Blisko ludziWrzesień to najgorszy miesiąc dla par. Terapeuci przeżywają oblężenie

Wrzesień to najgorszy miesiąc dla par. Terapeuci przeżywają oblężenie

- Spojrzał mi głęboko w oczy i powiedział: "Myślałem, że po powrocie będziemy starać się o dzidziusia, ale ty się na matkę na razie nie nadajesz". Popłakałam się, a on mnie przeprosił, zwalając wszystko na zmęczenie i alkohol - mówi Karolina, której związek rozpadł się po powrocie z urlopu. Sytuacja taka jak ta w Polsce zdarza się bardzo często.

Wrzesień to najgorszy miesiąc dla par. Terapeuci przeżywają oblężenie
Źródło zdjęć: © Getty Images
Marianna Fijewska

Czekają w poczekalni, milcząc. Niepewni, onieśmieleni i zmieszani. Dla większości z nich to będzie pierwsza sesja terapeutyczna w życiu. Zazwyczaj zaczynają rozmowę z psychologiem tak samo: "Byliśmy na wakacjach i okazało się, że nie mamy o czym rozmawiać. Że się nie dogadujemy. Że nie mamy ze sobą nic wspólnego. Że właściwie w ogóle się nie znamy."

Położyliśmy się do łóżka i zasnęliśmy w objęciach. To była bardzo smutna noc
Karolina była w związku pięć lat. Coraz częściej z partnerem rozmawiali o założeniu rodziny. Nie mieli wątpliwości, że oboje traktują tę relacje całkowicie poważnie... ale ostatnie sześć miesięcy było szalone. Karolina dostała nową pracę, która wymagała maksymalnego zaangażowania, a jej partner pracował nad gigantycznym zleceniem w firmie inżynierskiej. Widywali się więc tylko wieczorami i snuli marzenia o wspólnym wyjeździe.

- Fajne to było, bo nas spajało. Oboje mieliśmy kosmiczną ochotę na te wczasy – wspomina Karolina. Wszystko było zaplanowane z dużym wyprzedzeniem: oferta all inclusive w pięknym hotelu na Elbie.

- Gdy dolecieliśmy na miejsce, poszłam popływać. On tylko przewrócił oczami, bo przecież w hotelowych basenach jest straszny syf. Drugiego dnia, gdy przez kilka godzin leżeliśmy koło siebie na plaży, okazało się, że praca to jedyne o czym ze sobą rozmawiamy. On w końcu powiedział: "Dobra, zmieńmy temat na jakiś przyjemniejszy!". Wtedy zapadła cisza. Naprawdę nie mieliśmy o czym rozmawiać, więc on czytał książki, a ja pływałam... - opowiada Karolina, dla której ostatnie miesiące w pracy były tak stresujące, że zaczęła popalać. Wcześniej nie robiła tego na oczach partnera, ale teraz, skoro byli ze sobą non-stop...

- Za każdym razem, gdy sięgałam po fajkę, widziałam jego oceniające spojrzenie i nienawidziłam przez to i siebie i jego. Starałam się ograniczać palenie do minimum... gdybym wtedy wiedziała, jak ten urlop się skończy, na pewno paliłabym dużo więcej - mówi.

Trzeciego dnia w hotelu zorganizowano imprezę integracyjną. Karolina przekonała swojego partnera, żeby poszli, choć on w ogóle nie miał na to ochoty. Po kilku drinkach Karolina nabrała ochoty na taniec, ale on wdał się w dyskusję z nowo poznanymi ludźmi i nie miał zamiaru przerywać.

- Gdy weszłam na parkiet, nasz przewodnik zaczął ze mną tańczyć. Później długo rozmawialiśmy i tańczyliśmy na przemian. Ewidentnie się do mnie kleił. Zerkałam co raz na mojego faceta, ale on w ogóle nie był tym przejęty. Później, gdy szliśmy do pokoju, rzuciłam od niechcenia, że ten przewodnik nieźle do mnie zarywał. Nawet tego nie skomentował. Dopiero rano, gdy się obudziliśmy spojrzał na mnie i zaczął się śmiać: "Co ty za głupoty wczoraj gadałaś? Że on do ciebie zarywał? Ja widziałem, że było odwrotnie" - powiedział, a ja zdębiałam, bo zobaczyłam w jego oczach kompletną obojętność - wspomina.

Jednak najgorsze nadeszło ostatniego dnia. Karolina i jej partner cały dzień zwiedzali nadmorską miejscowość i kupowali pamiątki. Późnym wieczorem wypili w hotelowym barze dwa piwa. Tyle wystarczyło, żeby się podchmielić.

- Spojrzał mi głęboko w oczy i powiedział: "Myślałem, że po powrocie będziemy starać się o dzidziusia, ale ty się na matkę na razie nie nadajesz". Popłakałam się, a on mnie przeprosił, zwalając wszystko na zmęczenie i alkohol. Położyliśmy się do łóżka i zasnęliśmy w objęciach. To była bardzo smutna noc. W obojgu nas umierała właśnie nadzieja na to, że tę relację da się uratować.

Nie dało się. Dwa tygodnie po powrocie do Polski Karolina zakończyła pięcioletni związek. Jej partner nie stawiał oporu.

Kochana, ty byłaś na urlopie?! Wyglądasz na wykończoną!
Ania wyjechała na urlop z mężem i trójką dzieci. To miały być idealne wakacje na greckiej wyspie, piękna przyroda i świetne warunki do nurkowania - największej pasji jej męża.

- To nie mogło się udać. Najstarsza 13-letnia córka przechodzi właśnie fazę buntu. Przez cały wyjazd gapiła się w telefon albo w tablet, a jak jej zabierałam, to zakładała słuchawki i bardzo głośno słuchała muzyki. Zupełnie, jak w tych beznadziejnych filmach o zbuntowanych nastolatkach! Mąż mówił, żebym dała jej spokój, ale jak ja miałam pozwolić na to, żeby godzinami gapiła się w ekran? Zgrywał wyluzowanego tatusia a tak naprawdę nie chciało mu się z nią użerać - mówi wściekła Ania.

- Młodszy synek strasznie bał się krabów, więc nie chciał w ogóle chodzić na plażę. Za każdym razem zakładał bluzę z kapturem, długie spodnie, a na nogawki naciągał skarpety i tak wychodził na 35-stopniowy upał! Jak tylko widział kraba, to machał rękami jak wariat i uciekał. Mąż się z tego śmiał, w przeciwieństwie do mnie, bo to ja musiałam uspakajać naszego syna, gdy on szedł nurkować - mówi Ania, która podczas całego wyjazdu najlepiej dogadywała się z najmłodszym rocznym, synkiem. - Pewnie dlatego, że w ogóle nie mówi - śmieje się.

Ania zabrała ze sobą trzy książki. W czasie wyjazdu nie udało jej się przeczytać nawet strony. Każdy wyjście na plaże, oznaczało dla niej wielogodzinną harówę przy dzieciach. Jednak widząc radość męża, który pierwszy raz od wielu miesięcy rzeczywiście wypoczywał, decydowała się nie narzekać, tylko dzielnie wypełniać matczyne obowiązki.

- Pewnego dnia miarka się przebrała. Był koszmarny upał. Córka miała przewinąć najmłodszego synka, ale coś poszło nie tak. Wszędzie była kupa. Ona piszczała na cały głos z obrzydzeniem, a młody wył. Ledwo ogarnęłam ten bałagan, jak mąż wrócił, powiedziałam, że mam w d.pie takie wakacje i poszłam na wielogodzinny spacer wybrzeżem. Trochę się uspokoiłam, wróciłam do domu, gdzie czekał mnie dalszy ciąg awantury. Mąż wykrzykiwał, że jestem nieodpowiedzialna i że on się tak strasznie zamartwiał... Od tego czasu dosłownie liczyłam dni do końca urlopu - wspomina Ania. - Jak przyszłam do pracy, to koleżanka zrobiła oczy w pięć złotych i powiedziała: "Kochana, ty byłaś na urlopie?! Wyglądasz na wykończoną!".

Po powrocie do domu Ania odbyła z mężem szereg rozmów.

- Nie zamykamy się jednak na opcję terapii dla par. Poczekamy, zobaczymy.

Tłukliśmy się marokańskim pociągiem przez 14 godzin. Nie mogłam na niego patrzeć
Tego dnia Paulina wracała z pracy w podskokach. Była podekscytowana i szczęśliwa, jutro wylatywali do Maroka na wymarzony urlop. Jej partner miesiąc wcześniej zrezygnował z pracy, był dopiero na etapie szukania nowej. Miał mnóstwo wolnego czasu i obiecał ogarnąć całą podróż - kupić nowe walizki, zabukować bilety na międzymiastowe przeloty, załatwić hotele i spakować najważniejsze rzeczy.

- Weszłam do domu i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Wszystko było porozwalane na podłodze, a mój facet siedział przy komputerze i grał. Okazało się, że nie kupił walizek, a te które mamy są za duże na bagaż podręczny. Trasa z lotniska do hotelu jest niesprawdzona i nie mamy kupionych biletów na loty międzymiastowe - wspomina Paulina.

- Następnego dnia nad ranem na lotnisku, w ogóle się do siebie nie odzywaliśmy. Całą noc nie spałam, pakując nas i ogarniając podstawowe rzeczy, o których on w ogóle nie pomyślał. Na tym lotnisku było dużo par i w pewnym momencie miałam wrażenie, że wszyscy są na siebie obrażeni, tak jak my. W powietrzu można by było zawiesić siekierę - wspomina.

Długi lot i możliwość wyspania się sprawiły, że Paulina na kilkanaście godzin zapomniała o nieogarnięciu partnera. Pierwsze dni urlopu przebiegały idealnie, do czasu...

- Zrobiliśmy sobie kilkudniową wycieczkę do miasta na północy Maroka. Mój facet podobno gdzieś wyczytał, że bilet powrotny do stolicy można kupić z jednodniowym wyprzedzeniem. Ale oczywiście nie w sezonie! Miejsc nie było i musiałam szukać innej drogi powrotu do naszego hotelu. Wylądowaliśmy w zatłoczonym, śmierdzącym pociągu. Tłukliśmy się nim przez 14 godzin! Byłam tak zła, że nie mogłam na niego patrzeć. Pociąg stał trzy godziny w jakimś polu, powiedziałam wtedy: "K.rwa! Dojedziemy do hotelu o 1 w nocy, zadzwoniłeś tam, upewnić się, że nas wpuszczą?" - zapytałam, choć wiedziałam, że nie. Po prostu musiałam się o coś wkurzyć - mówi Paulina. Od tej pory jej urlop przebiegał w atmosferze kłótni i napięcia. Do ostatniego dnia.

- Wieczór przed wylotem spędziliśmy pijąc wino na hotelowym balkonie. Przed nami rozciągał się piękny widok, mogło być bardzo romantycznie, ale w pewnym momencie zaczęło strasznie wiać. Mówię, że mi zimno i idziemy do środka, a on wybucha, że cały wyjazd się rządzę i że zostajemy na balkonie. No to zostaliśmy. Rano obudziłam się z bolącym gardłem i uchem. "Przez ciebie jestem chora!" - wykrzyczałam mu na koniec.

Gęsta atmosfera utrzymywała się jeszcze kilka dni po powrocie do domu. Wtedy Paulina i jej partner podjęli decyzję - nie chcą się rozstawać, dlatego idą na terapię. Wakacje w Maroku miały miejsce dwa lata temu. Dziś Paulina jest już mężatką.

Polacy żyją, jak współlokatorzy. Na wakacjach tak się nie da
- To jest wielki mit, że poznajemy się z partnerem tylko w początkowej fazie związku. Człowiek nieustannie się zmienia i rozwija - mówi Monika Dreger, psycholog i autorka książki "Co boli związek?". - Nie zdajemy sobie sprawy, jak wielu Polaków żyje ze sobą na zasadzie współdzielenia mieszkania. Partnerzy przychodzą zmęczeni po pracy i kładą się spać. Nie ma czasu na rozmowy, na wspólne realizowanie pasji. Oboje oddalają się od siebie, ale dopiero na urlopie mają czas, aby to zauważyć. Dlatego we wrześniu gabinety psychologiczne przeżywają oblężenie – tłumaczy Dreger.
Zdaniem ekspertki urlop nie tylko weryfikuje jakość relacji. Jest też czymś do czego wiele par może podejść na zasadzie zadania, a nie odpoczynku.

- Jest niemal pewne, że urlop zaplanowany co do minuty, nie uda się. Przy pierwszym opóźnieniu pojawi się frustracja, a w ślad za nią kłótnie i napięcie. Często zdarza się tak, że jedna ze stron nie dopełni obowiązków organizacyjnych i najzwyczajniej w świecie zawiedzie drugą osobę. Najlepiej w takich sytuacjach wprost zakomunikować partnerowi swój smutek czy rozczarowanie na przykładzie konkretnej sytuacji – mówi ekspertka i podkreśla, jak ważna jest szczerość i asertywność w komunikacji.

- Efektywna komunikacja ma szczególne znaczenie jeśli chodzi o rodziców, którzy jadą na wakacje z dziećmi. Nagle okazuje się, że jedno z nich nie ma czasu na odpoczynek. W dodatku wychodzi na jaw, że mają zupełnie inne systemy wychowawcze: tata pozwala na jedzenie słodyczy, czy późne chodzenie spać, a mama nie. To napędza kolejne konflikty. Pary, które przychodzą po fatalnych urlopach, czasem mówią wprost: "Gdyby nie dziecko, rozstalibyśmy się", ale chcą walczyć, żeby nie rozbijać rodziny - tłumaczy Dreger.

Ekspertka nie ma wątpliwości, że umiejętność cieszenia się wspólnym urlopem jest niezwykle ważna.

- Jeśli jeden z partnerów woli jeździć na rowerze, a drugi spacerować, to powinni znaleźć kompromis. Jeśli kompromisu nie udaje się znaleźć, oznacza to, że sam fakt spędzania razem czasu nie jest na tyle atrakcyjny, by o się o niego starać. Wtedy partnerzy powinni zastanowić się nad tym, czy w ogóle chcą być razem. Przecież wspólne spędzanie czasu to podstawa funkcjonowania związku – podsumowuje psycholog.

Zobacz też: Dominika Gwit-Dunaszewska mężu, hejcie i otyłości

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (1)