Weronika Rosati: mam słabość do błyskotek i złota
Weronika Rosati sympatię widzów zyskała dzięki roli Ani w serialu "M jak miłość". Znana jest również jako Dżemma z "Pitbulla". O swoich upodobaniach, planach na przyszłość, włoskim temperamencie i pasjach opowiedziała Wirtualnej Polsce.
13.09.2006 | aktual.: 15.09.2006 10:44
Weronika Rosati sympatię widzów zyskała dzięki roli Ani w serialu "M jak miłość". Znana jest również jako Dżemma z "Pitbulla". O swoich upodobaniach, planach na przyszłość, włoskim temperamencie i pasjach opowiedziała Wirtualnej Polsce.
(fot. Monika Piątek/wp.pl)
Pani znakami rozpoznawczymi są bujna fryzura i buty na wysokich obcasach...
Z tymi butami bym się nie zgodziła, nie wiem dlaczego tak jestem postrzegana. Dlaczego bym się nie zgodziła? Obserwuje się mnie głównie na imprezach wieczornych. Wiadomo, że siłą rzeczy założę buty na wysokim obcasie, bo jestem niedużą dziewczyną i nie chcę być mniejsza od innych. Chcę się też uczesać porządnie, tak jak mi się podoba, bo każda kobieta na wieczór, podczas imprezy chce wyglądać dobrze. Ale poza filmami i wieczorami biegam w tenisówkach albo w japonkach, jeśli pogoda na to pozwala i w kucyku. Dlatego nie zgadzam się z tą opinią do końca...
Pani pasją jest aktorstwo i taniec?
Taniec to raczej zainteresowanie poboczne, dodatkowe, ja w ogóle uważam, ze aktorstwo się składa z wielu rzeczy, którymi trzeba się interesować i które należy wykonywać z pasją i wciąż szlifować warsztat. Taniec jest na pewno jedną z nich, ale również języki, wiedza o teatrze, wiedza o filmie i literatura, wszystko to się łączy.
A aktorstwo? Czy to zawód i pasja w jednym? Czy w aktorstwie się Pani spełnia?
Tak. Aktorstwo jest moim dziecięcym marzeniem, które przerodziło się w życiową pasję i zarazem zawód. Nie mam dyplomu i może to zabrzmi w jakiś sposób źle, ale to tylko w Polsce chyba się liczy, bo według mnie aktorem jest się wtedy, kiedy się gra. A ja na szczęście gram póki co, więc chyba mogę się uznać za aktorkę
Większość czasu spędziła Pani w Stanach Zjednoczonych i w Szwajcarii. Czy któryś z tych krajów jest Pani szczególnie bliski? Z którym wiąże Pani plany na przyszłość? Czy zamierza Pani wyjechać na stałe?
Myślę, że moje wyjazdy są trochę źle odbierane przez media. Nigdzie nie byłam tak naprawdę dłużej niż w Polsce, a moje ciągłe wyjazdy wiążą się po prostu z obowiązkami. Ale to nie jest tak, że chciałabym tam zamieszkać. Przez to właśnie, że jestem w ciągłej podróży, bardziej doceniam dom, kraj – ojczyznę, czyli właśnie Polskę i chyba nie byłabym w stanie wyjechać na zawsze. Ale w najbliższym czasie, przez kilka miesięcy będę kręciła film rosyjski i wtedy moim domem będzie Rosja. Jestem tam, gdzie jest praca. Ale to w Polsce mam najbliższych i tu jest mój dom. Kiedy przyjdzie czas na założenie rodziny?
Na prywatne tematy niestety nie rozmawiam w ogóle...
Pani włoskie korzenie? Pani dziadek jest Włochem. Czy ma Pani gorący włoski temperament?
To raczej nie temperament, ale charakter. Jestem bardzo stanowcza, zdecydowana, ze skłonnością do przesady. Zdaję sobie z tego sprawę, że nawet w stylu ubierania się jest tego zbyt dużo. Ale uważam, że te geny włoskie odbijają się również w moim wyglądzie, przez co mogę sobie pozwolić na kilka dużych szaleństw właśnie w ubiorze. Mam straszną słabość do błyskotek i złota. Mój kolega nawet, który zna mnie bardzo dobrze stwierdził, że ten cały przepych i błyskotki to właśnie sprawa włoskich genów. Włosi też uwielbiają biżuterię. I coś w tym pewnie jest...
A czy jest Pani kobietą świadomą swojej wartości? Czy wie już jakie są Pani silne strony? Ma Pani ulubiony zapach, linię w modzie?
Niech Pani mi uwierzy, że wszyscy aktorzy, a przynajmniej w moim wypadku tak jest, nigdy nie są pewni siebie do końca i to jest dobre. Bo jak człowiek jest pewny siebie, zakochany w sobie, gra siebie, chyba że uciekanie w inne postaci wynika właśnie po części z pewnej niepewności siebie. Dlatego właśnie nie mówię o swoim sprawach prywatnych, próbuję się po prostu w jakiś sposób kryć. Ale mam bardzo zdecydowany charakter. Mam oczywiście swoje ulubione perfumy, od wielu lat te same, ulubioną linię, to wszystko jest bardzo poukładane, wiem co lubię i co będę lubić zawsze... A jeśli już mówimy o rolach filmowych, czy zdarzyła się już taka, w której miała Pani okazję spełnić się aktorsko, która była Pani bliska?
Na pewno Dżemma z Pitbulla. To był mój debiut fabularny, od razu powierzono mi wspaniałą rolę, o której marzy chyba każda aktorka, to jest bardzo charakterystyczna, nietypowa postać, ale również bardzo krwista, wyrazista. Ja bym powiedziała, że w kinie nawet niespotykana. To jest fajne, bo daje duże pole do popisu. Nie mówię już o tym, że praca z reżyserem układała się wspaniale, bardzo mi pomógł, dużo się przy nim nauczyłam. Druga rola szczególnie mi bliska, to rola w "Kotce na blaszanym dachu", którą grałam w szkole. Dla mnie nie ma znaczenia, czy ja zagram w serialu, filmie, czy na szkolnym przedstawieniu dla trzech osób. Grałam również Vivien Leigh - ją, ale jako Blanche, z "Tramwaju zwanego pożądaniem". Grałam ją w jeszcze w szkole i ta postać była mi szczególnie bliska. Zarówno ta literacka jak i sama Vivien Leigh. Ale z filmowych, zdecydowanie na pierwszym miejscu jest Dżemma
Czy istnieje aktorka, która jest dla Pani wzorem?
Właśnie Vivien Leigh i dlatego chciałam jej oddać hołd. Wiedziałam, że przedstawienie, w którym gram właśnie ją ma się odbyć 5 listopada, w dzień jej urodzin, więc to było dość wyjątkowe. Cenię też Elizabeth Taylor. Umówmy się, że trzeba być kinomanem, żeby wiedzieć o czym ja mówię. Bo można by pomyśleć: „jak to Taylor?” Ale dla mnie to była genialna aktorka i osoba, którą podziwiam. Uwielbiam aktorków i aktorki z lat 30. i 40., ale obecnie też jest wiele takich, które cenię, np. Sharon Stone. Takie, które poprzez role zaprzeczają swoim wizerunkom. To mi się podoba.
A w życiu? Kto Panią inspiruje?
Mama. Nie mówię tego dlatego, że siedzi obok. Nic nie słyszała (śmiech). Dlatego, że jest moim całkowitym przeciwieństwem. Drzemią w niej pokłady niesamowitej cierpliwości i oddania, poświęcenia dla mnie i dla najbliższych – dla mojego taty, mojego brata... Wspiera moją pasję i to chyba ona jest moją największą inspiracją, bo nie pozwala mi się poddawać. Kiedy już mam czegoś dosyć, jeśli się nad czymś bardzo namęczę i nie widzę efektów, ona jest osobą, która nie pozwala mi się poddać. Mam takiego anioła stróża przy sobie. Na czerwonym dywanie, podczas otwarcia 31. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych towarzyszyła Pani właśnie mama...
Bardzo lubię, kiedy mama mi towarzyszy. To nie jest kwestia tego, że ona mnie ciąga lub ja ją ciągam gdzieś na siłę. Moja mama zna się na filmach, zna też ludzi, którzy ze mną pracują, bo odwiedza mnie na planie. Po prosto dobrze się czujemy razem. Ja też towarzyszę jej czasami w trakcie modowych imprez. Bo jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami. I to chyba normalne, że chodzimy na różne imprezy razem.
Jeśli chodzi o modę, czy chętnie zakłada Pani sukienki zaprojektowane przez mamę?
Tak, oczywiście. Moja mam mnie zna jak nikt, wie, co lubię, zna mój gust. I czasami go łagodzi. Ona szanuje moją indywidualność i mój styl, ma bardzo dobre wyczucie i wie, czego nigdy bym na siebie nie włożyła. Wie, że nie lubię obcisłych, krótkich spódnic. Współpraca w tym temacie jest bardzo prosta. Uważam, że to szczęście, że mam taką osobę przy sobie, bo sama siebie nie uważam za kogoś, kto ma jakieś szczególne wyczucie smaku. Ale ja i tak jestem uparta i czasami robię swoje. To jest fajne.
Jakieś inne wspólne pasje?
Mama szanuje to co robię i to co lubię. Zawsze brała mnie na serio i traktowała jak dorosłą osobę. Oczywiście z ogromną matczyną miłością, i chyba dlatego jest między nami taka silna więź.
Czy jest coś, czego nigdy nie zrobiłaby Pani w życiu?
10 grzechów głównych, hahaha. Jest całe mnóstwo takich rzeczy, teraz przychodzą mi na myśl naprawdę różne – od głupich po poważne...
Może coś o tych głupich, zwariowanych?
Na pewno nigdy nie tknę owoców morza. Na samą myśl przechodzą mnie ciarki!
To przecież włoskie przysmaki...?
Ale w życiu tego nie ruszę! A z poważnych? Nigdy nie zrobiłabym czegoś, co przekracza moją moralność i moje poczucie godności. Można to rozumieć na różne sposoby. Nigdy się nie tłuamczę, nigdy też nie tłumaczę się z tego, co robię w życiu prywatnym i może być to różnie odbierane w prasie lub nie w prasie. Nigdy nie będę starała się być kimś, kim nie jestem A coś, co chciałaby Pani zrobić bardzo, a jeszcze nie było okazji?
Na pewno chciałabym pewnego, pewnego dnia urodzić dziecko. Uwielbiam dzieci i mam straszną słabość do córki mojego brata. Jest milion rzeczy, które przychodzą mi do głowy. Na pewno chciałabym odwiedzić wiele krajów, których jeszcze nie widziałam, chciałabym zagrać po francusku, bo bardzo dobrze mówię po francusku, a na planie jeszcze nie miałam okazji. A jutro chcę zobaczyć mój film „Bezmiar sprawiedliwości”
Jak się Pani czuje w Gdyni?
Lepiej niż w zeszłym roku. W tamtym roku byłam trochę zagubiona. Jestem tu z ludźmi, z którymi pracuję i których dobrze znam. Ale pewnie będę musiała przerywać pobyt ze względu na różne zobowiązania. Ale jest w porządku.
Plany na najbliższą przyszłość?
Bardzo dużo pracy. Teraz kończymy Pitbulla - 12 odcinków. Czekają mnie jeszcze próby w Rosji, nauka języka i kręcenie. Masę rzeczy rodzi mi się z tygodnia na tydzień.
Serdecznie dziękuję za rozmowę.