"Wolę pracować zdalnie". Nauczyciele boją się wrócić do szkół
Od poniedziałku nauczyciele klas I-III znów pracują z uczniami stacjonarnie w szkole. – Obawiamy się o swoje zdrowie. Przyjdziemy do szkoły ze świadomością, że nic nam nie dolega, ale zdajemy sobie sprawę, że dzieci są nosicielami wirusa i możemy się od nich zakazić – mówi w rozmowie z WP Kobieta Iwona Bekisz, dyrektorka Społecznej Szkoły Podstawowej nr 35 im. Noblistów Polskich.
16.01.2021 | aktual.: 03.03.2022 06:43
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
18 stycznia uczniowie klas I-III szkół podstawowych wracają do nauki stacjonarnej. Choć dzieci cieszą się na spotkanie z rówieśnikami, to nie można zapominać o nauczycielach, którzy są pełni obaw o zdrowie swoje i bliskich. Powrót do pracy w szkole w czasie szalejącej pandemii, nie będąc jeszcze zaszczepionymi, nie napawa ich optymizmem. Ale wracają do pracy, choć wielu z nich, gdyby tylko mogło sobie na to pozwolić, zostałoby w domu i wciąż prowadziłoby lekcje zdalnie.
Boimy się, ale myślimy o uczniach
Beata Mieluch, wychowawczyni klasy I szkoły podstawowej w rozmowie z WP Kobieta mówi, że zarówno ona jak i jej znajomi, którzy pracują w oświacie, mają obawy przed powrotem do pracy. – Duże grono nauczycieli boi się wrócić do pracy. Ja też się martwię, mam rodzinę, dwójkę dzieci, moi teściowe, z którymi mieszkam, są seniorami. Zdajemy sobie sprawę z istniejącego ryzyka, sytuacja jest trudna – podkreśla nauczycielka.
– Mam też na uwadze moich uczniów. Oni bardzo tęsknią za sobą, potrzebują kontaktu twarzą w twarz z innymi dziećmi. Przychodząc do szkoły we wrześniu, zdążyli się poznać, polubić i nagle musieli się rozstać, bo znów wprowadzono naukę zdalną. Brakuje im też nauczyciela, który do nich podejdzie, zadba o nich, a nie tylko przemówi do grupy z ekranu komputera. Mam nadzieję, że przy wsparciu dyrekcji i rodziców, zachowując środki ostrożności, wrócimy do szkoły nie na chwilę, na kilka tygodni, tylko na dobre – dodaje Beata Mieluch.
Podobne zdanie ma Ewa Wróblewska, wychowawczyni klasy drugiej. Choć boi się o swoje zdrowie, to od poniedziałku stawi się w szkole. Zrobi to dla dzieci. – Mam obawy, nie będę oszukiwać, że ich nie mam. Chyba każdy nauczyciel je ma. Ale są one takie same jak we wrześniu. Wtedy też wracaliśmy do pracy stacjonarnej po długim okresie nauki zdalnej. Też wtedy trwała pandemia. Mam świadomość, że choć teraz jestem zdrowa, to za chwilę może się zdarzyć, że zakażę się koronawirusem. Nie jestem jeszcze zaszczepiona, więc muszę zmierzyć się z tym zagrożeniem – mówi nam Wróblewska.
Wychowawczyni podkreśla, że należy myśleć nie tylko o pracownikach oświaty. Zdaniem Wróblewskiej najbardziej poszkodowane w tej sytuacji są dzieci, które są zdezorientowane, bo raz uczą się stacjonarnie, a raz zdalnie. – Nie chodzi tylko o nauczycieli, ale też i o uczniów. Oczywiście, myślę o sobie, o moim bezpieczeństwie, ale mam też na uwadze dzieci, ich emocje i potrzebę kontaktu społecznego. Oni bardzo cieszą się, że znów zobaczą rówieśników, potrzebują siebie nawzajem, a ja chcę ich wspierać – podkreśla nauczycielka.
Jeśli mogłabym wybrać, pracowałabym zdalnie
Kilka dni temu profesor Andrzej Horban, który stoi na czele grupy rządowych doradców epidemiologicznych ds. pandemii, został zapytany przez dziennikarza Polsat News, dlaczego pracownicy oświaty nie są traktowani priorytetowo w kwestii szczepień. Odpowiedział: „Nauczyciele nie są szczepieni w pierwszej kolejności, ponieważ są młodzi i inteligentni. Nauczyciel wie jak się chronić, po drugie dajemy mu metody diagnostyczne” .
Gdy Natalia Opara nauczycielka języka polskiego i pracownica szkolnej biblioteki usłyszała tę wypowiedź, nie mogła uwierzyć, że ceniony specjalista posługuje się takimi argumentami.
– Z dużym zainteresowaniem, a zarazem niedowierzaniem, oglądałam wywiad z profesorem Horbanem , który brak szczepień wśród nauczycieli tłumaczył młodością i inteligencją pracowników oświaty. Jednak warto pamiętać, że średnia wieku nauczycieli wynosi 44 lata, wiec nie można pomijać belfrów, którzy znajdują się w grupie podwyższonego ryzyka – zauważa Opara.
– Nauczyciele przed powrotem do pracy są testowani na obecność koronawirusa, ale uczniowie już nie, więc potencjalne zagrożenie zakażeniem wciąż istnieje. Szkoła, w której pracuję, jest odpowiednio przygotowana na prowadzanie zajęć stacjonarnych, są przestrzegane zasady reżimu sanitarnego, jednakże podstawą do bezpiecznego powrotu są szczepienia. Jestem pełna obaw, dlatego, gdybym mogła zdecydować sama, wolałabym dalej uczyć zdalnie. Poza tym ciągłe otwieranie i zamykanie szkół negatywnie wpływa na uczniów. Nikt nie da nam gwarancji, że za dwa tygodnie lub miesiąc znów nie będziemy musieli przejść na naukę online – zastanawia się polonistka.
Jakub Juruś, artysta i nauczyciel plastyki w Niepublicznej Szkole Podstawowej w Nasielsku z kolei mówi nam, że jeżeli pedagodzy boją się nauczania stacjonarnego, to powinni przemyśleć swój powrót do pracy. – Ich niepewność i strach będzie się przekładać na jakość nauczania i odbijać na pracy z dzieckiem. Uczniowie wyczuwają niepokój, a ich poczucie bezpieczeństwa i tak jest zaburzone przez pandemię. Praca pedagogów w obecnych realiach jest naprawdę trudna i wymagająca – twierdzi Juruś i dodaje – Zdecydowanie byłoby lepiej, gdyby nasza grupa zawodowa była zaszczepiona przed powrotem.
Nauczyciele gasną
Iwona Bekisz dyrektorka Społecznej Szkoły Podstawowej nr 35 im. Noblistów Polskich w rozmowie z WP Kobieta mówi, że wszyscy nauczyciele, którzy wrócą do pracy stacjonarnej, zostali przetestowani pod kątem koronawirusa. Żaden z pedagogów na ten moment nie otrzymał pozytywnego wyniku. – Obawiamy się o swoje zdrowie. Przyjdziemy do szkoły ze świadomością, że nic nam nie dolega, ale zdajemy sobie sprawę, że dzieci są nosicielami wirusa i możemy się od nich zakazić. Dlatego staramy się jak najbardziej przygotować na tę ewentualność i będziemy przestrzegać trzech najważniejszych zasad: maseczka, dystans, dezynfekcja – deklaruje dyrektorka podstawówki.
Jednak obawa o zdrowie to nie wszystko. Iwona Bekisz podkreśla, że według niej zarówno nauczyciele jak i uczniowie potrzebują spotkań twarzą w twarz w szkole. – Boimy się też o nasze maluchy, które jeśli teraz nie wrócą, to później mogą mieć problem z odnalezieniem się w tej szkolnej rzeczywistości. Z drugiej strony my, pedagodzy, też gaśniemy, nauczając zdalnie. Nikt nas tego nie uczył, nasza psychika nie jest przygotowana do takiej pracy na dłuższą metę. To nie jest dobre dla szkoły, która jest przecież instytucją opartą na relacjach – dodaje Iwona Bekisz.
– Nauczyciele, którzy od poniedziałku stawią się w szkole, są bardzo odważni. Jako pedagodzy mają misję, a ja nawet odważę się powiedzieć, że są bohaterami. Myślą nie tylko o sobie, ale przede wszystkim o dzieciach, które ich potrzebują. Myślą też o rodzicach tych maluchów, którzy muszą przecież iść do pracy, żeby mieć z czego żyć – podsumowuje Bekisz.
Zobacz także: Nowe życie Melanii. Wszyscy chcą wiedzieć, co dalej