Wykapana matka, wykapany tatka

Nie ma osoby, która zobaczywszy nasze dziecko, nie stwierdziłaby kategorycznym tonem, do kogo według niej jest łudząco podobne. uważamy, że córka jest doskonałym miszmaszem. Takim kotletem mielonym ulepionym z nas dwojga.

Wykapana matka, wykapany tatka

Nie ma osoby, która zobaczywszy nasze dziecko, nie stwierdziłaby kategorycznym tonem, do kogo według niej jest łudząco podobne. A że zdania względem naszej Jadźki są podzielone, nic to do naszej percepcji własnego potomka nie wnosi. My sami uważamy, że córka jest doskonałym miszmaszem. Takim kotletem mielonym ulepionym z nas dwojga.

Nie powiem, cieszą mnie porównania Jadźki do mojej osoby. Ale kiedy od pierwszego dnia jej urodzin ktoś mówi mi, że ona to wykapana ja, pukam się w czoło. Gdzie tu uchwycić jakieś podobieństwo? W tym zadartym nosie, takim samym, jakie ma 90 proc. niemowląt przychodzących na świat? W wydatnych ustach, tak słodkich, że chciałoby się tylko całować, całować?

Od początku wydawało mi się, że Jadźka nie ma zdecydowanych rysów matki ani tatki. Że jest wyśrodkowana. Teraz też zresztą przychylam się do takiego wniosku, ale zdania rodziny i przyjaciół są zgoła inne. I jak tu z nimi polemizować, kiedy przychodzą i od progu wołają:

- O Boże, mała Madzia! Jakbym cię trzydzieści lat temu w pieluchach zobaczyła, stoisz przede mną jak żywa! – to jedna z moich cioć. Teraz kolej na babcię Tatki: - Igusia, ty mój mały, pulchny Borysku (tak ma na imię bowiem zacna nasza Głowa Rodziny). No niesamowite, całkiem jak mój wnuczek! Te usteczka, te loczki, te puce! Nic nie ma z matki, nic!

Słuchamy tych wątpliwych komplementów pod adresem Jadźki i nie wierzymy własnym uszom. Możemy tylko cieszyć się w cichości serca, że nie zostaje tu przywołane podobieństwo do wujka Stacha, cioci Stefani czy stryjka Tomasza. Widomo, każdy w najmłodszym członku rodziny chciałby zobaczyć część siebie. Ale czy to jest na tyle ważne, żeby przy niedzielnym stole snuć na ten temat długie dysputy i udowadniać sobie, czyim bardziej dzieckiem jest Jadźka? Nuda, panie, nuda. Szczególnie, że ona jest po prostu swoja. Ona – Jadźka.

Inną rzeczą jest to, że są dzieci bezsprzecznie i na pierwszy rzut oka do danego rodzica podobne jak dwie krople wody. Nasi najbliżsi przyjaciele mają dwójkę dzieci. Chłopiec całkowicie wdał się urodą w matkę, a dziewczynka w ojca. Nikt nie jest w stanie zakwestionować podobieństwa, więc Ania i Marcin, dumni rodzice, nie muszą wysłuchiwać kłótni o schedę po dziadach pradziadach przy wigilijnym stole. Ale oni też nie mają lekko. Za każdym razem, czy też spotkają kogoś znajomego czy nieznajomego na ulicy, padnie zdanie: - Wie pani co, jakiż on do pani podobny! A jaka ona córcia tatusia! I potakuj tu człowieku za każdym razem i obdaruj uśmiechem, kiedy w głowie masz tylko: „Czy ty kobieto myślisz, że ja ślepa jestem i swoich dzieci na oczy nigdy nie widziałam? Myślisz, żeś Amerykę tu na tym przystanku autobusowym w środku miasta odkryłaś?”

Ale nie. Cierpliwość jest cnotą każdej prawdziwej, idealnej matki. Mówisz więc „dziękuję” i oddalasz się gdzieś aby szybciej. Wracając do naszej Jadwigi. Mamy na temat jej odziedziczonych cech wyglądu pewną teorię. Jadźka mianowicie ma dwa oblicza. Kiedy śpi i nie używa mięśni buzi i kiedy często i gęsto posługuje się mimiką twarzy, czyli mięśniami właśnie. Otóż kiedy śpi – jest dla nas wykapanym Tatką. Kiedy zaś uśmiecha się, wykrzywia twarz w grymasie płaczu lub kiedy jest zła lub zdziwiona – mamy oto prawdziwą Matkę. Reasumując – rysy twarzy raczej po tacie, osobowość, temperament i sposób reagowania na świat - po matce.

Nikt na razie naszej teorii nie potwierdził. Sama Jadźka wydaje się odcinać od wszelkich spekulacji na swój temat. Według niej jej prawdziwą mamą i tatą są pewnie Mama Świnka i Tata Świnka, więc nie ma problemu do kogo jest podobna. Do Świnki Peppy.

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)