Wintour z Paryża
Kiedy świat mówił o Annie Wintour, posłusznie, ale w rockowych ciuchach stała w jej cieniu. Nie wygląda jednak na osobę, która długo zniesie taką pozycję. Plotki od dawna właśnie ją wyznaczały na zastępczynię legendarnej naczelnej. Carine Roitfeld, naczelna paryskiego Vogue’a, zamiast przenieść się do Nowego Jorku wycofała się.
Kiedy świat mówił o Annie Wintour, posłusznie, ale w rockowych ciuchach stała w jej cieniu. Nie wygląda jednak na osobę, która długo zniesie taką pozycję. Plotki od dawna właśnie ją wyznaczały na zastępczynię legendarnej naczelnej. Carine Roitfeld, naczelna paryskiego Vogue’a, zamiast przenieść się do Nowego Jorku wycofała się. Wieść o jej odejściu obiegła jak błyskawica wszystkie portale o modzie i mediach.
Osoba, która do tej pory mówiła „Vogue Paris to ja!” postanowiła „odejść do własnych projektów”. Czy oznacza to kontynuacje współpracy z Tomem Fordem? Czy jej decyzja była samodzielna, czy też została zmuszona do niej złymi wynikami sprzedażowymi pisma? Na razie nic nie wiadomo… Za to na stronie Vogue Paris można było obejrzeć galerię z jej pięćdziesięcioma zdjęciami…
Bo ktokolwiek widział jej zdjęcie, nie zapomni jej. Chudziutkie, ale długie nogi założone, a raczej zaplątane jedna na drugiej. Wielkie oczy, zazwyczaj w ciemnym makijażu a la smoky eyes, kryjące się pod krzaczastymi brwiami. Nawet niewprawne oko zobaczy wokoło nich liczne zmarszczki. Bo ta kobieta wygląda jak szesnastolatka, jednocześnie nie wstydząc się swoich pięćdziesięciu paru lat… Tyle tylko, że jej styl ubierania się trochę nie licuje z wiekiem, za to na pewno z urodą. Małe, rockowe skórzane kurteczki, skinny jeansy, mroczne kolory oraz bluzki na gołe ciało. Szefowa paryskiego Vogue’a ma tez wyraźną niechęć do biustonoszy…
Roitfeld ma urodę podobna trochę do modelek z Rosji czy Ukrainy (np. Vodianowej), bo sama stamtąd pochodzi. Jej ojciec był niezwykłym ukraińskim filmowcem, którego „nigdy nie było w domu, bo zawsze był w Cannes”. Na małą Carine mocno wpłynęła elegancka matka, którą do dziś naczelna opisuje francuskim terminem idealnie oznaczającym burżuazję: BCBG. „Bon chic, bon genre”, to idealna klientka domu mody Hermes, w kostiumie i z jedwabną apaszką.
POLECAMY: * Chcesz być piękna? Zrób to z głową. Sprawdź swoje IQ!!* Kariera? Roitfeld to jedyna chyba naczelna Vogue’a, która nie przeszła skomplikowanej drogi poprzez prestiżowe redakcje, przez teksty i szpigle. Zanim została szefową kultowego magazynu była po prostu stylistką. Co prawda od osiemnastego roku życia miała do czynienia z modellingiem („ale brano mnie przede wszystkim do młodzieżowych kampanii”), ale na swoim miejscu znalazła się dopiero w redakcji Elle, gdzie trochę pisała, lecz przede wszystkim robiła stylizacje.
Przepustką do świata naprawdę wielkiej mody stała się córka – kiedy pozowała do Vogue Balbini, Roitfeld spotkała fotografującego ją Mario Testino, z którym zaczęła robić wielkie kampanie i sesje zdjęciowe, min. dla Vogue’a. To wtedy zaczęła się przygoda z doradztwem. Roitfeld była muzą i konsultantką Toma Forda, kiedy jeszcze tworzył dla Gucci.
Gdy wypatrzona przez Conde Naste, obejmowała stanowisko naczelnej, nie umiała tak naprawdę nic. Nadrabiała kreatywnością, ale miała gotową wizję tego, czym jest Vogue. „Albo jesteś Vogue, albo nie jestes Vogue. (…) Jak to mogę opisać? Po pierwsze – to posiadanie poczucia tego, czym jest luksus. To też odrobina szaleństwa. Ale też wyczucie piękna, bo cześć zdjęć z Vogue’a przecież wyląduje w muzeum. Ale musi też być o kulturze, bo Francuzka interesuje się nie tylko modą! Ciekawi ją malarstwo, literatura, kino, sztuka – wiec to naprawdę wiele wymagań jak na fotografa czy dziennikarza Vogue’a. Ale także dla czytelnika Vogue’a” wyznała w wywiadzie dla NY Timesa. A teraz? Niektórzy podejrzewają jej „wizytę” w Vogue UK , który prowadzi od 1992 roku Alexandra Shulman. Co będzie? Zobaczymy…