Z retuszem czy bez? Burza wokół okładki "Glamour"
Dla jednych prawdziwa, dla innych niechlujna. Lena Dunham, która promuje się poprzez eksponowanie własnych niedoskonałości, od lat jest główną bohaterką wielu kontrowersji. Tym razem aktorka znów pojawiła się w centrum uwagi za sprawą okładki polskiej edycji pisma „Glamour”.
24.02.2017 | aktual.: 24.02.2017 15:56
Zamiast pięknej i jednolitej skóry, na której nie widać żadnych niedoskonałości, na pierwszym planie pojawiają się naczynka i cellulit. Znana z serialu „Dziewczyny” aktorka Lena Dunham od zawsze podkreśla, że czuje się perfekcyjnie w swojej „nieperfekcyjności”. Dostosowując się do jej oczekiwań, amerykańska edycja pisma „Glamour” postanowiła zaprezentować na okładce lutowego numeru niewyretuszowane zdjęcie gwiazdy. Brak ingerencji Photoshopa spotkał się z pozytywnym przyjęciem głównej bohaterki, która skomentowała efekty sesji na swoim profilu na Instagramie.
- Nie nienawidzę tego, jak wyglądam. Nienawidzę kultury, która każe mi to nienawidzić (…) Dziś to ciało pojawia się na okładce magazynu i zobaczą je miliony kobiet. Tu nie ma żadnego Photoshopa, moje udo jest pokazane w mało perfekcyjnym ujęciu - pisała Dunham.
Nie tak dawno światło dzienne ujrzała okładka polskiej edycji znanego pisma. Nowe wydanie „Glamour” otwiera to samo zdjęcie, a jednak jeden szczegół różni je od amerykańskiej wersji. Polscy internauci zwrócili uwagę, że z fotografii zniknęły wszelkie mankamenty, które na łamach „Glamour US” eksponowała serialowa gwiazda. Nie trzeba było długo czekać na lawinę komentarzy, które posypały się pod adresem polskiego tytułu. Wśród głosów przeważały opinie negatywne. Czytelnicy zarzucili pismu promowanie wyidealizowanych i plastikowych kobiet oraz rezygnację z pokazywania autentyczności i naturalności, które od zawsze były spójne z wizerunkiem amerykańskiej aktorki.
A jednak na długiej liście komentarzy pojawiły się również takie, które niekoniecznie potępiają efekty widoczne na polskiej okładce. Część użytkowników uznała, że „wygładzona” fotografia jest dostosowana do potrzeb naszego rynku, który nie do końca jest otwarty na promowanie mody plus size czy dalekiego od perfekcji ciała.
- To nie sprzedaje się w naszym kraju - napisał jeden z internautów.
- Doceniam to, co robi dla "normalnych" kobiet, ale myślę też, że po części jest to promowanie niechlujstwa i lenistwa - komentuje pozbawione retuszu zdjęcie z amerykańskiej wersji inny czytelnik.
- Nie o to chodzi, żeby się ukrywać w worku po ziemniakach, ale wywalanie cellulitu to też średni pomysł. Prawie każdy ma, ja również, ale wolę oglądać szczupłą dziewczynę, albo trochę mniej szczupłą, ale ładnie ubraną, a nie z cellulitem bijącym po oczach - wyraziła swoją opinię inna użytkowniczka.
Do całej burzy w sieci, jaka powstała wokół kontrowersyjnego tematu obu okładek, odnieśli się główni bohaterowie całego zamieszania, a mianowicie polska redakcja pisma:
- Lena Dunham, Allison Williams, Jemima Kirke, Zosia Mamet to, co stało się na naszej okładce z Waszymi nogami, jest okropne. Naszą intencją nie było poprawianie czegoś, co jest naturalne i piękne. Bierzemy pełną odpowiedzialność, za to, że na ostatnim etapie produkcja poprawiła to, co jest doskonałe i prawdziwe, a myśmy tego nie wyłapali. Sypiemy głowę popiołem i liczymy, że nam wybaczycie. Nie możemy cofnąć wersji drukowanej, ale w mediach społecznościowych i na www już naprawiamy nasz błąd - brzmi oficjalne oświadczenie redaktor naczelnej, Anny Jurgaś i całego zespołu „Glamour”.
Powyższe tłumaczenie nie do końca przekonuje uprzedzonych do graficznych przeróbek internautów, którzy są zdania, że nie tylko zdjęcie, ale również zmieniony tytuł (amerykański nagłówek „Women. The Girls girls and 50 other female forces on owning your look, your body, your happiness, your future” został zmieniony na „Hej, dziewczyny. Ty też jesteś jedną z nich i mogłabyś być na tej okładce” - przyp. red.) zdecydowanie osłabiły przekaz amerykańskiego pisma.
Czy nowa wersja okładki „Glamour” rzeczywiście zasługuje na tak ostrą krytykę? Czy internauci zwróciliby na to uwagę, gdyby zamiast Leny Dunham - kontrowersyjnej promotorki niedoskonałości, pojawiła się zupełnie inna bohaterka? Prawdopodobnie burza wokół tematu nie byłaby aż tak wielka - zwłaszcza, że jedyną zmianą w wizerunku amerykańskiej aktorki jest retusz pomarańczowej skórki, a nie wysmuklenie jej ud.
Z drugiej strony, świat mody z założenia prezentuje wyidealizowany obraz kobiecości. Moda skoncentrowana na tym, co piękne i perfekcyjne, w podstawowym rozumieniu tej definicji, od lat nie aspirowała do zmiany tego kierunku. Nagłe zmiany w jej postrzeganiu pojawiły się wraz z trendem na promowanie „zwyczajności” - niekiedy przechodzącej w kolejną skrajność, taką jak pokazywanie rozmiarów XXL (w końcu otyłość, podobnie jak anoreksja, to też zaburzenie odżywiania).
Moda jest w końcu projekcją idealnej rzeczywistości i pięknie opowiadaną bajką. Fałdki, rozstępy i cellulit to niedoskonałości, które widzimy na co dzień. Czy rzeczywiście na okładkach kolorowych magazynów chcemy oglądać dalekie od perfekcji kobiety? Czy wówczas zainteresujemy się tym, co mają na sobie i zwrócimy uwagę na sprzedawane w magazynie ubrania? Niekoniecznie. Czy chętnie byśmy pozbyły się swoich niedoskonałości? Z pewnością. Kto w ogóle powiedział, że to, co widzimy na wybiegach i w wymyślnych stylizacjach z modowych edytoriali mamy traktować na serio.
Co myślicie na ten temat? Burza w świecie mody, czy może jednak tylko w szklance wody?