Blisko ludziW kopercie dała 500 złotych. Z wesela wróciła głodna

W kopercie dała 500 złotych. Z wesela wróciła głodna

Schabowe, rosół, nóżki w galarecie i wódka – tak zazwyczaj prezentuje się klasyczne menu weselne. Jeśli jesteś wegetarianinem, to masz przechlapane. – Dałam w kopercie 500 złotych, a z wesela wróciłam głodna. Następnym razem zamiast szminki, do torebki włożę hummus – śmieje się Ola.

W kopercie dała 500 złotych. Z wesela wróciła głodna
Źródło zdjęć: © 123RF
Dominika Czerniszewska

"Za króla Sasa jedz, pij i popuszczaj pasa" - to szlacheckie przysłowie oznacza przede wszystkim dobrobyt czasów. Smakuj potraw, zażywaj życia i nie oszczędzaj na dworskich zabawach. Tymi słowami można opisać atmosferę panującą na dworze królewskim Augusta, jak i na polskim weselu w XXI wieku.

Obecnie jest to trudniejsze niż za czasów Sasów. Coraz więcej osób rezygnuje z jedzenia mięsa albo nie toleruje laktozy. Przykłady można mnożyć. I tu pojawia się problem... Bo goście bardzo często właśnie na podstawie jedzenia określają, czy wesele było udane. Tak było w przypadku Oli, Doroty i Ewy.

Zjedz ziemniaczki, zostaw mięsko

Ola od 15 roku życiu jest wegetarianką. Każda impreza rodzinna to dla niej koszmar. Dziadek nie rozumie, jak można nie jeść mięsa, ciotki plotkują – taka młoda, a taka głupiutka - drwią. Babcia chce dla niej "jak najlepiej", więc zawsze obok mizerii kładzie gulasz – a nuż wnuczka się skusi. Gdy idzie na wesele, wie, że wróci z niego głodna. Scenariusz zazwyczaj wygląda tak: miskę rosołu oddaje swojemu partnerowi, gdy dostaje drugie danie, zjada zestaw surówek i ziemniaki, a mięso zostawia. – Jest mi głupio za każdym razem odmawiać, więc staram się zachowywać pozory – tłumaczy.

Zobacz także: Zasady, których nie wolno złamać na weselu. Goście często nie zdają sobie sprawy

Gdy ostatnio była na weselu, po raz pierwszy postanowiła uprzedzić parę młodą, że jest wegetarianką. Powiedzieli, że wezmą to pod uwagę przy ustalaniu menu.

Wrzesień. Godzina 19:00. Wesele pod Mińskiem Mazowieckim. Ola zasiada do stołu. Kelnerzy roznoszą posiłki. Jeden z nich pyta: "Która z pań zamawiała danie bezmięsne?". 23-latka podnosi rękę i zadowolona zabiera talerz. A na nim: frytki, surówka z kapusty i ryba. – No tak, nie pomyślałam o tym, żeby powiedzieć, że ryb też nie jem. Wydawało mi się, że słowo wegetarianizm jest wystarczające. Doceniłam starania pary młodej, ale dałam im w kopercie 500 złotych, a z wesela wróciłam głodna. Następnym razem zamiast szminki do torebki włożę hummus – żartuje Ola.

A gdzie schabowy?

Dorota i Konrad, zamiast polskiej uczty w postaci pierogów i czerwonego barszczu, postanowili urządzić wegańskie wesele. – Od lat nie jemy mięsa i produktów odwierzęcych, więc postanowiliśmy, że nie podamy ich również na naszym weselu. Uważaliśmy, że to świetny pomysł. Kiedy rodzina lub przyjaciele gościli u nas, za każdym razem zachwalali moją kuchnię. Często brali nawet przepisy – opowiada Dorota.

Niestety nie wszystkim się to spodobało. Już w trakcie wesela goście wyrazili swoje zdanie. Dziadek panny młodej zażartował: "A gdzie schabowy?". - Dobry ten krem z brokułów, ale to nie to samo, co flaki – dodała babcia.

– Podeszła do mnie z synem moja najlepsza przyjaciółka. Zapytała, czy da się zorganizować rosół i kurczaka. Odpowiedziałam, że przykro mi, ale to wegańskie wesele. Oburzona powiedziała, że takim razie wróci za dwie godziny, bo jej dziecko jest głodne – wyjaśnia ówczesna panna młoda.

Niedaleko domu weselnego, przy trasie, znajdował się McDonald’s. – Zabrała syna na Happy Meal, po czym wróciła na oczepiny – dodaje Dorota.

Goście przy pożegnaniu dziękowali parze młodej za wesele, ale w żartach dodawali, że mogło być inne menu. – Było mi przykro. Nie mogłam w to uwierzyć. Ich zachowanie oznaczało, że nie przyszli dla nas, a po to, by się najeść. Najgorsza była przyjaciółka, która na koniec powiedziała mi, że dobrze się bawiła, ale szkoda, że musiała sama zapłacić za jedzenie – kwituje Dorota.

Goście głodni jak psy

Ewa była w zeszłym roku na weselu kuzynki. Odbywało się ono w małym hotelu pod Warszawą. – Wszyscy byli zaskoczeni wyborem miejsca, ponieważ para młoda jest zamożna. Oczekiwaliśmy wystawnego przyjęcia, więc razem z mężem włożyliśmy 600 złotych do koperty – mówi Ewa.

Okazało się, że było to klasyczne wesele, a nie ekskluzywna impreza. Na obiad podano – flaczki, pieczeń, bukiet surówek i ziemniaki. Na stole znalazła się sałatka jarzynowa, galaretka z kurczaka, półmisek wędlin oraz ciasto. – Do północy nie podano już nic. Na zakończenie był tort. Najlepiej miały osoby, które siedziały pośrodku stołu, bo tam znajdywało się najwięcej potraw. Dla mnie nie starczyło nawet pieczeni, bo siedziałam z brzegu. Za to wódki było pod dostatkiem – wyjaśnia.

Weselnicy szybko się upili i stojąc przed salą na przysłowiowym dymku głośno o tym dyskutowali. – Goście byli głodni jak psy. Te 600 złotych w kopercie to było zdecydowanie za dużo. Skąpiradła. Nie wiem, czy 200 złotych za talerzyk dali – skwitowała.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (666)