Wydałam 500 zł na dietę Chodakowskiej. Pewnie myślicie, że oszalałam
Dieta na zamówienie jest jak pudełko czekoladek - nigdy nie wiesz, na co trafisz. Ja trafiłam na dietę Ewy Chodakowskiej, trenerki wszystkich Polek.
21.09.2018 | aktual.: 21.09.2018 11:59
"Cała na biało wkroczyła w moje życie"
Lubię gluten i wcale się tego nie wstydzę. Gdyby było można wejść w związek z czekoladą, byłabym pierwszą osobą, która by go zalegalizowała. Zdecydowanie nie jetem typem kobiety, która idzie do restauracji i zamawia sałatkę, bo już po 18:00. Wręcz przeciwnie, zamówię pizzę i prosecco. Właśnie dlatego moje fit koleżanki patrzą na mnie jak na kosmitkę. Niemal każda z nich ciągle jest na jakiejś diecie.
A to na tapecie pojawia się oczyszczanie sokami, a to dieta bezglutenowa, albo ta, dzięki której Karolina Szostak wygląda niczym modelka Victoria's Secret. Powiem szczerze, czasami jest mi wręcz głupio, bo w temacie "bycia na diecie" wykazuję się kompletną ignorancją. Nie to, żebym nigdy nie próbowała zrzucić kilku zbędnych kilogramów. Prób było równie wiele, ile pochłoniętych podczas takiej diety kalorii, czyli milion. Po prostu, mój mózg reaguje alergicznie na samo słowo "dieta".
Czym innym jest jednak zdrowe i racjonalne odżywianie. Wielokrotnie obiecywałam sobie, że tej wiosny, lata, jesieni i zimy, to już na pewno będę jeść zdrowo, a zawartość mojej lodówki zasłuży na pochwałę od samej perfekcyjnej pani domu. No, ale niestety. Pomidory zdążyły zgnić, sałata zżółknąć, a ser halloumi spleśnieć. Proza życia. Nie oszukujmy się, żoną ze Stepford nigdy nie będę. Gdy już całkiem straciłam nadzieję, że mogę zmienić przyzwyczajenia żywieniowe, cała na biało wkroczyła w moje życie Ewa Chodakowska. Trenerka wszystkich Polek, ogłaszając nowy biznes oparty na cateringu dietetycznym, wlała nadzieję w moje skołatane serduszko. Pomyślałam: Ha! też będę fit! Z niecierpliwością śledziłam wszelkie informację o tym, kiedy Chodakowska ruszy wreszcie ze swoimi "pudełkami". Tym razem musi się udać!
"Zamówiłam 1800 kalorii"
Jeśli myślicie, że to moja pierwsza próba przejścia na dietę pudełkową, to jesteście w błędzie. Przez ostatnie dwa lata wypróbowałam już chyba wszystkie warszawskie firmy dostarczające jedzenie pod drzwi. Jedne były lepsze, inne gorsze, a o części wolę nawet nie pamiętać, licząc po cichu na to, że pamiętać będzie o nich sanepid. Do dziś moja skrzynka mailowa pęka w szwach od ofert promocyjnych na kolejne tygodnie cateringu. Problem w tym, że prędzej czy później - najczęściej już po tygodniu - taka dieta stawała się dla mnie najnormalniej w świecie nudna i monotonna. No ale wiadomo, gdy pojawia się nowy gracz na rynku, i to w dodatku taki jak Chodakowska, grzechem byłoby nie spróbować.
Za każdym razem dzięki diecie pudełkowej udawało mi się zrzucić średnio 3,5 kilo. Niestety, po przejściu na "normalne" jedzenie waga z prędkością światła wracała do stanu sprzed diety. No może niezupełnie całkiem, bo zwykle przybywał mi dodatkowy kilogram lub dwa. Klasyczny efekt jo-jo, zmora większości osób, które choć raz próbowały się odchudzić. Na szczęście jedna z moich fit koleżanek jest lekarką. Zwróciła mi uwagę na cały szereg błędów, które dotychczas popełniałam. Przede wszystkim, chcąc zrzucić nieco balastu kilogramowego, zamawiałam niskokaloryczne zestawy. Ubzdurałam sobie, że na 1000 - 1200 kcal., będę świetnie funkcjonować i pozbędę się tłuszczu. Ba, wówczas chodziłam na intensywne treningi, podczas których średnio spalałam ok. 600 kcal. Co zatem może pójść nie tak? Otóż wszystko, czyli utracone kilogramy powróciły wraz z końcem diety, a w trakcie jej trwania byłam wiecznie głodna i zła.
Przyznaję się bez bicia, raz poszłam nawet na hamburgera. Odraza, jaką wówczas do siebie poczułam jest nie do opisania. Zbezczeszczenie diety pospolitym burgerem jest niegodne! Dlatego tym razem do pudełkowej próby podeszłam bardziej racjonalnie. Moja fit koleżanka lekarka wyliczyła dokładnie, ile kalorii dziennie powinnam spożywać przy założeniu, że przynajmniej dwa razy w tygodniu wykonuję jakąś aktywność fizyczną, choćby długi spacer. Mocno się zdziwiłam, gdy oznajmiła mi, że dokładnie powinnam jeść 1798 kcal. dziennie, jeśli chcę zdrowo schudnąć. Proste, dostarczasz więcej jedzenia, twój organizm nie świruje i nie magazynuje tłuszczu, bo wie, że za chwilę dostanie kolejną porcję.
Klamka zapadła. Zamówiłam zestaw optimal 1800 kcal. u Ewy Chodakowskiej. I w końcu nadszedł ten dzień, gdy na mojej wycieraczce stanął pierwszy zestaw. Karton z jedzeniem rozerwałam z pasją dziecka otwierającego gwiazdkowy prezent. Na śniadanie: jaglanka z owocami. Sporo jaglanki, dwa plasterki kiwi i dwa pomarańczy. No nic, dieta to dieta, trzeba się dostosować. Jaglanki było dość dużo, tak że nie byłam wstanie zjeść całej porcji. Drugie śniadanie: koktajl owocowy - bez zastrzeżeń. Obiad - kotleciki z soczewicy z sosem - zjadłam z przyjemnością. Podwieczorek - sałatka - 5 listków sałaty, trzy pomidorki koktajlowe i 4 plasterki ogórka - pycha. Na kolację warzywny gulasz - mniam. Pełna optymizmu czekałam na kolejny dzień.
Ale z takimi dietami jest tak, jak z pudełkiem czekoladek - nigdy nie wiesz, na co trafisz. Akurat trafiłam na omlet z masłem orzechowym, którego nie cierpię. Na szczęści reszta posiłków była bardzo smaczna. Ale niemal w każdym dniu trafiało się coś, co nie do końca odpowiadało mojemu podniebieniu. Raz owocowo-warzywny koktajl, kiedy indziej wołowina, za którą nie przepadam, albo ser lazur, którego nie tknę za żadne skarby świata. Na szczęście 1800 kcal, to na tyle dużo, że jeden nietrafiony posiłek mogłam zastąpić innym. Zresztą, zdarzało się i tak, że nie byłam w stanie zjeść wszystkiego i były dni, w których całkiem odpuszczałam kolację lub podwieczorek, a mimo wszystko czułam się syta i nie rozglądałam się za choćby małym kawałkiem czekolady. Dobrze zbilansowane posiłki są zdecydowanym plusem cateringu firmowanego przez Chodakowską.
Nie żałuję tych pięciu stów
Niestety, są też minusy. Nie ma opcji zestawu testowego na jeden dzień, choć taki ma większość firm cateringowych już funkcjonujących na rynku. Zestawy od Chodakowskiej zamawia się minimum na pięć dni. Trochę słabo, Ewa....Nie doczytałam się opcji "bez laktozy" ( w wielu firmach można poprosić o taką możliwość, zwłaszcza że sporo posiłków w dietach pudełkowych bazuje na nabiale). Trzeba jednak przyznać, że cenowo oferta Chodakowskiej wpisuje się standard rynkowy. A na początku bałam się, że przyjdzie mi zapłacić miliony monet, tylko dlatego, że to JEJ dieta. Ale nie. Cena zestawu pięciu posiłków na 8 dni wyniosła ok. 60 zł za dzień, czyli jakieś 500 złotych.
Niemal tyle samo wydaję, jedząc prawie codziennie na mieście. Co więcej nie musiałam już chodzić na zakupy, do diety kupowałam praktycznie tylko wodę. Nie wchodziłam do sklepów, czyli nie skusiła mnie ani jedna promocja, koszulka czy sukienka. Cudownie! No i radosna świadomość, że mogę spać pół godziny dłużej. W końcu śniadanie (i 4 inne posiłki) czekają już na wycieraczce. Może jestem szalona, ale nie żałuję tych pięciu stów, które uszczupliły mój budżet. Pieniądze i tak bym pewnie wydała, a nie byłabym o kilogram szczuplejsza. Traktuje to więc jako dobrą inwestycję - w samą siebie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl