W ich sypialni iskrzyło. Nagle dopadło ich "dry spell"
- Oglądanie filmów na Netfliksie w towarzystwie pizzy czy popcornu stało się dla nas rozrywką, po której i tak wszystko kończyło się pójściem spać. Zero przytulania, zero bliskości i intymności. O seksie już nie wspomnę - mówi Iga, która doświadczyła "dry spell", czyli "seksualnej suszy" w związku.
23.09.2023 | aktual.: 23.09.2023 16:50
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Jedni nazywają to okresem "seksualnej suszy" w związku, inni - "łóżkową klątwą", której odczarowanie wcale nie jest takie łatwe i szybkie. Jedno jest jednak pewne: zjawisko określane mianem "dry spell" to już plaga wśród par, u których w pewnym momencie związku aktywność seksualna albo znacząco spada, albo całkowicie znika.
- Myślę, że wiele zależy od tego, na jakim etapie życia są obie osoby. Może któraś z nich doświadcza w danym momencie trudów życiowych? Może pojawiło się potomstwo? Lub inne wyzwania, jak np. zmiana pracy? Myśli człowieka mogą być skupione na innym, nowym dla niego zadaniu, a więc niekoniecznie na eksplorowaniu intymności i bliskości z drugą osobą - tłumaczy w rozmowie z Wirtualną Polską seksuolożka Patrycja Wonatowska.
Popcorn, Netflix i spać
Iga jest jedną z kobiet, które doświadczyły w związku "seksualnej suszy". Z Marcinem tworzą parę od ponad pięciu lat. Jak opowiada, na początku związku ich życie seksualne było "wręcz wymarzone". Z czasem się to jednak zmieniło. Seksu, po prostu, nie było.
- Na początku nasze życie seksualne było świetne. Powiedziałabym, że wręcz wymarzone. I jasne, miałam świadomość, że pewnie nie zawsze tak będzie, ale problem, który się pojawił, był poważniejszy - opowiada Iga.
Jak mówi, wszystko zaczęło się w momencie, kiedy przeprowadzili się do innego miasta.
Kilka tygodni po przeprowadzce nic już nie było "jak dawniej". Marcin był tak zmęczony, że nawet w weekendy nie chciał nic robić - ani wychodzić z Igą, ani z ich przyjaciółmi.
- Oglądanie filmów na Netliksie w towarzystwie pizzy czy popcornu stało się dla nas rozrywką, po której i tak wszystko kończyło się pójściem spać. Zero przytulania, zero bliskości i intymności. O seksie już nie wspomnę - oznajmia Iga.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Od kłótni po depresję
Choć związek Igi i Marcina przez długi czas wydawał się być idealny, para zaczęła się w końcu kłócić. Kłótnie były jednak na tyle poważne, że kończyły się nieodzywaniem się.
- Pierwszy raz w ciągu naszego związku zaczęliśmy się kłócić. I to tak porządnie, że potrafiliśmy się do siebie nie odzywać. On nie widział problemu, a ja miałam dosyć życia, w którym liczyła się tylko jego praca. Rozumiałam, że to dla niego szansa, ale nie takim kosztem - zauważa.
Z kłótni powstał znacznie poważniejszy problem. U Marcina zdiagnozowano depresję.
- Zaczęło się "niewinnie", od zmęczenia i przygnębienia. Problem jednak pogłębił się na tyle, że Marcin skończył na zwolnieniu lekarskim. Wizyta u psychiatry była koniecznością. Później terapia, na którą chodzi już od roku. W jej trakcie zrozumiał, jak bardzo szkodziła mu praca, która wpływała na nasze życie, związek, seks. Na wszystko - podsumowuje.
Zobacz także: Sypał jej okruszki. Breadcrumbing zmorą wielu kobiet
"To był koniec sielanki"
- W 2020 roku zaszłam w upragnioną ciążę. I to "podwójną", bo urodziłam bliźnięta. Byliśmy z mężem przeszczęśliwi - opowiada Agata.
Jak ujawnia, do rodzicielstwa przygotowywali się z mężem przez całe dziewięć miesięcy ciąży. Zapomnieli jednak przygotować się do jednego - częstego efektu przemęczenia.
- Początki były straszne. Naprawdę, straszne. Kocham moje dzieci nad życie, ale bycie mamą bliźniąt jest okropnie trudne. Nie dość, że dopiero się wszystkiego uczysz, to masz jeszcze dwoje dzieci na głowie. Dzieci, które płaczą, nie do końca wiadomo, czego chcą, nie śpią w nocy, a potem ząbkują - oznajmia Agata.
W wyniku rodzicielstwa przestali mieć z mężem dla siebie czas. - Nasze mamy pomagały nam w miarę możliwości, ale nie mieszkamy w tych samych miastach. Sama opiekowałam się dziećmi, a mąż po pracy mi pomagał. W nocy też do nich wstawał. Karmił, nosił. Nasze życie poza dziećmi przestało jednak istnieć. Nie mieliśmy czasu dla siebie. Można powiedzieć, że to normalne, ale zaczęło być problematyczne - dodaje.
Mówiąc, że życie w małżeństwie stało się "problematyczne", Agata ma na myśli przede wszystkim dwie kwestie. Po pierwsze, przestali chodzić z mężem na randki, co wcześniej robili regularnie. Po drugie, ich życie seksualne po porodzie zaczęło być bardzo ubogie.
- To był koniec sielanki. Cała nasza uwaga skupiła się na dzieciach i ich potrzebach. Prawda jest taka, że tak ma niestety większość par i małżeństw. Część sobie z tym radzi, część nie. My w pewnym momencie przestaliśmy sobie radzić, bo byliśmy przemęczeni. Dopiero po pewnym czasie poczuliśmy, że musimy to zmienić. Małymi krokami i się udało. Dziś jest lepiej, chociaż na pewno nie tak, jak było przed porodem - oznajmia.
"Aktywność seksualna się zmienia"
Patrycja Wonatowska, psycholożka i seksuolożka, tłumaczy, że zjawisko "dry spell" może pojawić się w pewnym momencie w każdym związku.
- To naturalne, że na pewnym etapie związku aktywność seksualna się zmienia. Powoli zaczyna mijać czas "świeżości", pierwsza fascynacja drugą osobą. Emocje stają się zupełnie inne niż były na początku, a tym samym - zmienia się też podniecenie seksualne - mówi Wonatowska.
Zaznacza, że choć często pojawiają się wówczas podejrzenia jednej bądź obu stron, dotyczące m.in. zdrady, spadek aktywności seksualnej nie zawsze musi ją oznaczać.
- Istnieje ryzyko, że aktywność seksualna pomiędzy partnerami spadła, ponieważ spadło zainteresowanie jednej ze stron. Ja jestem jednak ostrożna w tego typu osądach, bo sam fakt, że jeden z partnerów nie ma ochoty na seks, nie musi być oznaką tego, że przestaje się nami interesować bądź kogoś ma. Spadek seksualności może być przecież związany z niezależnymi od niego problemami zdrowotnymi, takimi jak depresja. Dlatego podkreślam, że bardzo ważna jest szczera rozmowa - dodaje.
Oprócz rozmowy, pracy nad sobą i związkiem, zachęca także do jednego: przytulania.
- Zachęcam i polecam to często pacjentom w gabinecie, aby najzwyczajniej zacząć się przytulać. Spójrzmy na to, ile czasu poświęcamy na przytulanie na samym początku relacji. Skupiamy się na dotyku, bliskości czy też flircie z drugą osobą. Kiedy przestajemy to robić, zaczyna wytwarzać się pomiędzy nami forma dystansu. Ważne jest, aby dbać o to, by seksualność stała się elementem codzienności, a nie była jedynie zarezerwowana do kontaktu seksualnego w sypialni - podsumowuje seksuolożka w rozmowie.
Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.