Blisko ludziWspomnienie prof. Romualda Dębskiego. "Z gęby nie należy robić cholewy"

Wspomnienie prof. Romualda Dębskiego. "Z gęby nie należy robić cholewy"

Wspomnienie prof. Romualda Dębskiego. "Z gęby nie należy robić cholewy"
Źródło zdjęć: © Forum
Karolina Błaszkiewicz

21.01.2019 09:26, aktual.: 21.01.2019 10:41

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Prof. Romuald Dębski zmarł 20 grudnia 2018 r. "W tych najistotniejszych momentach znajdował czas. Żeby mnie objąć, pocałować w czoło" – wspomina go w "Dużym Formacie" jedna z pacjentek. Aleksandra jest niepełnosprawna i dzięki niemu została mamą, gdy inni nie dawali jej na to szans.

Aleksandra Koperstyńska zawdzięcza dziecko prof. Romualdowi Dębskiemu. W rozmowie z "Dużym Formatem" mówi, że sugerowano jej aborcję, bo jeździ na wózku inwalidzkim. Na ulicy jej mąż słyszał: "Ale krzywdę pan zrobił tej pani, że ona jest w ciąży".

Krzywdy nie widział Dębski, który jak wspomina "nie zawsze był miły", ale okazywał kobiecie wiele ciepła i wsparcia. Po jego odejściu dostała wiadomość od znajomej na Facebooku z pytaniem, jak "mogła być na pogrzebie tego abortera". – Studiowałam teologię, ale nie mieści się to w mojej głowie. W Antku jest cząstka profesora – mówi.

Aleksandra i 600 innych pacjentek Dębskiego stworzyły plakat z jego "cudami", czyli ich dziećmi. Zawisł nad łóżkiem profesora, gdy ten walczył o życie. Dziennikarka "Dużego Formatu" rozmawia nie tylko z Koperstyńską.

Bohaterką jest też matka, która rozstała się z mężem po kolejnym poronieniu i dostała "baty", gdy trafiła do Dębskiego. Potem dzięki niemu urodziła zdrowe dziecko. W wywiadzie przyznaje, że pierwsza, egoistyczna myśl, jaka przyszła jej do głowy po śmierci ginekologa, to, że "znikła szansa na drugie dziecko".

Z dziennikarką "DF" rozmawiają także przyjaciele zmarłego. Prof. Tomasz Paszkowski, kierownik III Katedry i Kliniki Ginekologii Akademii Medycznej w Lublinie, nie waha się, gdy mówi: "Zawsze był taki adres, że jak już nie wiadomo było, co zrobić, można było wysłać pacjentkę do Dębskiego".

Wspomina również, że profesor nigdy nie spoczął na laurach i ani przez chwilę nie uważał się za cudotwórcę. – Prywatnie to był człowiek, który nigdy mnie nie zawiódł – podkreśla Paszkowski.

Nachwalić nie może się go inna koleżanka po fachu - prof. Violetta Skrzypulec-Plinta ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach. – (…) Wszystko, co robił i czego uczył, było transparentne i mocno osadzone w realiach – zaznacza.

– Bliskie były mu też wartości jak prywatność pacjentki, intymność jej ciała i prawa kobiet. (…) Kobiety, które nie mogły, nie płaciły. Dla niego takie zachowanie było oczywiste – dodaje. Plinta wraca też do chwil, gdy była świadkiem krytyki pod adresem Dębskiego. Słyszała wyzwiska ze strony antyaborcjonistów, którzy za nim jeździli. – Siedzimy w hotelu (…) Pod oknami pikieta, na plakatach rozerwane płody. Nie wytrzymałam: "Aldek, to jest niemożliwe!". "Ja na to nie zwracam uwagi, jedzmy" – odpowiedział spokojnie – opowiada Plinta. Mówi też o przypomnianych na pogrzebie słowach, że "z mordy nie należy robić cholewy".

W tekście "Dużego Formatu" wypowiada się również żona Marzena, z którą był przez 18 lat i doczekał się z nią trójki synów. Jak zaznacza, praca nigdy ich nie dzieliła, tylko zbliżała. Starali się spędzać ze sobą jak najwięcej czasu i prowadzić udane życie rodzinne, chociaż Dębski był bardzo zajęty.

"Niewiele razy zdarzyło się, że Aldek pojechał (na narty) i wrócił z nami. (…) Dołączał: samolotem, pociągiem, autokarem. I nierzadko przerywał urlop, wracał wcześniej" – wyjaśnia Dębska. Podkreśla, że jej mąż uwielbiał być ojcem i jak nie szef namawiał pracownice na ciąże. – Mówił: "Do pracy wrócisz potem". Uważał, że rodzina jest najważniejsza – dodaje. Marzena Dębska ubiega się teraz o jego stanowisko.

Komentarze (180)