"Wódka lała się strumieniami". Tak bawiły się na balu karnawałowym
Bal karnawałowy dla niektórych wydaje się być reliktem przeszłości. Ale wciąż wiele par decyduje się na niego, chociażby z ciekawości. - Czasem brakuje mi okazji do tańca. I nie chodzi mi o wyjście do klubu - opowiada Karolina, która zdecydowała się na taką imprezę.
- Poszłam raz i nigdy więcej - mówi kategorycznie Katarzyna. 42-latka wspomina, że zaproszenie dostał mąż. - Jego firma postanowiła zorganizować taki bal w karnawale – w ramach integracji, której nie było przez ponad dwa lata pandemii.
Początkowo pomysł jej się spodobał. - Znałam znajomych męża z pracy tylko z opowieści, ale zawsze miałam wrażenie, że to sympatyczni ludzie, z którymi można pogadać i spotkać się też w takich okolicznościach. Szybko okazało się, jak bardzo się myliłam - wzdycha.
Jak mówi, towarzystwo nastawiło się przede wszystkim na wspólne picie. - Czułam się, jakbym była na imprezie z nastolatkami. Nie mówię, że trzeba być abstynentem, ale wydawało mi się, że tam wszyscy skupiają się tylko na piciu. Wódka lała się strumieniami, a jeśli ktoś odmawiał, były krzyki i naśmiewanie się. Nie czułam się tam dobrze. Mój mąż, który też nie pije zbyt dużo, machnął ręką i stwierdził, że ludzie muszą odpocząć, i że na tym polegają integracje. Nie wiem, mnie się to bardzo nie podobało - opowiada.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Co gorsza, kiedy poszłam do toalety, zobaczyłam panią, która wymiotuje i jej koleżankę trzymającą jej włosy. Czy podobnie nie byłoby w pierwszym lepszym klubie? - irytuje się.
Rozczarowanie Katarzyny potęgował fakt, że firma jej męża integracyjny bal karnawałowy zorganizowała w jednym z bardziej znanych dworków. - Wszystko miało być z klasą, przynajmniej tak reklamowali się w opisach. Przepraszam za słowa, ale ludzie zachowywali się jak bydło - podsumowuje.
Poszła na bal. Dowiedziała się o ciąży siostry
Na szczęście nie wszyscy mają podobne wspomnienia. Dorota mówi, że przez długi czas chodziła z mężem na bale karnawałowe i bardzo lubi tę tradycję. - Wiem, że teraz to już właściwie wszystko jedno - karnawał czy nie karnawał, ludzie nie zastanawiają się, czy jest jakiś specjalny czas. Ale ja to lubiłam, takie przedłużenie sylwestra i czas przed Wielkim Postem, kiedy nie chodziliśmy na żadne zabawy. Podobał mi się taki rytm –opowiada 50-latka.
Najbardziej zapadła jej w pamięć impreza, na którą poszła z siostrą i mężem. - Gdy siedliśmy przy stoliku, panowie zaczęli proponować alkohol. Moja siostra od początku odmawiała, nie chciała pić ani wina, ani szampana, ani wódki. W pewnym momencie kiedy nasi mężowie poszli na papierosa, powiedziała mi, że jest w ciąży! Naprawdę - niczego się nie domyśliłam - wspomina ze śmiechem. - Popłakałyśmy się z radości, a potem poszłyśmy tańczyć.
Na pytanie, czy dalej chodzą z mężem na bale karnawałowe, Dorota tylko kręci głową. - Niestety, wiele się zmieniło. Mój mąż przez ostatnie lata ciężko choruje, ma nowotwór. Musi się oszczędzać, szybko się męczy i takie duże zabawy już nie są dla niego. Poza tym mam wrażenie, że teraz takie imprezy są o wiele droższe niż kiedyś, wydaje mi się, że dzisiaj trudniej sobie na nie pozwolić finansowo.
Organizują swój "bal karnawałowy"
30-letnia Agnieszka na pytanie o bale karnawałowe tylko się uśmiecha. - Żartujesz? Nigdy nie byłam. Nie będę wydawać kilkuset złotych z takiej okazji. Na wesele – tak, ale nie na taki bal. To zupełnie nie jest mój klimat - mówi. Ale od razu dodaje: - Mamy z przyjaciółmi inną tradycję związaną z karnawałem i imprezą.
Co rok razem ze swoją paczką znajomych organizuje własny bal karnawałowy. - Ktoś może powiedzieć, że to dziwny zwyczaj, ale ja go uwielbiam. Po prostu spotykamy się w karnawale na domówce u któregoś z nas. Zawsze wkładamy sukienki wieczorowe, robimy sobie dzikie fryzury i makijaże, a panowie – koszule i garnitury, włosy na żel. Do jedzenia są koreczki, "słone paluszki i krakersy" - śmieje się, cytując fragment "Kogla mogla". - Taki mini bal karnawałowy w klimacie PRL-u. Oczywiście leci muzyka z epoki, mamy jakieś drobne dekoracje z tym związane.
Jak to się zaczęło? Kilka lat temu jedna z jej koleżanek postanowiła zorganizować domówkę. - Mówiła, że ma ochotę na taki spęd, jak na studiach, żeby poimprezować razem w większym gronie, potańczyć, pogadać w kuchni. Sama nie wiem, dlaczego wymyśliła motyw PRL-u. Było super – i to przez lata wyewoluowało, teraz traktujemy to jako nasz stały punkt w karnawale - kończy.
"Było jak na weselu"
Ale są też 30-latki, które stawiają na tradycyjną imprezę karnawałową w lokalu. - Rok temu poszłam z mężem na bal organizowany w zajeździe u nas we wsi – relacjonuje Karolina. - Zdecydowaliśmy się trochę z ciekawości, a ponieważ akurat mniej więcej w tym czasie wypadały moje urodziny, postanowiliśmy je tak świętować. Skrzyknęliśmy się z drugą parą, z naszymi przyjaciółmi, i poszliśmy razem. Zapłaciliśmy po 200 zł od osoby, plus koszt alkoholu.
Karolina podkreśla, że bawiła się bardzo dobrze. - Było jak na weselu. Trzy dania na ciepło, zimna płyta, słodki stół, do tego napoje ciepłe i zimne. Był DJ i wodzirej, grali główne takie taneczne, znane przeboje, ale też sporo disco polo. Nie przeszkadzało nam to, wytańczyliśmy się porządnie - opowiada.
- Czasem brakuje mi okazji do tańca. Nie chodzi mi o wyjście do klubu, tam jest zupełnie inny klimat, za którym nie przepadam. Raczej właśnie o coś takiego, jak wesele - że można potańczyć z partnerem, a przy okazji też zjeść coś. Taki dansing - śmieje się. - I dokładnie to mieliśmy na balu.
Dominika Frydrych, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl