W tym kraju większość kobiet to prostytutki. Nastolatki sprzedają się za jedzenie
Nazywają je „pamuk meri”. Mają od 15 do 24 lat. By zarobić na jedzenie, opłacić mieszkanie i szkołę sprzedają się na ulicach. Choć formalnie prostytucja w Papui Nowej Gwinei jest zakazana, handel żywym towarem kwitnie
Nazywają je „pamuk meri”. Mają od 15 do 24 lat. By zarobić na jedzenie, opłacić mieszkanie i szkołę, sprzedają się na ulicach. Choć formalnie prostytucja w Papui Nowej Gwinei jest zakazana, handel żywym towarem kwitnie. Jak pokazują ostatnie statystyki, kobiety w kraju przeżywają koszmar nie tylko przez obcych, ale też własnych mężów.
Z przeprowadzonych ostatnio badań ONZ wynika, że 2/3 kobiet w kraju prostytuuje się. Nie wiadomo dokładnie, ile mieszkanek decyduje się na takie zarabianie pieniędzy. Mimo alarmujących danych ONZ, tamtejszy rząd zdaje się ignorować sprawę. Te kobiety, które decydują się na takie życie, ryzykują wszystko. Są dyskryminowane, odrzucone przez resztę społeczeństwa i wyjątkowo narażone na HIV. Wśród nich są nastolatki, które w ten sposób opłacają swoje szkoły. Reporter brytyjskiego „Daily Mail” dotarł do „pamuk meri”, które pracują na ulicach Port Moresby, stolicy kraju.
Dorothy ma 16 lat. Sprzedaje się od kilku miesięcy. Jak przyznaje reporterowi, wciąż mieszka z rodzicami, którzy nie przejmują się tym, jak ich córka zarabia na życie. Nastolatka mówi, że sypia tylko z jednym mężczyzną dziennie i nigdy nie wychodzi z domu, gdy zapadnie zmrok. Za jedno spotkanie dostaje równowartość 47 dolarów. Wszystkie pieniądze odkłada, by w przyszłości otworzyć własny sklep ze słodyczami.
Z kolei Angela nie ma planów na przyszłość. Wspomina, jak w 2004 roku policja wkroczyła do jednego z ich domów publicznych. Funkcjonariusze wyprowadzili wtedy na ulicę ponad 80 osób, w tym ich klientów. Zatrzymani mieli maszerować ulicą w stronę komisariatu. Brutalni policjanci otoczyli grupę i wykrzykiwali obelgi. Na miejscu niemal natychmiast wypuszczono wszystkich mężczyzn, bez postawienia im zarzutów. Kobiety wrzucono do cel i oskarżono o niemoralne czyny. Wiele z nich zostało zgwałconych przez pijanych policjantów, zanim lokalni działacze zdążyli uzbierać odpowiednią kwotę na kaucję.
Dziewczyny z Port Moresby przyznają, że traktują się jak siostry.
- Są wśród nas piętnastolatki, które przychodzą tu prosto ze szkoły, ubrane jeszcze w mundurki. Pracują ze mną wdowy, mężatki, starsze kobiety, nigdy transwestyci i mężczyźni. Nasz kraj jest chrześcijański, więc pozwalamy tylko na seks pomiędzy mężczyzną a kobietą – mówi dziennikarzowi „Daily Mail” jedna z kobiet.
Klienci najwięcej płacą tym dziewczynom, które decydują się na seks bez zabezpieczeń. Według Berthy, która opiekuje się jednym z domów publicznych w stolicy kraju, te, które chcą używać prezerwatyw, są bardzo często gwałcone i bite. Większość dziewczyn przywykło do piekła w jakim przyszło im żyć.
- Nie wiem, co przyniesie czas. Wciąż staram się zrobić wszystko, by się zmienić. Chcę znaleźć męża i wyrwać się z tego – mówi w wywiadzie nastoletnia Susan.
Maltretowane żony
Prostytucja to nie jedyny problem rządu Papui Nowej Gwinei. W opublikowanym kilka dni temu raporcie Human Rights Watch na konferencji w Sydney wskazano, że poziom przemocy wobec kobiet jest wyjątkowo wysoki. Działacze oskarżają rząd o ignorowanie potrzeb kobiet, niezapewnianie im bezpieczeństwa i możliwości dochodzenia swoich praw drogą sądową. To skazuje je na życie u boku agresywnych partnerów.
- Kobiety pokazały nam swoje blizny. Od cięcia nożem, przez rekonstrukcję kości po pobiciu, po wybite zęby – mówiły nam, że nie miały innego wyjścia, jak wrócić do mężów – mówią przedstawiciele organizacji.
Ich raport oparty jest na 46 wywiadach z mieszkankami Papui Nowej Gwinei.
– W wielu przypadkach było to systematyczne maltretowanie. Tydzień po tygodniu były bite przez najbliższe im osoby. Te, które szukały pomocy u odpowiednich osób, nigdy nawet nie widziały aktu o ochronie rodzin z 2013 roku – mówi Elaine Pearson, przedstawicielka Human Rights Watch.
Kobiety wracają do swoich mężów, bo tak nakazuje im tradycja, są zbyt biedne, by móc żyć na własną rękę. Jak przyznaje Monica Paulus, działaczka na rzecz praw człowieka w Papui, maltretowane żony, by odejść od męża, muszą zapłacić sędziom i lekarzom, którzy dokumentują jej rany. Jeśli chce rozwodu, musi też spłacić męża, na co nikogo nie stać. Z kolei jeśli mąż chce poślubić inną kobietę, wystarczy, że oskarży swoją żonę o czary.
Papua Nowa Gwinea jest często uważana z jedno z tych państw, gdzie przemoc wobec kobiet jest największa. Z przeprowadzonych 2 lata temu badań wynika, że 41 proc. mieszkańców tamtejszej wyspy Bougainville przyznało się do zgwałcenia kobiety, 14 proc. zaś uczestniczyło w zbiorowych gwałtach. UNICEF ustalił, że większość ofiar ma mniej niż 15 lat.
md/ WP Kobieta