Z polskiego łańcucha na polską poduszkę. 1 procent podatku w tym pomoże
Tobi spędził cały rok na 70-centymetrowym łańcuchu, a zamiast miski z jedzeniem miał garnek z piachem. Owczarek Bruno zamiast biegać, czołgał się po ziemi. Natomiast uwięziony Bodzio zamarzał na 20-stopniowym mrozie. Wszystkie te zwierzęta i tysiące innych uratowali pracownicy OTOZ Animals. Ktoś bowiem dał znać, ktoś pomógł, ktoś inny wpłacił pieniądze. Jak mówi prezeska towarzystwa – na świecie jest mnóstwo dobrych, wrażliwych na krzywdę zwierząt ludzi, którzy pomagają im przetrwać i żyć. Trzon towarzystwa zawsze stanowią właśnie takie osoby.
23.04.2021 11:38
Tylko w 2020 roku inspektorzy i wolontariusze Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Zwierząt Animals (OTOZ) przeprowadzili 5543 interwencji na terenie całej Polski. Uratowali 2482 zwierząt odebranych ze względu na niehumanitarne traktowanie. Odnaleźli je zagłodzone, katowane, zapomniane, często w kiepskim stanie zdrowia.
Dziś pod opieką schronisk Animalsów znajduje się 2 tysiące kotów, psów, a także koni, kucyków, krów, kóz czy cieląt. Uratowane przed rzeźnią zwierzęta gospodarskie swoją jesień życia spędzają w przytulisku "Rogate Ranczo" w miejscowości Bojano. Miejscu spokojnym, pełnym jedzenia i cudownych ludzi.
W całym kraju OTOZ Animals prowadzi 10 schronisk, m.in. w Gdyni, Dąbrówce, Elblągu, Oświęcimiu, Sompolnie, Starogardzie Gdańskim, Tczewie a także Zielonej Górze.
Towarzystwo powstało 20 lat temu. Do życia powołała go Ewa Gebert, która dziś jest jego prezeską wraz z grupą przyjaciół, rodziny, znajomych. Jednym zdaniem – wielkich miłośników zwierząt. I ta miłość, zaangażowanie, energia do pracy pozostała do dziś.
Pani Ewa wcześniej była kierowniczką schroniska, pracowała także w brytyjskich organizacjach pomagających zwierzętom. – Od zawsze wiedziałam, że chcę pomagać zwierzętom. I wciąż jest tyle jeszcze do zrobienia, że chyba nie pójdę na emeryturę – mówi ze śmiechem prezeska, ale zaznacza jednocześnie, że dziś świadomość społeczeństwa, urzędów i sądów jest zdecydowanie większa niż 10 lat temu. – To mnie bardzo cieszy – dodaje. Tak samo jak każde uratowane zwierzę i każda szczęśliwa adopcja.
Kot na łańcuchu, bo za bardzo się marcował
Ewa Gebert podkreśla, że praca w OTOZ Animals nie jest łatwa. Każdego dnia trzeba zmagać się z problemami, każdego dnia coś się dzieje, każdego dnia pojawiają się kolejne i kolejne interwencje. Im gorsze warunki pogodowe, tym zawiadomień jest więcej. Ostatniej zimy, gdy mrozy sięgały 20 stopni dochodziło do kilkunastu zgłoszeń dziennie.
Mały Bodzio, o którym wspomnieliśmy już wcześniej, zamarzał w dziurawej budzie, przysypanej śniegiem. Bez jedzenia, bez koca, tylko śmieci i zimny beton. Inspektorzy musieli najpierw odkopać wejście, by można było go wydostać na zewnątrz. Gospodarzom, którzy przechodzili obok niego kilkanaście razy dziennie nie przeszkadzał żałosny skowyt i to, że pies trząsł się z zimna.
W innym z kolei gospodarstwie znaleziono kilka małych szczeniaczków. Mieszkały w zwykłej szafce, która udawała budę. Były mokre, zziębnięte i bez szans na przeżycie. Nikt się nimi nie interesował. Inspektorzy uratowali także suczkę Śnieżynkę, opuszczoną przez panią i pozostawioną na dworze. Tęskniła i wciąż była głodna. Zanim trafiła do schroniska przez wiele dni dokarmiali ją sąsiedzi.
Tobiego uwięzionego na 70-centrymetrowym łańcuchu także przygarnęli pracownicy schroniska. W takich warunkach przetrwał rok, ale były też takie psy, które na uwięzi spędziły 15 lat. Uwolnione, musiały uczyć się życia na nowo.
Trudno wymienić wszystkie przypadki znęcania się na zwierzętami. Maleńkie pieski przykute do ciężkiego łańcucha, którego nawet nie miały siły ciągnąć, przestraszone psiaki dygoczące z zimna, bez jedzenia, bez pomocy, wychudzone do granic możliwości, z połamanymi kończynami, z ranami, przestraszone, zarobaczone, chore, przywiązane do drzewa, bez możliwości schronienia się przed mrozem. Inspektorzy odnaleźli nawet kota przywiązanego do budy, bo jak twierdził gospodarz … za bardzo się marcował.
Jednooki Maciuś z rodziną
Gdy czworonogi trafiają pod skrzydła OTOZ Animals zmieniają się nie do poznania. Kierowane są często do lecznicy, gdzie wykonuje się różnorodne zabiegi, następnie otaczane są opieką weterynarza, są szczepione, odrobaczone, sterylizowane. Dokarmiane, wyprowadzane na spacer, przytulane.
Wiele ze zwierząt trafia do adopcji. I nie jest prawdą, że musi to być zwierzak piękny, wypielęgnowany i idealny. – Tu musi zadziałać chemia. Ktoś po porostu zauważa psa albo kotka i mówi – "tak, to właśnie ten". I zakochuje się w nim – mówi prezeska.
Tak jak było to w przypadku kocurka Maciusia. Zmarznięty, osłabiony z chorym okiem, którego nie dało się uratować- znalazł swojego ukochanego człowieka i trafił do nowego, dobrego domu. Ulubionym zajęciem kota, według relacji nowej rodziny jest, cyt: "wylegiwanie się na nas, przy nas i obok nas, no i oczywiście psocenie oraz zabawa”.
Z kolei Bruno, który zamiast chodzić, ciągnął za sobą łapy nigdy nie widział lekarza. Właściciel ledwo go tolerował u siebie na podwórzu. Dziś jeździ na specjalnym wózku. Jest wesoły, szczęśliwy i uczy się na nowo swoich możliwości.
- Najbardziej cieszy nas to, że wiele ze zwierząt możemy uratować. Że możemy dać im drugie życie, takie, jakiego jeszcze nigdy nie zaznały. A najbardziej raduje nas to, kiedy możemy dać im cudowny, ciepły dom. Chcemy ich przenieść z polskiego łańcucha na polską poduszkę – podkreśla prezeska OTOZ Animals. Przyznaje, że adopcji wcale nie jest tak mało. - W samym tylko 2020 roku uratowaliśmy i znaleźliśmy nowe domy dla 4681 psów i 2902 kotów, a także 228 innych zwierząt – dodaje.
I dary, i środki - potrzebne jest wszystko
- Potrzeby są duże. Przydaje się wszystko - zarówno dary, jak też datki. Jeśli chodzi o pierwsze z nich to szczególnie przydatne są karmy, koce i kołdry. Środki pieniężne przeznaczane są na lekarstwa, szczepionki, zabiegi chirurgiczne czy opiekę weterynaryjną. Poza tym środki umożliwiają remonty w prowadzonych schroniskach oraz wyjazdy interwencyjne do zwierząt – wylicza Ewa Gebert. Podkreśla, że co prawda towarzystwo otrzymuje dotacje od samorządów, ale przytulisko Rogate Ranczo utrzymuje się tylko i wyłącznie ze środków społecznych. A zwierząt tych jest 120. Sporo. Je także trzeba nakarmić, zadbać, zaopiekować się nimi. Dać im to wszystko, czego nigdy wcześniej nie miały.
Oczywiście one także mogą trafić do adopcji, ale jest to zdecydowanie trudniejsza sprawa niż w przypadku psów i kotów. Nowy właściciel musi zapewnić zwierzęciu dobre warunki, a ze względu na często niezbyt dobry stan zdrowia nie może go wykorzystywać do pracy i co najważniejsze – sprzedać go. Wszak już raz taki zwierzak został uratowany przed rzeźnią – i jak mówi prezeska, nie może trafić po raz drugi.
Dlatego każda złotówka jest cenna. 1 procent podatku przekazany na OTOZ Animals, które jest także organizacją pożytku publicznego może uratować zdrowie i życie zwierzęcia. Kto wie, może dzięki temu, ktoś z nas znajdzie nowego czworonożnego przyjaciela.
- Na szczęście społeczeństwo ma coraz większą świadomość, jeśli chodzi o pomoc i nie godzi się już na złe traktowanie zwierząt. To widać choćby w ilości zgłaszanych do nas interwencji i to z całego kraju – podkreśla.
Możliwości pomocy jest więcej. Można nie tylko dostarczyć dary, przekazać swój 1 procent podatku, ale także dokonać wirtualnej adopcji przekazując jakąś, nawet niewielką kwotę na konkretne zwierzę. Dziś na taką adopcję czeka sympatyczny osiołek Oli. Zwierzak ten jest oczkiem w głowie pracowników przytuliska. Jest kochany i ciekawski. Trąbieniem wita nowy dzień i jest „obrońcą” stada koni.
Warto więc śledzić informacje na stronie OTOZ Animals, by wiedzieć, które zwierzaki potrzebują domu, które wsparcia, a które wyprowadzenia na spacer. – Adoptowany zwierzak ze schroniska jest przyjacielem na całe życie. Kocha bezwarunkowo, na zawsze – dodaje pani Ewa. Na szczęście empatycznych ludzi nie brakuje. Ci, którzy zakochali się w zwierzęciu ze schroniska potrafią przejechać kilkaset kilometrów, by zabrać czworonoga do domu. – To piękne – dodaje.
Niekoniecznie jednak trzeba przemierzać całą Polskę, by znaleźć swojego przyjaciela, wystarczy odwiedzić schronisko w swojej najbliższej okolicy. Tam też są zwierzęta, które potrzebują miłości. – A jeśli nie mamy warunków, by adoptować pieska lub kota, a chcemy pomóc, możemy zostać wolontariuszami. Taka pomoc także jest niezwykle ważna – podkreśla prezeska stowarzyszenia.
Zahaczyłem go o hak. Tylko tyle…
OTOZ Animals nie tylko ratuje zwierzęta i pomaga im znaleźć nowy dom. W dramatycznych sytuacjach staje się oskarżycielem. Stowarzyszenie wystąpiło do policji z wnioskiem o nadanie statusu pokrzywdzonego we wstrząsającej i głośnej sprawie byłego senatora Waldemara B., który ciągnął psa na bardzo krótkim sznurku za swoim samochodem. Zwierzę zmarło w wyniku poniesionych ran wskutek ciągnięcia po ziemi. Truchło zwierzęcia pracownicy OTOZ Animals i policja znaleźli na posesji byłego senatora. Zabrali także stamtąd innego psa. Dziś jest w schronisku w Kościerzynie. Bezpieczny.
Tymczasem oprawca tak tłumaczył swoje zachowanie: – „Zahaczyłem go na smyczy o hak, oczywiście. Tylko tyle. Żeby doprowadzić go do domu”. I zapewniał, że kocha zwierzęta.
Waldemar B. jest byłym senatorem PiS. Co prawda w takich sytuacjach nie liczą się barwy polityczne, ale w tym przypadku sytuacja jest o tyle dziwna, że z jednej strony przedstawiciele tej partii mocno skrytykowali zachowanie swojego kolegi, a z drugiej strony rządzący wyrzucili do kosza szumnie zapowiadaną nowelizację ustawy o ochronie zwierząt tzw. piątkę dla zwierząt. Projekt wycofano pod naciskiem rolników i lobbystów. Szkoda, bo miłośnicy czworonogów, właściciele schronisk i duża część elektoratu są tym mocno rozczarowani.
Na szczęście prokuratura postawiła Waldemarowi B. zarzut znęcania się nad zwierzęciem ze szczególnym okrucieństwem. Oprawcy grozi 5 lat więzienia.
OTOZ Animals jest Organizacją Pożytku Publicznego, na którą można przekazać 1 % swojego podatku
KRS 0000069730