Używasz go kilka razy dziennie. Jeśli masz skórę wrażliwą, to błąd
Służy do usuwania tłustych substancji z powierzchni skóry. Dzięki temu znajduje się w większości szamponów i mydeł - bez niego nie spełniałyby one swojej funkcji. Ale ten silnie działający detergent jest także jednym z głównych składników…. płynów do podłóg. Przeciwnicy SLS grzmią: jest bardzo szkodliwy i może wywoływać rozmaite dolegliwości. Ile w tym prawdy?
SLS, czyli Sodium Laureth Sulfate to detergent, który świetnie się pieni i odtłuszcza każdą powierzchnię - niezależnie czy chodzi o kuchenny blat, czy skórę głowy. Jeśli dodać do tego niską cenę i obfitą pianę, nic dziwnego, że jest on stałym bywalcem większości środków do czyszczenia kuchni i łazienek. W popularnych drogeriach nie jest łatwo znaleźć środek myjący lub czyszczący niezawierający SLS. Jednak wielu świadomych konsumentów nie poddaje się i niczym ognia unika produktów z feralną substancją w składzie. Wśród zarzutów stawianych wobec detergentu najczęściej występują: podrażnienia, uczulenia, wypadanie włosów (poprzez osadzanie się SLS na mieszkach włosowych), podrażnienie śluzówki (w przypadku past do zębów), odkładanie się i negatywne wpływanie między innymi na serce, wątrobę czy nerki. Brzmi przerażająco, ale czy rzeczywiście SLS jest tak szkodliwy? Okazuje się, że nie zawsze. Trzeba jednak wiedzieć, jak go używać i kto powinien go unikać.
Kluczowe jest stężenie
Według najnowszego badania Unilever, wszystko zależy od stężenia SLS w produkcie. Nie powinno ono wynosić więcej niż 1 procent. Niestety w wielu kosmetykach SLS stanowi aż 10-30 procent. - To zdecydowanie za dużo. Nie bez znaczenia jest także temperatura, w jakiej stosowany jest produkt zawierający tę substancję. Pod wpływem gorącej wody ryzyko podrażnień wrasta. Z tego względu lepiej nie myć włosów ani ciała w bardzo wysokiej temperaturze, letnia woda całkowicie wystarczy - tłumaczy Katarzyna Sochacka, kosmetolog z Gdańska.
Wiadomo już, że środek nie powinien być stosowany w produktach przeznaczonych do skóry wrażliwej. To jej posiadacze najdotkliwiej odczują nadmiar SLS. Substancja uszkadza bowiem naturalną hydrolipidową barierę naskórka, przez co może powodować przesuszenie skóry, wypryski, zaskórniki, a nawet wypadanie włosów.
Jednak w przypadku właścicieli cery normalnej czy tłustej - bezpośrednie przeciwskazania nie istnieją. Badania potwierdzają, że SLS nie wywołuje alergii u zdrowych ludzi. Jednak alergicy nie powinni go stosować, bo może nasilić objawy uczulenia. W efekcie może dojść nawet do atopowego zapalenia skóry.
Płukać, płukać i jeszcze raz płukać
Z badania "Health Report Sodium Lauryl Sulphate" wynika, że bez obaw o zdrowie można używać kosmetyków z SLS, które na skórze głowy znajdują się krótko (do kilku minut). - Za każdym razem należy pamiętać o ich dokładnym spłukaniu. W przypadku płukania ciała, włosów czy zębów nie należy oszczędzać ciepłej wody. Dlatego właśnie mycie i płukanie włosów u fryzjera trwa tak długo - specjalista dba, by dokładnie oczywścić skórę i włosy - wyjaśnia kosmetolog.
Jeśli substancja zostanie na włosach lub ciele, w skutek niedokładnego spłukania może dojść do wypadania włosów lub łuszczenia się skóry, a nawet stanów zapalnych. Na razie nie ma jednak dowodów naukowych na to, jak działa to na organizm w dłuższej perspektywie czasu.
Istnieje wiele zamienników kontrowersyjnej substacji, jednak niska cena, wydajność i duża ilość piany, jaką otrzymujemy, sprawia, że producenci chętnie dodają go do składu kosmetyków. Jeśli nasza skóra nie reaguje w żaden niepokojący sposób na używane kosmetyki - w porządku. Jeśli jednak zauważymy niecodzienne objawy, należy zasięgnąć rady dermatologa lub kosmetologa. W dobie mody na ekologiczne kosmetyki na rynku jest już także spora gama produktów pozbawionych SLS. Warto je wypróbować i porównać efekty.