Uważał, że kobiety nie nadają się do pracy w IT. Po skandalu Google zwalnia pracownika
Wydaje się, że równouprawnienie to coś naturalnego. To, że kobiety powinny mieć równe szanse co mężczyźni – czy to w pracy, czy poza nią – jest tak oczywiste, jak to, że po poniedziałku przychodzi wtorek. Nie dla wszystkich. James Damore, pracownik Google’a, uważał, że równouprawnienie to bzdura – istnieją biologiczne nierówności płci w branży informatycznej. Dziś przygoda Damore’a z Google się skończyła.
Jak informują amerykańskie media, Google zwolniło właśnie Jamesa Damore’a - inżyniera, który kilka tygodni temu wystosował do swoich przełożonych kontrowersyjny apel. Damore potwierdził te doniesienia - mówi, że został zwolniony za "utrwalanie stereotypów". Witamy w XXI wieku.
Inżynier rozesłał w tym roku do wszystkich pracowników list, w którym krytycznie wypowiedział się na temat działań zmierzających do dywersyfikacji zatrudnienia w firmie. Przez 10 stron udowadniał, że Google nie dopuszcza do głosu pracowników o konserwatywnych poglądach. W czasach, kiedy korporacje stawiają na różnorodność, na równouprawnienie kobiet i zatrudnianie ich także na kierowniczych stanowiskach, on uważa, że to przeczy biologii.
- Po prostu stwierdzam, że rozkład preferencji i zdolności mężczyzn i kobiet różni się, częściowo z przyczyn biologicznych, i że różnice te mogą wyjaśnić, dlaczego nie widzimy równej reprezentacji kobiet w dziedzinie techniki i zarządzania - pisał.
I dodał: - Musimy przestać uznawać, że różnice między płciami to przejaw seksizmu.
Google odwraca się plecami
Z apelu Damore’a kobiety mogą dowiedzieć się m.in. tego, że preferują prace związane ze sztuką i społeczeństwem, a mężczyźni sprawdzają się lepiej na analitycznych stanowiskach. Kobiety są jego zdaniem także bardziej ugodowe, nie potrafią negocjować wynagrodzeń dla siebie, szybciej się denerwują i mają więcej problemów ze zdrowiem psychicznym, a także nie potrafią pracować w stresie.
Dogłębna analiza inżyniera spotkała się z gorącym sprzeciwem innych pracowników firmy, a sam list szybko trafił do mediów. Damore przekonywał jeszcze później, że podkreślanie różnic między płciami niekoniecznie oznacza seksizm. - A co? - pytały koleżanki z pracy.
"Wielu z was przeczytało wewnętrzny dokument udostępniony przez jednego z inżynierów, wyrażający opinie o naturalnych umiejętnościach i różnicujących cechach płci. Podobnie jak wielu z was stwierdziłam, że ta osoba wysuwa błędna założenia dotyczące płci. (...) Różnorodność i integracja są fundamentalną częścią naszej kultury, które dalej rozwijamy. Jesteśmy przekonani, że różnorodność i integracja mają zasadnicze znaczenie dla sukcesu naszej firmy" - odpowiedziała Danielle Brown, wiceprzewodnicząca ds. różnorodności i zarządzania.
Sundar Pichai - prezes Google - podkreślił, że firma nie próbuje cenzurować wypowiedzi swoich pracowników, ani nie pozwalać im na wyrażanie poglądów - nawet tych najbardziej konserwatywnych. Jednak jak podkreśla, część tekstu Dalmore’a "narusza kod postępowania i przekracza granicę, promując szkodliwe stereotypy dotyczące płci w miejscu pracy".
- Mam prawo do wyrażania obaw związanych ze środowiskiem pracy i to miała na celu moja notatka - przekonuje Amerykanin, który dziś szuka już nowej pracy.
Sprawa inżyniera budzi w Stanach wiele kontrowersji. Z jednej strony wolność wypowiedzi, z drugiej - stereotypy, które zamykają kobietom drogę kariery. Według najnowszego raportu firmy dotyczącego różnorodności w Google, 31 proc. siły roboczej stanowią kobiety. A to i tak dobrze, bo są miejsca, w których ten "rozkład sił" wygląda znacznie gorzej.