Blisko ludziW imię twojego szczęścia. Niespełnione oczekiwania rodziców to kula u nogi

W imię twojego szczęścia. Niespełnione oczekiwania rodziców to kula u nogi

Matury coraz bliżej. Za chwilę młodzi ludzie staną przed pierwszym najważniejszym wyborem, który będzie rzutował na całe ich życie. Niestety zdarza się, że maturzyści wybierają drogę zasugerowaną przez rodziców, aby spełnić ich oczekiwania.

Oczekiwania rodziców wobec dzieci często okazują się kulą u nogi
Oczekiwania rodziców wobec dzieci często okazują się kulą u nogi
Źródło zdjęć: © Getty Images

17.04.2021 11:55

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

- Idź na prawo mówili. Ja poszłam na lewo i jestem szczęśliwa. Szkoda tylko, że dopiero w wieku 43 lat - mówi Natalia, obecnie studentka psychologii na jednej z warszawskich uczelni. Jak twierdzi, pójście na wymarzony kierunek po czterdziestce było najlepszą decyzją, jaką podjęła w życiu. I pierwszą, która była w 100 proc. negowana przez rodziców.

- Zrekompensowałam sobie cały ten czas, który w moim odczuciu, został mi odebrany szantażem i wzbudzaniem poczucia winy. Moja decyzyjność jako młodego, ale dorosłego człowieka była zerowa. Mam o to żal do rodziców. Musiałam ukończyć prawo, bo tak chcieli i nie było innej opcji, a ja niestety nie miałam wtedy siły przebicia - wspomina kobieta i dodaje, że była zbyt młoda, by przeciwstawić się presji rodziców, a także mieszkając wtedy w domu rodzinnym była uzależniona w wielu aspektach od ich dobrej woli.

Rodzice, oboje prawnicy, nie widzieli dla niej innej drogi niż ta, którą obrali sami. Trudno się dziwić, skoro była dla nich źródłem dumy, a także kontynuacją rodzinnej tradycji. Dlatego też od razu po szkole średniej została przekierowana na ten "właściwy kierunek".

- Miałam już wtedy chwilę zwątpienia, gdzie iść po maturze, co tak naprawdę czego, ale ten głos we mnie był na tyle cichutki, że uznałam, że to po prostu strach, bo wchodziłam w dorosłość. Poza tym skutecznie był zagłuszany przez moich rodziców - mówi.

- Dopiero w wieku średnim zdałam sobie sprawę, że to wszystko bez sensu. Ja tego nigdy nie chciałam. Cisnęli mnie od zawsze, że muszę być najlepsza i mam już całą ścieżkę kariery zaplanować. Zapomnieli tylko zapytać: co ja na to. Na szczęście to teraz bez znaczenia. Może i jestem najstarszą studentką w mojej grupie, ale za to najbardziej szczęśliwą - kwituje Natalia.

Niespełnione ambicje

Skąd się bierze taki nacisk ze strony rodziców? Zazwyczaj stoją za tym dobre intencje, którymi jak wiemy, wybrukowane jest piekło. Jak tłumaczy Karolina Tuchalska-Siermińska, psycholożka i trenerka umiejętności psychospołecznych z odnova.net, za zachowaniem rodzica zawsze stoi właśnie dobra intencja. - Częstym rodzicielskim pragnieniem jest zapewnienie dziecku tego, czego samemu się nie posiadało – w tym odpowiednich warunków do rozwoju i zdobywania umiejętności, które w ich mniemaniu będą niezbędnymi do osiągnięcia życiowego sukcesu - wyjaśnia specjalistka i dodaje, że granica pomiędzy motywowaniem do rozwoju, a wywieraniem niezdrowej presji jest bardzo cienka i łatwo ją niezauważalnie przekroczyć.

- Skłonność do wywierania niezdrowej presji może wynikać zarówno z własnych, niezrealizowanych marzeń i ambicji, jak i z troski o przyszłość dziecka i chęci uchronienia go przed trudnościami, z którymi samemu się boryka lub borykało. Dla niektórych rodziców może to być nawet sposób radzenia sobie z własnymi niepowodzeniami i trudnymi emocjami - tłumaczy specjalistka.

Dodaje też, że nawet najlepsze intencje nie są usprawiedliwieniem dla takich zachowań, które jak potwierdzają wyniki badań, mają niekorzystny wpływ na emocjonalny i psychiczny rozwój młodego człowieka. 

Oczekiwania mogą ciążyć na dzieciach latami i działać jak zaciągnięty hamulec ręczny na autostradzie. Presja rodziców bywa tak toksyczna, że młodzi ludzie, zamiast uczyć się i doświadczać życia na własny rachunek, zamykają się w sobie i przyjmują cudze myślenie jako własne. Z drugiej strony, jak zauważa ekspertka, często po prostu z takich domów uciekają, o ile mają na tyle samozaparcia i świadomości, by ze szkodliwej relacji się wydostać.

Niestety takie traktowanie nie należy do rzadkości. Dorosłe dziecko, które wcześniej było kontrolowane, pozbawiane decydowania o sobie, lub było po prostu tłumione, nie będzie miało łatwej drogi. W późniejszym czasie toksyczność tak podporządkowanej relacji może wpływać na poczucie własnej wartości, którą młodzi ludzie będą warunkować poprzez aprobatę otoczenia. Oprócz rodziców, swoje trzy grosze dorzucają także dziadkowie. Środki wywierania wpływu na młodego człowieka są dobierane na zasadzie wolnej amerykanki - wszystkie chwyty dozwolone.

- Córce zawsze powtarzałam, żeby nie powielała moich błędów. To trochę było złe, bo nie jest rolą mamy decydować za młodego, ale pełnoletniego człowieka. Nie mogłam zaufać tej jej decyzji, żeby rzucić szkołę handlową dla Akademii Sztuk Pięknych. Ile osób ma pracę w zawodzie artysty? Wydawało mi się, że ma kaprys i chciałam ją powstrzymać. Wspierali mnie w tym moi rodzice, byli przerażeni, że Julia chce sobie zmarnować życie - wspomina Ewa Buszka. Jej córka, obecnie malarka i graficzka, nie poddała się woli rodziny i po postawionym przez nich ultimatum, wyprowadziła się z domu. Pani Ewa nie może sobie darować, że kierowana przez własne intencje, prawie zniszczyła relacje z córką. - Robiłam to w dobrej wierze, chociaż niestety zrodziło to między nami wiele konfliktów. Teraz żałuję. Na swoje wytłumaczenie mam tylko to, że chciałam dobrze. Źle doradzałam, zmuszałam. Przegapiłam moment, kiedy stała się dorosła, albo może nie chciałam jej puścić, bo to zawsze będzie dla mnie moja mała córeczka - dodaje.

Pozwól się sparzyć

Po drugiej stronie barykady stanęła Agnieszka Łosowska, mama Lidki i nastoletniego syna Kostka, dziś fotografka w ADStudio. Matka kobiety usilnie namawiała córkę, aby znalazła sobie pracę o dobrej renomie i perspektywach na przyszłość.

- Podczas liceum moja mama cały czas mówiła, żebym nie szła na politechnikę, bo sama tam studiowała i było ciężko, choć studentką była świetną. Chciała w ten sposób uchronić mnie przed tym, co sama określała po latach jako błąd. Miała na mnie własne pomysły. Mówiła, że mogłabym być stomatologiem, pójść na SGH. Przez myśl mi nawet nie mogło przejść, by na studia w ogóle nie iść. Tutaj miałaby ogromne obawy przed krytycznym okiem mojej rodziny. To było naturalnie oczekiwane - dodaje. Po skończeniu studiów na uniwersytecie na wybranym przez siebie kierunku Agnieszka poszła jednak na SGH, jak mówi, aby sprawić przyjemność swojej mamie.

Teraz, kiedy sama pełni tę rolę, nie chce popełniać rodzicielskich błędów i stosować nacisku wobec własnych dzieci. - Kostek idzie w swoim kierunku, ja tylko staram mu się udostępniać możliwości, otwierać nowe drogi i jeśli czymś się zainteresuje, wspierać go. Ostatnio na przykład zamarzył sobie spróbować walki na miecze – znaleźliśmy treningi kenjutsu. Teraz interesuje się programowaniem - poślę go na kolonie z programowaniem... To raczej podążanie za nim niż prowadzenie go za rączkę - wyjaśnia Agnieszka.

Według Karoliny Tuchalskiej-Siermińskiej, jeżeli pozbawimy dziecko czy nastolatka przestrzeni do praktykowania umiejętności decyzyjnych, ograniczamy ich rozwój. - Zdolność podejmowania decyzji nie pojawia się nagle, niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, podczas zdmuchiwania osiemnastu świeczek na torcie. To umiejętność, która kształtuje się na przestrzeni lat i dotyka również wielu innych sfer, takich jak poczucie wartości, sprawstwa czy pewności siebie. Jeśli od samego początku będziemy podejmować wszystkie decyzje za dziecko, to bardzo trudno będzie mu kiedyś wziąć odpowiedzialność za swoje czyny - stwierdza specjalistka.

Agnieszka Łosowska postanowiła zdać się na mądrość swojego syna i nie zamierza go w wiążących wyborach jakkolwiek ograniczać. Najwyżej poniesie ich konsekwencje, które zawsze mogą się okazać cenną lekcją. - Podążam za tym, czym Kostek się interesuje i wspieram go w tym. Chce iść na studia – już ma wybrany kierunek związany z tworzeniem gier i będę mu w tym kibicować.

- Idealny rodzic nie istnieje. Mamy prawo do popełniania błędów, które są wpisane w nasz rozwój i są po prostu przejawem człowieczeństwa. Najważniejsze jest to, co z tym błędem zrobimy, jak się zachowamy, czy wyciągniemy wnioski. Zmiana jest wpisana w nasze życie, nigdy nie jest za późno, by zacząć działać - podsumowuje psycholożka.

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl

Komentarze (188)