Blisko ludziWarszawiacy ustawiali się do niego w kolejce. Znany barber deportowany

Warszawiacy ustawiali się do niego w kolejce. Znany barber deportowany

- Do salonu weszło dwóch strażników granicznych. Strzygłem wtedy klienta. Sprawdzili mi paszport i kazali wyjść z nimi. Jeden był bardzo miły, jakby trochę przeżywał to wszystko ze mną, i pozwolił mi skończyć strzyżenie - mówi warszawski barber Bogdan Vasilkov.

Warszawiacy ustawiali się do niego w kolejce. Znany barber deportowany
Źródło zdjęć: © WP zakaz kopiowania | Marianna Fijewska
Marianna Fijewska

13.07.2018 | aktual.: 16.07.2018 14:25

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

- Bogdanka deportują!
- No co ty mówisz?! Gdzie ja się będę strzygł?
Takie rozmowy słychać w naszej redakcji, bo o barberze Bogdanku Vasilikovie robi się w stolicy coraz głośniej. 26-letni obywatel Ukrainy zasłynął wśród warszawskich klientów swoją pracowitością i starannością. Kilka tygodni temu stał się współwłaścicielem Warszawskiej Szkoły Barberingu. Z powodu niedopełnienia obowiązków związanych z zarejestrowaniem miejsca pracy, Straż Graniczna podjęła decyzję o deportacji. Z Bogdanem spotykam się kilka godzin przed jego wyjazdem do Kijowa.

O twojej deportacji mówi cała Warszawa. Bogdan, skąd ty się wziąłeś?
Pochodzę z Baranowska, małego miasteczka 350 km od Kijowa. Myśmy byli strasznie biedni. Jak miałem 7 lat, rodzice wyjechali do Polski. Tata pracował na budowie, mama sprzątała. Zostałem sam z babcią i, co tu dużo mówić, było chu.owo. Bo mi się nic nie udawało, wiesz? W niczym nie byłem dobry, w dodatku byłem strasznie tłusty. W szkole mnie dręczyli przez tę nadwagę i wszyscy mieli mnie za takiego… jak to się mówi? Nieudacznika. Ale zawsze było we mnie pragnienie, żeby coś w życiu osiągnąć.

No i się udało. Kiedy zacząłeś pracować w polskich salonach?
Półtora roku temu, wtedy przyjechałem do waszego kraju. Początkowo było ciężko. Ale to wcale nie znalezienie pracy okazało się najtrudniejsze, tylko mieszkania. Ogłoszeń było bardzo dużo, ale jak tylko dzwoniłem, a właściciele słyszeli mój akcent, mówili: "Przepraszam, już wynajęte". Później zatrudniłem się w pierwszym barbershopie. Klient mnie zobaczył i powiedział: "Nie zgadzam się, żeby on mnie strzygł. Nie chcę żadnych Ukraińców". To był mój ostatni dzień pracy tam. Pamiętam też, że w autobusie krzyknięto do mnie: "Ch.j z Rosją i Ukrainą!" i pomyślałem, że może ta Polska nie jest dla mnie, bo byłem tu już drugi raz i za każdym razem coś było nie tak… ale myliłem się. Bardzo szybko ją pokochałem.

Czemu nie pokochałeś jej za pierwszym razem?
Trzy lata temu przyjechałem do fabryki mebli w Bielsku-Białej. Pracowałem siedem dni w tygodniu. Jeden dzień to było 12-13 godzin harówy i tylko jedna przerwa - 15 minut! Jadłem coś na szybko, wrzucałem w siebie, i dalej jazda. Miałem zostać pół roku, ale po trzech miesiącach wróciłem na Ukrainę.

*Zgaduję, że z uczuciem porażki. *
Ogromnym… Zdecydowałem, że zainwestuje w siebie i wykupiłem kurs barberingu w jednym z salonów w centrum Kijowa. Myślałem, że czegoś się dowiem, ale właściciel wziął kasę za pokazanie, jak się trzyma maszynkę i nożyczki. Bałem się, że to będzie kolejna rzecz w moim życiu, która się nie uda. Ale pomyślałem sobie wtedy: "Bogdan, wydałeś ostatnie pieniądze na ten kurs i teraz wszystko zależy od ciebie, albo się weźmiesz w garść, albo nie i znowu będzie to samo". No i się wziąłem. Po miesiącu dostałem propozycję pracy. Zarabiałem 40 dolarów miesięcznie, ale przynajmniej już wiedziałem, co chcę robić. Wtedy zdecydowałem, że przyjadę do Polski pracować jako barber.

W jaki sposób stałeś się współwłaścicielem Warszawskiej Szkoły Barberingu?
Początkowo pracowałem w innym salonie, ale zaproponowano mi zostanie współudziałowcem w WSB, gdzie miałem strzyc klientów i szkolić ludzi. Dostałem 20 proc. udziałów. Poprosiłem moich poprzednich szefów, żeby pozwolili mi pracować w obu miejscach, ale nie wyrazili zgody. Powiedziałem, że odejdę. Szefowie kazali mi spie.dalać tego samego dnia, żebym nie zabrał im klientów. Rozstaliśmy się w strasznej kłótni i to miało swoje konsekwencje.

Jakie?
Złożyli donos do straży granicznej. Jestem pewny, że to oni. No i niestety wyszło, że nie dopełniłem tych wszystkich formalności związanych z pracą w WSB. Ludzie, którzy zajmowali się księgowością, powiedzieli, że biorą wszystko na siebie i zgłoszą moje nowe miejsce pracy i fakt bycia współwłaścicielem w urzędzie wojewódzkim. Zapewniali, że zlecili to prawnikom. Tyle mi wystarczyło.

Nie interesowałem się tematem, aż do momentu, gdy do salonu weszło dwóch strażników granicznych. Strzygłem wtedy klienta. Sprawdzili mi paszport i kazali wyjść z nimi. Jeden był bardzo miły, jakby trochę przeżywał to wszystko ze mną, i pozwolił mi skończyć strzyżenie. Pojechaliśmy razem na Okęcie, wsadzili mnie do takiego dużego pokoju i tam cztery godziny czekałem na decyzję. W końcu usłyszałem: "deportacja".

Pamiętasz, co sobie myślałeś siedząc w tym pokoju?
Trochę mi było śmieszno, a trochę dziwnie, że wszystko w życiu się tak zmienia. Wczoraj było ok, a nagle… Ale jestem do tego przyzwyczajony. Można powiedzieć, że ja cały czas wstaję z kolan i próbuję, próbuję, próbuję.

*Czasami z najbardziej złych i przykrych rzeczy wychodzi coś dobrego, coś pozytywnego, czego się nie spodziewamy. *
Masz rację, myślę, że jak wrócę na Ukrainę to przynajmniej odwiedzę swoją 5-letnią córeczkę. Ostatnio widziałem ją rok temu. Jej matka, moja była żona, nie pozwala mi się z nią kontaktować. Ona podobno ciągle płacze, pyta gdzie jestem, czemu ją zostawiłem. Jak wrócę, od razu do niej pojadę, chociaż nie wiem, gdzie teraz mieszkają. Nie odbierają ode mnie telefonu, ale myślę, że może zadzwonię z jakiegoś nieznanego numeru, że muszę ich znaleźć.

Mówisz, że wiele razy wstawałeś z kolan. Kiedy było ci najtrudniej?
Jak już przyjechaliśmy do Polski, to moja druga żona zaszła w ciążę. Bardzo na to dziecko czekaliśmy. Pół roku była w ciąży, już prawie się urodziło, ale poroniła. Straciliśmy dziecko. Jak strzygę, to trochę się od tego wszystkie odcinam.

Czym jest dla ciebie barbering?
Życiem. Pracuję codziennie 12 godzin, od rana do 22, czasem jest mi ciężko, ale jak przychodzi weekend i dwa dni siedzę w domu, to nie mogę się doczekać, aż pójdę do klientów, złapię za nożyczki, za maszynkę i zacznę pracę.

Co jest w tej pracy najbardziej pociągające?
Rezultat. Widzę efekty swojej pracy i wiem, że klient też je widzi. To zawsze jest tak, że nowy klient przychodzi trochę milczący, zamknięty i taki… niepewny. Ogląda swoją fryzurę, nie ufa mi, boi się, że jakieś dziury mu porobię. A później, niezależnie, kto jest klientem – biznesmen, pracownik korporacji, milioner czy przestępca… wszyscy zaczynają się powoli otwierać. Przechodzą tę barierę niepewności. Uśmiechają się i przeglądają w lustrze. Później mi dziękują i przychodzą po raz drugi. Wtedy już uśmiechnięci i zazwyczaj tak śmiesznie mnie witają. Mówią: hej, Bogdanku!

Chcesz powiedzieć, że nigdy nie trafił ci się niezadowolony klient?
Raz. To był mój pierwszy klient w Polsce. Ostrzygłem go trochę krócej, niż chciał. Długo przeglądał się w lustrze, trochę wściekły, ale mimo to zostawił napiwek. Później zaczął wracać. I wiesz co? Teraz to on jest główną osobą, która pomaga mi w walce z urzędami.

Wzbudzasz wśród ludzi niesamowicie dużo sympatii. Zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego?
Może życie mnie nauczyło, żeby mówić, co się myśli. Żeby nie kłamać, być szczerym. Zaraz po tym, jak dodałem post na Facebooku, że wyjeżdżam, dostałem kilkadziesiąt smsów od klientów. Wszyscy pytali, jak mogą mi pomóc. Zdałem sobie sprawę, ilu ludzi będzie za mną tęsknić, ilu ludziom nie jestem obojętny. Ja przez całe życie na Ukrainie spotkałem może ze trzy takie osoby, jak tu w Polsce kilkadziesiąt przez półtora roku.


"Staramy się przekonać urzędników, że Bogdan chce uczciwie pracować"

Adwokat Dominika Jerzmanowska, pełnomocniczka Bogdana: "Bogdan ma ważną kartę pobytu do 2020 roku, ale jego obowiązkiem jest każdorazowe zgłaszanie nowego miejsca pracy. W wyniku nieporozumienia i niewiedzy, nie zrobił tego, stąd decyzja o deportacji. Jest to ogólny problem cudzoziemców, którzy nie orientują się w polskich przepisach. Często korzystają z rad znajomych albo pracowników tanich biur pseudoprawniczych, którzy nie mają o niczym pojęcia. Aktualnie odwołujemy się i usiłujemy zmniejszyć ten okres z roku na pół roku lub nawet kilka miesięcy. Bogdan nie zrobił tego celowo, nie miałby nawet powodu, bo nie szły za tym żadne korzyści finansowe. Staramy się przekonać urzędników, że Bogdan chce uczciwie żyć i pracować w Polsce. Że czuje się Polakiem".

Zgodnie z ustawą o cudzoziemcach z dnia 12 grudnia 2013 r., jeśli obywatel innego kraju wykonuje pracę bez wymaganego zezwolenia, zobowiązuje się go do powrotu i orzeka o zakazie ponownego wjazdu na terytorium RP i innych państw obszaru Schengen na okres od roku do trzech lat.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Barberwarszawawarszawiacy
Komentarze (393)