W Łodzi przebadano pracowników żłobków i przedszkoli. Wirusolog komentuje
Po wykonaniu badań przesiewowych władze miasta zdecydowały się otworzyć tylko jeden żłobek w Łodzi. Wyniki wykazały, że w każdej pozostałej placówce, przynajmniej jedna osoba miała wynik pozytywny. Wirusolog Tomasz Dzieciątkowski uważa jednak, że to nie powinien być powód do zamykania placówek.
Od 18 maja Minister Zdrowia dał zielone światło dla rozpoczęcia pracy żłobków i przedszkoli. Decyzja o otwarciu placówek leży w gestii organów założycielskich, czyli gmin i miast. W związku z tym w Łodzi władze miasta podjęły decyzję o zleceniu i sfinansowaniu wykonania testów przesiewowych pracownikom tych instytucji.
"Decyzja o przebadaniu wszystkich pracowników żłobków i przedszkoli przed ich otwarciem była dobrą decyzją. Dziwię się, jak można było podejmować decyzje o otwieraniu żłobków i przedszkoli bez przebadania ich pracowników. Nie wiem, ilu tragedii uniknęliśmy, bo to pokażą ostatecznie badania prowadzone przez sanepid. Na 3337 przebadanych pracowników żłobków i przedszkoli, osób z podejrzeniem mamy 456. To blisko 14 procent - poinformowała prezydent miasta Hanna Zdanowska.
W związku z tym, zamiast otwarcia w poniedziałek 28 żłobków, uruchomiono tylko jeden. Podobna sytuacja pojawiła się w przedszkolach. Podejrzane wyniki stwierdzono u 324 pracowników na 2781 przebadanych osób, dlatego dzieci przyjęto jedynie w 31 placówkach ze 146 znajdujących się na terenie miasta.
Wirusolog Tomasz Dzieciątkowski podkreśla, że badania przesiewowe świadczą tylko o tym, że ktoś potencjalnie miał kontakt z koronawirusem. - Nie świadczą, że jest zakażony. Teoretycznie mógł przejść to zakażenie bezobjawowo i jeśli nie było w tamtym momencie żadnej reakcji krzyżowej z innymi koronawirusami człowieka, to teraz mogłoby wręcz świadczyć o tym, że ta osoba na jakiś czas jest odporna przed kolejnym zakażeniem - mówi w rozmowie z WP Kobieta.
Ekspert zastanawia się również nad metodologią przeprowadzonych badań wśród pracowników żłobków i przedszkoli w Łodzi. - Często do testów przesiewowych wykorzystuje się absolutnie niewiarygodne testy kasetkowe, które są najtańsze i łatwo dostępne. Jeśli tak było, to należałoby teraz potwierdzić badaniami molekularnymi, czy te osoby mają rzeczywiście w sobie materiał genetyczny koronawirusa - tłumaczy.
W związku z tym nasuwa się pytanie, czy decyzja o rezygnacji z otworzenia placówek była słuszna? Wirusolog komentuje to porównaniem. - Jeśli przeprowadzilibyśmy teraz wśród tych pracowników badania przeciwciał w kierunku wirusa grypy i wynik wyszedłby dodatni, to nie jest to od razu przesłanka do zamknięcia placówek - zapewnia nas.
Na koniec Tomasz Dzieciątkowski podkreśla, że popiera testowanie jak największej grupy ludzi, ale w konkretny sposób. - Powinny być to testy molekularne zalecane przez WHO. One pozwalają wykryć ostrą fazę zakażenia, nawet u osób przechodzących chorobę bezobjawowo - puentuje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl