Walka z ograniczeniami, czyli kura w białym kręgu

Walka z ograniczeniami, czyli kura w białym kręgu

Walka z ograniczeniami, czyli kura w białym kręgu
Źródło zdjęć: © wp.pl
13.11.2008 15:37, aktualizacja: 25.06.2010 18:01

Nie będziesz się głośno śmiała przy stole, bo to nie wypada. Nie będziesz w Sylwestra siedziała z książką w domu, bo to nie pasuje. Nie wyznasz mu pierwsza miłości, bo tak się nie robi. A niby dlaczego? Jak często bywamy nieszczęśliwe z powodu ograniczeń, w których tkwimy, i które czasem same sobie fundujemy?

Co jakiś czas każda z nas natyka się gdzieś na tzw. dziwaków. Gdy jest mróz chodzą po ulicach na bosaka. Gdy praży letnie słońce zakładają palto. Niezależnie od pory roku wzbudzają sensację. Psychicznie chory, słyszą najczęściej. Może. A może to po prostu ludzie, którzy konsekwentnie odrzucają ograniczenia. Pogody, mody, zachowania w miejscu publicznym. I tylko my, tkwiąc ciągle między „wypada” i „nie wypada” nie potrafimy zrozumieć inności. Albo nie chcemy, bo pokazuje nasz własny konformizm.

Kłania się proces wychowania

W całości polega on na tym, że stawia się dziecku zakazy: tego nie wolno, trzeba robić tak, a nie inaczej. Najpierw ograniczenia są naturalne, bo porządkują nam świat. Narzucają je również rówieśnicy.

Dlaczego w pewnym momencie życia wszyscy nastolatkowie identycznie się ubierają? Wcale nie dlatego, że mają identyczny gust, noszą podarte jeansy, bo tak ubierają się inni. Gdyby założyli spodnie w kancik, byliby wyśmiani. Bezpieczniej jest ubierać się tak jak wszyscy. Słuchać tej samej muzyki, chodzić na imprezy do klubu, choćby nawet uważało się je za nudne.

Po co nam to?

Po to, że mówiąc językiem belferskim, człowiek jest jednostką w społeczeństwie. Życie wymusza kompromisy. A kompromis to właśnie ograniczenie. Wysoką lokatę w hierarchii wartości człowieka zajmuje wszystko co jest związane z aprobatą społeczną, uznaniem, byciem docenianym. Czy jest ktoś, kto nie chciałby być lubiany i akceptowany przez innych? Dlatego choć pragniemy być wyjątkowi, od czasu do czasu wykazujemy oznaki konformizmu. I trudno powiedzieć, że jest on zły.

Grupa rządzi

Czasem ulegamy ograniczeniom narzucanym przez innych, bo nie wiemy jak się zachować w sytuacji niejasnej, kryzysowej. Albo kiedy inni ludzie są dla nas ekspertami w określonej dziedzinie. Większość z nas żyje w jakichś grupach, które mają pewne oczekiwania, jeśli się wyłamujemy, możemy być skazani na ośmieszenie, karę, a nawet odrzucenie. Często ludzie naśladują grupę, nawet jeśli nie wierzą w to co robi, albo wiedzą, że postępuje niewłaściwie. Bezpieczniej sądzić, że robi się to co wszyscy. Pali, bo wszyscy palą, pije bo wszyscy piją. Z czasem to co czuliśmy jako narzucone, staje się nasze własne. Ograniczenia robią się tak zakorzenione, że jesteśmy im posłuszni nawet gdy nikt nie wywiera na nas presji.

Czy coś tracimy?

Oczywiście. Weźmy choćby normę wzajemności. Jeśli otrzymujesz coś dobrego od kogoś, czujesz, że musisz mu odpłacić tym samym, jesteś zobowiązany. Nie potrafimy otrzymywać prezentów, bo kojarzą nam się z tym, że będziemy się musieli odwdzięczyć. Tak samo jest z wizytami i rewizytami. Odmawiamy pójścia na imprezę, bo wiemy, że będziemy się musieli zrewanżować. Albo norma posłuszeństwa wobec autorytetów. Nie zaprotestujesz przeciw piciu na osiemnastce, bo klasowy idol jest za.

Buntownik z wychowania

Czy są tacy, którzy łatwiej poddają się ograniczeniom? Podobno tak. To zależy od osobowości i płci. Angielski psycholog, Salomon Asch sugeruje, że zależy to przede wszystkim od naszej samooceny. Związane jest z lękiem przed odrzuceniem i ukaraniem. Różnice w podatności na ograniczenia wynikające z płci są małe. Twierdzi się potocznie, że kobiety są bardziej uległe. Ale to wynika stąd, że nas od dziecka uczy się, żebyśmy były skłonne do zgody i dawały wsparcie innym; mężczyznom częściej powtarza się żeby nie ulegali naciskom, kształtuje się w nich buntowników, a w nas kury, które nie mogą wyjść z zaklętego kręgu zakreślonego białą kredą.

Całe życie w pętach?

Otóż nie. Około 16 roku życia przychodzi okres izolacji od grupy rówieśników, z rodzicami psychiczne rozstanie nastąpiło już wcześniej. Młody człowiek chce być sam na sam ze swoim niespokojnym wnętrzem. To na ile odważy się odejść od grupy, zależy od wpływu rodziny (na ile promowała naszą inność), od poczucia własnej wartości. Słuchamy innej muzyki, przestajemy chodzić na nudne spotkania. Psycholodzy twierdzą, że okres od 16 do 20 roku życia to najbardziej twórczy czas, wtedy najbardziej wyzwalamy się spod ograniczeń. Kończy się ten złoty okres, kiedy wpadamy w kolejne społeczne ograniczenie, które mówi, że dobrze jest być z kimś, nie dobrze jest być samemu. Bycie z kimś wymusza kompromisy, a to jak już wiemy ograniczenia.

Życie wolne od ograniczeń

Zupełny luz. Każdy robi co chce, kompletna samowola. Też bez sensu. Nie wiele z nas potrafiłoby być szczęśliwymi wiodąc życie pustelnicy. Będąc z innymi otrzymujemy wsparcie emocjonalne, uczucia i miłość, dzielimy przyjemne doświadczenia. Ci inni są dla naszego samopoczucia niezwykle ważni. To, że całkiem dobrze żyjemy sobie w pętach ograniczeń, że sobie z nimi radzimy, wynika z tego, że człowiek tak naprawdę nie jest samowystarczalny. Psychologia twierdzi, że człowiek odizolowany od wpływów innych zaczyna wariować. Kiedy w trakcie badań odcięto ludzi od bodźców zewnętrznych, tracili poczucie czasu, zaczynali mieć halucynacje.

Niech ktoś pocieszy

Ale co zrobić z fenomenem joginów, którzy z własnej woli są zamurowywani na lata całe w jaskiniach? Inni są im potrzebni tylko do podawania co kilka dni pożywienia. Otóż twierdzą oni, że chęć bycia z innymi ludźmi wynika tylko stąd, że nie potrafimy być sami. Bo tak naprawdę człowiek ma w sobie wszystko co jest mu potrzebne do życia. Ale idzie na łatwiznę, woli żeby ktoś pocieszył niż nauczyć pocieszać się samemu.

W każdym kontakcie z drugim człowiekiem ograniczamy się nawzajem i na to nie ma siły. Trzeba sobie tylko postawić granice kompromisu. W grupie przestajemy kontrolować sytuację. Wystarczy, że jedna osoba rzuci kamieniem. Grupą się manipuluje. W grupie zatem trzeba być bardziej czujnym. Aby wewnętrzne konwenanse były mniej bolesne słowa - zakazy, które same sobie wydajemy z pozycji rodzica, tkwiącemu w nas dziecku, spróbujmy przeformułować. Zamiast: musisz to zrobić, powiedzmy: może bym to zrobiła. Nikt nie lubi nakazowego sposobu bycia, manipulując językiem można ze sobą postępować dyplomatyczniej.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także