipińska, która 19 września obchodzi 69. urodziny. Jak twierdzi, z powodu tej niecierpliwości średnio radziła sobie w szkole.

- Do dziś śni mi się, że muszę zdawać maturę, bo tamta była do bani – wspomina w „Super Expressie”.

Najbardziej lubiła lekcje muzyki. W Wielkopolskim Studium Muzycznym w rodzinnym Poznaniu ukończyła klasę fortepianu, a w liceum założyła z koleżankami zespół Ośmiornice, na wzór bardzo popularnych wówczas Filipinek. Chciała w ten sposób zaimponować nauczycielowi fizyki, w którym się skrycie podkochiwała.

- Śpiewałyśmy na akademiach w liceach, technikach, pisano o nas w gazetach. A fizyk? Nic – opowiada Sipińska.

Mimo muzycznych pasji, po ukończeniu szkoły średniej postanowiła studiować na wydziale architektury wnętrz w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Poznaniu. Od śpiewania jednak nie uciekła, ponieważ szefostwo uczelnianej komórki Związku Młodzieży Socjalistycznej zdecydowało o wysłaniu utalentowanej koleżanki na Festiwal Piosenki Studenckiej w Krakowie w 1965 r. Sipińska nie była tym pomysłem zachwycona, próbowała nawet przekonywać, że przyszła do szkoły studiować, a nie występować na estradzie. Dopiero pod groźbą uznania jej za „jednostkę aspołeczną” zgodziła się na wyjazd do królewskiego grodu. Na krakowskiej imprezie przyznano wokalistce trzecią nagrodę i zaproszenie na Krajowy Festiwal Piosenki Polskiej w Opolu.
W 1967 r. dwudziestoletnia Sipińska pojawiła się na opolskiej scenie i zaśpiewała utwór „Zapomniałam”, który skomponowała wspólnie z siostrą Elżbietą. Piosenka okazała się wielkim przebojem, a drzwi do kariery stanęły przed młodą artystką otworem.

Gwiazda ze statusem amatora

Dziś Sipińska nie ukrywa, że po pierwszym sukcesie w Opolu uderzyła jej do głowy woda sodowa:

- Ale krótkotrwale, bo miałam chłopaka psychologa i mądrych rodziców. Wtedy sobie powiedziałam, że kiedy skończę 40 lat, to koniec z estradą. Pomyślałam sobie wtedy, że to jest ulotny zawód dla młodzieży, dla ludzi o żelaznych nerwach. Można pośpiewać, ale nie można męczyć ludzi swoją osobą w nieskończoność – tłumaczyła w telewizyjnym programie „Uwaga!”.

Słowa dotrzymała, ale wcześniej wspięła się na szczyt rodzimego show-biznesu. W 1968 r. zdobyła pierwszą nagrodę za wykonanie utworu „Po ten kwiat czerwony” na festiwalu w Sopocie, odnosiła także sukcesy na imprezach muzycznych w Szwajcarii, Meksyku czy na Teneryfie. W 1971 r. na rynku ukazała się jej pierwsza płyta, zatytułowana po prostu „Urszula Sipińska”, która w ciągu dwóch lat rozeszła się w nakładzie blisko 140 tys. egzemplarzy. Jeszcze większym powodzeniem cieszył się drugi album artystki „Bright Days Will Come”, zawierający przeboje „To był świat w zupełnie starym stylu” czy „Jaka jesteś Mario”.

W latach 70. Sipińska stała się niekwestionowaną gwiazdą. Cały kraj śpiewał „Komu weselne dzieci” (autorką tekstu piosenki była Agnieszka Osiecka)
, „Są takie dni w tygodniu” albo „Chcę wyjechać na wieś”. Mimo ogromnej popularności Ministerstwo Kultury nie chciało uznać piosenkarki za profesjonalną artystkę i domagało się, by zdała egzamin z wiedzy ogólnej.

- Studiowałam trzy lata historię sztuki, trzy lata filozofię, estetykę, socjologię, itd. Z czego więc miałabym zdawać? Miałabym przed Bardinim i jego komisją wykonać piruet? – opowiadała po latach na antenie Polskiego Radia. Odmówiła przystąpienia do sprawdzianu, do końca kariery, posiadając oficjalnie status artysty-amatora.

Szarpanina z Marylą

O miano królowej piosenki Sipińska konkurowała z Marylą Rodowicz.

- Wtedy Polska była, i w pewnym sensie nadal jest, podzielona. Jedni kochali mnie, drudzy Rodowicz – napisała w biograficznej książce „Gdybym była aniołem”.

Konflikt sięgnął zenitu w 1977 r., gdy podczas festiwalu w Opolu doszło do szarpaniny między artystkami.

- Pamiętam, że Urszula, która śpiewała przede mną, małpowała jakby mój styl i nagle wystąpiła z dwiema chórzystkami, których nigdy nie miała, i zaczęły wykonywać takie „taneczki” w moim stylu – wspomina Rodowicz w „Fakcie”.

Po występie obie piosenkarki okładały się kapeluszami, aż Sipińskiej pękł rękaw w marynarce. Kiedy obie usiadły przy stole, zaczęły się jeszcze obrzucać owocami.

Sipińska skomentowała opowieść w specjalnym oświadczeniu: „Nie będę się więc odnosić do bzdur opowiadanych od lat przez Panią Marylę Rodowicz! Jestem architektem, nie psychiatrą i nie posiadam stosownych kompetencji, by snuć rozważania o zawiłościach ludzkich obsesji. A właśnie taka obsesja na mój temat dopadła nasz <> skarb: Pannę Madonnę RWPG” – napisała artystka, która zarzucała Rodowicz, że ta ukradła jej piosenkę „Komu weselne dzieci”.

W 1982 r., w drodze do Berlina, Sipińska uczestniczyła w wypadku samochodowym. Miała zmiażdżone kolano, a lekarze dawali jej niewielkie szanse na to, że znów będzie mogła chodzić. Jednak piosenkarka nie zamierzała się poddać. Wycofała się z życia publicznego i rozpoczęła mozolną walkę o odzyskanie pełnej sprawności. Na scenę wróciła w 1988 r. Wydała wówczas płytę „Nie zapomniałam”, na której znalazły się dwa wielkie przeboje: „Mam cudownych rodziców” i „Gdzie ten świat 60-tych lat”.

Znów była na szczycie, ale wkrótce później, zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, ostatecznie zakończyła karierę. W 1992 r. ukazała się ostatnia płyta w dorobku Urszuli Sipińskiej – „Białe święta”.

Molestowanie w telewizji

Dramatyczny wypadek na niemieckiej autostradzie nie był jedynym traumatycznym doświadczeniem w biografii piosenkarki. O innym zdecydowała się opowiedzieć dopiero w 2010 r.

- Zdarzyło się to w telewizji na Woronicza. Po nagraniu programu pan W. (jeden z dyrektorów stacji – przyp. red.) zawezwał mnie do swojego gabinetu, zamknął drzwi na klucz, rozpiął rozporek. Zaczął się masturbować... Wtedy coś we mnie pękło – opowiedziała w „Super Expressie”.

To zdarzenie w dużym stopniu zaważyło na decyzji o zakończeniu kariery. Po rozstaniu z show-biznesem piosenkarka wróciła do wyuczonego zawodu, czyli architekta wnętrz. Przez 20 lat zaprojektowała nie tylko wnętrze własnego domu, ale też wielu innych obiektów, m.in. Centrum Prasowego Międzynarodowych Targów Poznańskich. Wydała również dwie głośne książki: „Hodowcy lalek” i „Gdybym była aniołem”.

Ostatnio „Fakt” doniósł, że dawna gwiazda znalazła się w dołku finansowym. „(…) Dostaje co miesiąc emeryturę w wysokości około 1100 złotych. Ledwo wiąże koniec z końcem, zwłaszcza że nie ma oszczędności” – twierdził informator tabloidu.

Sipińska w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” stwierdziła jednak, że jest to kompletna bzdura:

- Ta informacja jest podobnie absurdalna jak to, że np. od wielu lat jestem cichym doradcą rządu w Pekinie i ustalam ceny ryżu w Chinach – skomentowała.

Sipińska zapewnia, że nigdy nie wejdzie ponownie na scenę.

- Nie skusi mnie nawet bajońskie honorarium. To już zamknięty rozdział w moim życiu – mówi w tygodniku „Na żywo”. - Maryla Rodowicz też w tym wieku powinna ustąpić miejsca młodym. Jej zegar biologiczny tyka, trzeba wiedzieć, kiedy zejść ze sceny – dodaje złośliwie.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (45)
Zobacz także