Odkryj siebie"Wódka lała się strumieniami". Tak bawiły się na balu karnawałowym

"Wódka lała się strumieniami". Tak bawiły się na balu karnawałowym

Bale karnawałowe wciąż cieszą się zainteresowaniem
Bale karnawałowe wciąż cieszą się zainteresowaniem
Źródło zdjęć: © Adobe Stock
Dominika Frydrych
02.02.2024 10:29, aktualizacja: 19.02.2024 08:40

Bal karnawałowy dla niektórych wydaje się być reliktem przeszłości. Ale wciąż wiele par decyduje się na niego, chociażby z ciekawości. - Czasem brakuje mi okazji do tańca. I nie chodzi mi o wyjście do klubu - opowiada Karolina, która zdecydowała się na taką imprezę.

- Poszłam raz i nigdy więcej - mówi kategorycznie Katarzyna. 42-latka wspomina, że zaproszenie dostał mąż. - Jego firma postanowiła zorganizować taki bal w karnawale – w ramach integracji, której nie było przez ponad dwa lata pandemii.

Początkowo pomysł jej się spodobał. - Znałam znajomych męża z pracy tylko z opowieści, ale zawsze miałam wrażenie, że to sympatyczni ludzie, z którymi można pogadać i spotkać się też w takich okolicznościach. Szybko okazało się, jak bardzo się myliłam - wzdycha.

Jak mówi, towarzystwo nastawiło się przede wszystkim na wspólne picie. - Czułam się, jakbym była na imprezie z nastolatkami. Nie mówię, że trzeba być abstynentem, ale wydawało mi się, że tam wszyscy skupiają się tylko na piciu. Wódka lała się strumieniami, a jeśli ktoś odmawiał, były krzyki i naśmiewanie się. Nie czułam się tam dobrze. Mój mąż, który też nie pije zbyt dużo, machnął ręką i stwierdził, że ludzie muszą odpocząć, i że na tym polegają integracje. Nie wiem, mnie się to bardzo nie podobało - opowiada.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

- Co gorsza, kiedy poszłam do toalety, zobaczyłam panią, która wymiotuje i jej koleżankę trzymającą jej włosy. Czy podobnie nie byłoby w pierwszym lepszym klubie? - irytuje się.

Rozczarowanie Katarzyny potęgował fakt, że firma jej męża integracyjny bal karnawałowy zorganizowała w jednym z bardziej znanych dworków. - Wszystko miało być z klasą, przynajmniej tak reklamowali się w opisach. Przepraszam za słowa, ale ludzie zachowywali się jak bydło - podsumowuje.

Poszła na bal. Dowiedziała się o ciąży siostry

Na szczęście nie wszyscy mają podobne wspomnienia. Dorota mówi, że przez długi czas chodziła z mężem na bale karnawałowe i bardzo lubi tę tradycję. - Wiem, że teraz to już właściwie wszystko jedno - karnawał czy nie karnawał, ludzie nie zastanawiają się, czy jest jakiś specjalny czas. Ale ja to lubiłam, takie przedłużenie sylwestra i czas przed Wielkim Postem, kiedy nie chodziliśmy na żadne zabawy. Podobał mi się taki rytm –opowiada 50-latka.

Najbardziej zapadła jej w pamięć impreza, na którą poszła z siostrą i mężem. - Gdy siedliśmy przy stoliku, panowie zaczęli proponować alkohol. Moja siostra od początku odmawiała, nie chciała pić ani wina, ani szampana, ani wódki. W pewnym momencie kiedy nasi mężowie poszli na papierosa, powiedziała mi, że jest w ciąży! Naprawdę - niczego się nie domyśliłam - wspomina ze śmiechem. - Popłakałyśmy się z radości, a potem poszłyśmy tańczyć.

Na pytanie, czy dalej chodzą z mężem na bale karnawałowe, Dorota tylko kręci głową. - Niestety, wiele się zmieniło. Mój mąż przez ostatnie lata ciężko choruje, ma nowotwór. Musi się oszczędzać, szybko się męczy i takie duże zabawy już nie są dla niego. Poza tym mam wrażenie, że teraz takie imprezy są o wiele droższe niż kiedyś, wydaje mi się, że dzisiaj trudniej sobie na nie pozwolić finansowo.

Organizują swój "bal karnawałowy"

30-letnia Agnieszka na pytanie o bale karnawałowe tylko się uśmiecha. - Żartujesz? Nigdy nie byłam. Nie będę wydawać kilkuset złotych z takiej okazji. Na wesele – tak, ale nie na taki bal. To zupełnie nie jest mój klimat - mówi. Ale od razu dodaje: - Mamy z przyjaciółmi inną tradycję związaną z karnawałem i imprezą.

Co rok razem ze swoją paczką znajomych organizuje własny bal karnawałowy. - Ktoś może powiedzieć, że to dziwny zwyczaj, ale ja go uwielbiam. Po prostu spotykamy się w karnawale na domówce u któregoś z nas. Zawsze wkładamy sukienki wieczorowe, robimy sobie dzikie fryzury i makijaże, a panowie – koszule i garnitury, włosy na żel. Do jedzenia są koreczki, "słone paluszki i krakersy" - śmieje się, cytując fragment "Kogla mogla". - Taki mini bal karnawałowy w klimacie PRL-u. Oczywiście leci muzyka z epoki, mamy jakieś drobne dekoracje z tym związane.

Jak to się zaczęło? Kilka lat temu jedna z jej koleżanek postanowiła zorganizować domówkę. - Mówiła, że ma ochotę na taki spęd, jak na studiach, żeby poimprezować razem w większym gronie, potańczyć, pogadać w kuchni. Sama nie wiem, dlaczego wymyśliła motyw PRL-u. Było super – i to przez lata wyewoluowało, teraz traktujemy to jako nasz stały punkt w karnawale - kończy.

"Było jak na weselu"

Ale są też 30-latki, które stawiają na tradycyjną imprezę karnawałową w lokalu. - Rok temu poszłam z mężem na bal organizowany w zajeździe u nas we wsi – relacjonuje Karolina. - Zdecydowaliśmy się trochę z ciekawości, a ponieważ akurat mniej więcej w tym czasie wypadały moje urodziny, postanowiliśmy je tak świętować. Skrzyknęliśmy się z drugą parą, z naszymi przyjaciółmi, i poszliśmy razem. Zapłaciliśmy po 200 zł od osoby, plus koszt alkoholu.

Karolina podkreśla, że bawiła się bardzo dobrze. - Było jak na weselu. Trzy dania na ciepło, zimna płyta, słodki stół, do tego napoje ciepłe i zimne. Był DJ i wodzirej, grali główne takie taneczne, znane przeboje, ale też sporo disco polo. Nie przeszkadzało nam to, wytańczyliśmy się porządnie - opowiada.

- Czasem brakuje mi okazji do tańca. Nie chodzi mi o wyjście do klubu, tam jest zupełnie inny klimat, za którym nie przepadam. Raczej właśnie o coś takiego, jak wesele - że można potańczyć z partnerem, a przy okazji też zjeść coś. Taki dansing - śmieje się. - I dokładnie to mieliśmy na balu.

Dominika Frydrych, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta