Wchodzą na piętro, na którym pracuje 50 programistów i wszyscy odwracają głowy. Kobiety w IT wciąż są sensacją
Kamila na co dzień pracuje jako kierowniczka działu online. Rzeczowa, stanowcza, często się śmieje i z całą pewnością nie wygląda tak, jak mogłabym sobie wyobrażać stereotypowego specjalistę od IT. Ani śladu bladej cery od nieustającego ślęczenia przed monitorem. Ani cienia nieśmiałości w kontaktach z innymi. Kiedy pytam, skąd "jej się to wzięło", zaczyna wspominać: – Mój tata był majsterkowiczem i razem z nim budowałam różne silniki, maszyny i ogromnie mi się to podobało – mówi. Z tym, że podobnie jak w przypadku większości jej koleżanek, po drodze, w szkole i na studiach, coś poszło nie tak i swojej ścieżki musiała szukać bardzo długo.
Dla mężczyzn jesteśmy "nowością"
– Kiedy w biurze, w którym pracuje pięćdziesięciu programistów, pojawia się jedna kobieta, to jest to po prostu wydarzenie – dodaje Eliza Mizera, kierownik projektów IT oraz scrum masterka w jednej z warszawskich firm. To naturalne, że wszyscy zwracają na nią wtedy uwagę, niektórzy może się nawet gapią, a w pokojach socjalnych będą szczególnie mili – w końcu jest "rodzynkiem". Seksizm? Raczej nie. – Po pewnym czasie po prostu wszyscy się przyzwyczajają i element "sensacji" znika – śmieje się Eliza. Wciąż są "nowością", ale to nie znaczy, że mają w pracy trudniej niż koledzy.
Trudniej miały wcześniej. Kamila Kuźniewska, zanim odkryła, że może czynić cuda z urządzeniami mobilnymi, nauczyła się koreańskiego. Długo pracowała jako tłumaczka i myślała, że taka właśnie jest ścieżka jej kariery. Dopiero w pracy odkryła, że uczenie się języków programowania może być równie fascynujące. Jak radziła sobie w szkole? Z matematyki – nie najlepiej. Z fizyki ledwo zdawała do następnej klasy. Najbardziej interesowały ją języki obce i może biologia.
– W jednym z raportów na temat kobiet w sektorze IT przeczytałam, że większość nie ma wykształcenia kierunkowego, zdobywa je dopiero w trakcie pracy. Z własnego doświadczenia wiem, że wykształcenie kierunkowe nie jest tu takie ważne, bardziej liczy się chęć, by uczyć się nowych rzeczy – mówi Kamila Kuźniewska.
Z kolei jej koleżanka Kamila Pendyk wcześnie zaczęła interesować się sprawami, które w czasach jej dzieciństwa zdecydowanie zarezerwowane były dla chłopców. – Mój tata był majsterkowiczem i razem z nim budowałam różne silniki, maszyny i ogromnie mi się to podobało. Pamiętam, że kiedyś pomagałam mu montować jakieś kable w domu i bardzo cieszyłam się z tego, że mogłam wbijać gwoździe – wspomina.
Jednak co innego w domu, a co innego w szkole. – Na lekcjach techniki musiałam szydełkować razem ze wszystkimi innymi dziewczynkami, a nie budować maszyny, jak chłopcy – opowiada. W jej szkole te lekcje były prowadzone oddzielnie dla chłopców i dziewczyn, dlatego często czuła, że brakuje jej odpowiedniej motywacji. – Może dlatego moja droga to kariery w branży nowych technologii nie była prosta. Skończyłam socjologię, kulturoznawstwo… – wylicza. Kiedy w końcu trafiła do firmy, w której poznała programowanie, niemal wszystkiego nauczyła się sama, studia kierunkowe przyszły później. – Teraz skończyłam MBA na Polsko-Japońskiej Akademii Technik Komputerowych – dodaje.
Dziewczyny w technologiach
Obie Kamile i Eliza, prócz tego, że są specjalistkami w branży technologicznej, są również członkiniami organizacji Girls in Tech. To międzynarodowa organizacja non profit, którą równo dziesięć lat w San Francisco temu założyła Adriana Gascoigne, po tym, jak zorientowała się, że w firmie, w której pracowała, jest jedną z zaledwie kilku kobiet. Kamila Pendyk przyznaje, że to jedna z jej idolek.
– Włożyła wiele serca w rozwój tej organizacji. Jej samej też nie było łatwo zrobić karierę w branży technologicznej, a mimo to udało jej się stworzyć ogromną, międzynarodową organizację. Pomaga kobietom na całym świecie, bardzo mi to imponuje. Jako Girls in Tech Poland kontynuujemy jej pracę i jesteśmy z nią w stałym kontakcie, z czego jestem ogromnie dumna – opowiada.
Polska drużyna Girls in Tech stawia sobie za cel wspieranie, edukowanie i motywowanie kobiet pracujących i pretendujących do pracowania w branży technologicznej. Do branży tej, nazywanej branżą STEM, czyli "science, technology, egeneering and math” (nauka, technologia, inżynieria i matematyka), kobietom od lat bardzo trudno się przebić.
Dlatego też dziewczęta wspólnie szukają inspiracji, motywują do działania i przede wszystkim organizują spotkania. Na to pierwsze, które miało miejsce kilka tygodni temu, bilety rozeszły się w ciągu 24 godzin. Od początku roku Girls in Tech Poland będzie organizować też warsztaty, w czasie których kładziony będzie nacisk na rozbudzanie przedsiębiorczości u kobiet.
Gdyby nie kobiety…
Kamila Pendyk uważa, że czasami brakuje autorytetów, które dodałyby odwagi kobietom chcącym spróbować swoich sił w STEM. Tymczasem tak naprawdę, jeśli chodzi o branżę komputerową, tych jest aż nadto. Począwszy od Ady Lovelance, która jest nazywana "pierwszym programistą na świecie", brytyjską księżną i matematyczką, która już w XIX wieku zrewolucjonizowała myślenie o maszynach liczących, przez Grace Hopper, amerykańską oficer marynarki wojennej, która w latach 50. stworzyła jeden z pierwszych kompilatorów, czyli programów służących do tłumaczenia kodu programu napisanego w jednym języku na inny kod, aż po Dorothy Vaughan z NASA, jednej z bohaterek książki i filmu "Ukryte działania", które pomogły wysłać pierwszego Amerykanina w kosmos.
.
Mało kto pamięta, że to kobiety były pierwszymi programistkami. Jeszcze w latach 60. ubiegłego wieku wykonywały pracę, którą wówczas mężczyźni gardzili – pisały na papierze kody programów, które następnie wysyłały zwykłą pocztą do swoich koleżanek pracujących przy komputerach, które je do nich wprowadzały.
Taki system pracy zaproponowała w swojej firmie między innymi słynna filantropka i bizneswoman Stephanie Shirley. Stephanie zatrudniała niemal wyłącznie kobiety – wśród 300 pierwszych pracowników jej firmy było zaledwie 3 mężczyzn. Jednocześnie zdawała sobie sprawę, że wówczas, w latach 60. jej płeć działała na jej niekorzyść w stosunkach biznesowych. Sprytna Brytyjka ukryła się więc pod pseudonimem "Steve" i oferując usługi swojej firmy programistycznej Freelance Programmers zbiła wielomilionowy majątek.
Dopiero w połowie lat 70. mężczyźni zorientowali się, że w tej branży są niewyobrażalne pieniądze i potencjał, którego nie można po prostu oddać. W 1975 roku został sformułowany w Wielkiej Brytanii tzw. "Sex Discrimination Act", który zakazywał pracodawcom faworyzować pracowników ze względu na ich płeć. W ciągu zaledwie kilkunastu lat proporcje w świecie IT całkowicie się odwróciły.
"Kobieto, wracaj do kuchni"
Dziś mówimy o nich: kobiety pracujące w branży "zdominowanej" przez mężczyzn. Ale czy wciąż faktycznie tak jest? Kamila Pendyk jest zdania, że dziś proporcje znów gwałtownie się zmieniają i kobiet w IT jest coraz więcej. Najtrudniej jest zacząć. Kiedy pytam ją, czy czuła dyskomfort związany z tym, że kiedyś była tym "rodzynkiem", przyznaje, że na samym początku faktycznie tak było.
– Być może to wynikało z licznych stereotypów, które mnie otaczały, albo z tych dziwnych tekstów, jakie słyszałam w pracy. Koledzy mówili: "ach, wzięłabyś się za gotowanie!" i tak dalej – mówi z niechęcią. Kamila jednak zawsze z tym walczyła. Ma poczucie, że udało się jej udowodnić, że takie uwagi są po prostu nie na miejscu. – Dziś już tego nie słyszę. Być może znaczenie ma pewność siebie, jaką zyskałam, ale wierzę też, że naprawdę coś się zmienia w postrzeganiu kobiet w tym środowisku – zauważa.
– Każda kobieta może zostać programistką, jeśli tylko to lubi. Absolutnie niczego nam nie brakuje. Ja pracuję z samymi programistkami i naprawdę uwielbiam pracować z kobietami. Osobiście uważam, że kobieta częściej znajdzie rozwiązanie tam, gdzie mężczyzna widzi tylko problem – dodaje.