"Wiem, że jest łobuzem, ale też wiem, że bardzo mnie kocha"
Ilona Felicjańska – swego czasu II Wicemiss Polonia – znana jest głównie z roztrząsania w mediach swojej choroby alkoholowej. Od jakiegoś czasu celebrytka podejmuje – według mediów - szereg nieodpowiedzialnych decyzji: ślub z "łobuzem" i powrót do picia.
Choć eksprowadząca popularnego niegdyś programu "Na każdy temat" nie wypiła podobno kropli alkoholu już od 2011 roku, ostatnio postanowiła uczynić wyjątek, który zaniepokoił brukowe media. Zbiegło się to w czasie z zachłyśnięciem się przez nią nową miłością, narzeczonym Paulem Montaną, który wcześniej przez wiele lat związany był z Karoliną Wajdą, córką słynnego reżysera i Beaty Tyszkiewicz.
Jak twierdzi sama Ilona, jej ukochany jest "łobuzem". Już nastolatki pod blokiem i na Snapchatach informują się nawzajem, że "łobuz kocha najmocniej", a czterdziestopięcioletniej Ilonie młodzieńcze marzenia najwyraźniej z wiekiem nie przeminęły. Tymczasem kilka dni temu na portalach plotkarskich pojawiły się zdjęcia jej narzeczonego w objęciach atrakcyjnej brunetki. Ilona Felicjańska wytłumaczyła już swojego wybranka, pytając dziennikarza Dzień Dobry TVN o to, "skąd wie, czy te zdjęcia były aktualne".
No cóż, jest łobuzem, a obrączki czekają. I wianek zamówiony w Londynie.
To każe nam zastanowić się nad tym, jak będzie wyglądało życie Ilony Felicjańskiej za rok czy dwa. Jak wróży jej burzliwy związek i niewinnie wyglądający powrót do alkoholu?
Po pierwsze: alkohol
Paparazzi jakiś czas temu zrobili celebrytce zdjęcia, kiedy wraz z narzeczonym odpoczywała w restauracji, wychylając do dna kieliszek białego wina. "Nie piłam, tylko spróbowałam! Po sześciu latach niepicia! Nie zamierzam do picia wracać, niepicie to mój wybór. Ale też nie chcę panicznie bać się alkoholu" – tłumaczyła się wówczas kobieta.
Felicjańska nie chce już "żyć z niewygodną (alkoholową) łatką", choć niegdyś miała neoficki syndrom mówienia o swoim problemie wszystkim, niezależnie od tego czy rozmówca chciał słuchać jej zwierzeń, czy nie. Dziś zmieniła narrację. - Nie nazywam siebie już w ten sposób, bo wyszłam z nałogu. Nauczyłam się innego życia, poznałam siebie, a teraz pomagam innym kobietom – powiedziała.
Co istotne, problem nie był zmyślony. To m.in. alkohol spowodował rozpad jej małżeństwa z Andrzejem Rybkowskim. Opiekę nad ich synami sąd powierzył potem ojcu. Sześć lat temu Ilona Felicjańska spowodowała również wypadek samochodowy, prowadząc swoje auto pod wpływem alkoholu. Ukarano ją za to rokiem więzienia w zawieszeniu i 3 tys. złotych grzywny.
Dlatego właśnie media zaczęły "martwić się" jej domniemanym powrotem do alkoholizmu, jednak wbrew powszechnej opinii, jeden kieliszek nie musi koniecznie oznaczać powrotu do picia. Jak tłumaczy psychoterapeuta uzależnień Robert Rutkowski, są alkoholicy, którzy po kilku latach w trzeźwości umieją powrócić do tzw. picia kontrolowanego.
- Picie kontrolowane wiąże się jednak z czujnością, stanem czuwania. Ale co to wtedy za przyjemność? Osoby, które piły, po dłuższym czasie nabierają dystansu do tej używki, nie jest im do niczego potrzebna. Dlatego lampka wina nie musi zrobić im krzywdy, jeśli nie rozbudzi ciekawości. I trzymam kciuki za Ilonę, żeby u niej ta ciekawość nie została rozbudzona – tłumaczy.
Zdaniem Rutkowskiego, społeczeństwo ma nadmierną skłonność do etykietowania, a "nikt nie chce być postrzegany jako chory". Stąd właśnie po jakimś czasie eksponowania swoich problemów może pojawić się niechęć do nazywania się alkoholikiem. – Moim zdaniem alkoholikiem jest ten, kto pije. To nienormalne, że ci którzy piją okazyjnie nazywani są zdrowymi, a ci, którzy nie piją od kilku lat w ogóle – chorymi – twierdzi psychoterapeuta.
Po drugie: burzliwy związek
Felicjańska twierdzi, że jest w szczęśliwym związku, jej słowa na temat przyszłego męża mocno jednak niepokoją.
- Jesteśmy zakochani, jest tyle pasji, emocji. Są dni, kiedy lubimy się mniej, ale zawsze się kochamy. Nie jesteśmy taką ułożoną parą. Jak Paula poznałam to opowiedzieliśmy sobie kim był, co robił, znałam Paula przeszłość, wiem, ile nabroił. On zna moją przeszłość, wie ile ja nabroiłam. Wiem, że jest łobuzem, ale też wiem, że bardzo mnie kocha i ja kocham jego – powiedziała celebrytka w "Dzień Dobry TVN".
Kobiety z rodzin dysfunkcyjnych (a do pochodzenia z takiej przyznała się Felicjańska) cierpią na zaburzenia poczucia własnej wartości, wchodzą więc z jednego toksycznego związku w drugi. Jak sama zainteresowana przyznała niegdyś w Gazecie Wyborczej, "wykonywała posłusznie wszystkie prośby i nakazy" byłego męża. Zapomniała wówczas o sobie, a w jej związku nie było miejsca na "kompromisy i rozmowy".
Nie wiadomo czy drugi mąż Felicjańskiej będzie podobny do byłego, ale "bycie łobuzem" raczej by na to wskazywało. - Osoba, która pochodzi z rodziny dysfunkcyjnej i miała problemy np. alkoholowe, bywa bardziej podatna na manipulację, wpływ innych ludzi. Ale z drugiej strony wszyscy mamy jakieś cechy osobowości nałogowej, a osoba, która ten nałóg przerwała, może być finalnie silniejsza – tłumaczy Rutkowski.
Jak powiedział jednak ten sam Rutkowski w wywiadzie z Aleksandrą Hangel: "Nie możemy nikogo pokochać, póki nie pokochamy samych siebie. (…) Miłość do samego siebie jest dla nas tarczą, która chroni przed kompulsywną halucynacją".
Nie wiadomo, czy Ilona podczas terapii odrobiła lekcję miłości do samej siebie, bowiem jej wpisy na Instagramie każą w to wątpić – i to mimo jej zapewnień o samoakceptacji. W rocznicę zaręczyn napisała, że był to "rok nauki bezwarunkowej miłości, nauki wybaczania i nieoceniania" .
- Komu i do czego ten przekaz miałby służyć? To na dobrą sprawę zaklinanie rzeczywistości i próba pokazania na siłę, że ten związek jest dojrzały, stabilny i tolerancyjny. Jeśli mamy dobry związek, to nie mamy potrzeby obwieszczać tego całemu światu, zwłaszcza w taki sposób – komentuje psychoterapeutka par Monika Dreger.
Jej zdaniem wiązanie się Ilony z trudnymi partnerami (wszak to nie jej pierwszy), wiąże się z dzieciństwem celebrytki - brakiem ojca i nieobecnym ojczymem. – To oznacza, że wzorzec męski jest zachwiany. Takie kobiety często nie wiedzą, jak powinien wyglądać dobry związek. Albo wiedzą teoretycznie, ale emocjonalnie tego nie udźwigną – mówi.
I twierdzi, że w jej przypadku pomogłaby terapia dysfunkcyjnego domu (DDD), gdyż sama terapia uzależnień może polegać wyłącznie na likwidacji nałogu i nie wnikać w człowieka zbyt głęboko. A to nie wystarczy, by osoba z dysfunkcyjnej rodziny nauczyła się wchodzić w zdrowe relacje.