Za marzenie zapłaciła 199 zł. Przez podróbki teraz wstydzi się pokazać twarz
Kosmetyki w prezencie? Zanim dokonasz zakupu, upewnij się, że nie wybrałaś podróbki. Konsekwencje stosowania podrabianych kosmetyków mogą być bardzo poważne.
20.12.2019 | aktual.: 20.12.2019 23:05
Karolina marzyła o palecie cieni marki Huda Beauty. Za marzenie zapłaciła 199 zł. O stówkę taniej niż w perfumerii Sephora, która jest jedynym w Polsce autoryzowanym sprzedawcą marki.
Jak Zabłocki na mydle...
Ale do ceny palety trzeba doliczyć koszt leczenia okulistycznego. Kilkaset złotych za wizyty u lekarza, kolejne 200 zł na leki, aby pozbyć się nawracającego zapalenia spojówek i rogówki spowodowanego najprawdopodobniej przez bakterie zawarte w podrabianych cieniach do powiek. Karolina jeszcze nie wie, czy pogorszenie wzroku to sprawa odwracalna. Nie chce pokazywać twarzy.
– Wymarzoną paletę kupiłam w internecie kilka tygodni po jej premierze. W stacjonarnych perfumeriach była już wyprzedana. Na Facebooku wyskoczyła mi reklama sklepu, w którym produkt był jeszcze dostępny. I to taniej!
Dziewczyna długo się nie zastanawiała. Sklep wyglądał na "prawdziwy". Zdjęcia kosmetyków, zapewne pobrane ze strony producenta, przedstawiały autentyczny produkt. – Na dostawę trzeba było czekać około 10 dni. To mnie trochę zdziwiło, ale założyłam, że pewnie produkty idą z Anglii czy Niemiec i też dlatego są tańsze. Głupia byłam, wiem – dziewczyna nie ukrywa wstydu. Ma 23 lata, kończy studia i buduje CV, robiąc kolejne bezpłatne staże w korporacjach.
Kosmetyczka młodzieży podróbkami stoi
Idealnie wpisuje się w profil konsumenta podróbek. Z raportu przygotowanego na zlecenie "Rzeczpospolitej" wynika, że podróbki najczęściej kupują młodzi ludzie w wieku 15-24 lat (59 proc. całości). To dość logiczne. Młodzi dorośli mają najsilniejszą potrzebę konsumpcji i podkreślenia statusu i przynależności do grupy przez posiadanie towarów konkretnych marek. Część podróbki kupuje świadomie, część, jak Karolina, pada ofiarą braku zdrowego sceptycyzmu.
Dawne pirackie raje – Stadion Dziesięciolecia, Kupieckie Domy Towarowe czy targowiska w dużych i mniejszych miastach przenoszą się do internetu. Przestępcza działalność jest tu łatwiejsza. Stworzenie sklepu internetowego, który wygląda jak legalny dystrybutor marki, jest proste. Aby zdobyć klientów, wystarczy wykupić parę reklam w mediach społecznościowych. Resztę roboty robi legalny producent. Każda reklama, która pojawia się w luksusowych magazynach, na stronach internetowych czy w telewizji, podnosi świadomość marki. I sprawia, że zarówno w legalnie działających perfumeriach, jak i pokątnych sklepach przybywa klientów.
Chińczycy trzymają się mocno
Choć wielkie platformy e-commerce jak Allegro, eBay czy Amazon walczą z kradzieżą własności intelektualnej, nie są w stanie zupełnie usunąć podróbek ze swoich stron. Klienci, którzy dokonują zakupu, są przekonani, że sprzedawcą jest sama platforma. A to uspokaja – wszak tacy giganci nie mogą pozwolić sobie na sprzedawanie bubli. W rzeczywistości sprzedawcami są inne firmy, które korzystają z rozwiązań takich jak Amazon Marketplace czy aukcje na Allegro.
Skąd pozyskują towar? Najczęściej prosto z Chin – największego producenta podrabianych towarów na świecie. Aby zaopatrzyć się w nieoryginalne produkty, nie trzeba wybierać się do Państwa Środka. Wystarczy komputer lub telefon i aplikacja AliExpress. Kilka klików i już: palety cieni do powiek Huda Beauty czy Urban Decay za ułamek ceny, pomadki Kylie Jenner w kolorach, których celebrytka nigdy nie wypuściła, również za grosze. Wreszcie hektolitry perfum w lepiej i gorzej podrobionych opakowaniach.
Wielkie marki robią, co mogą, by walczyć z kradzieżą własności intelektualnej w Chinach, ale długo chiński rząd nie był im przychylny. Jednak niedawny wyrok sądu ds. własności intelektualnej w Szanghaju, który przyznał marce FOREO gigantyczne (jak na chińskie realia) odszkodowanie w wysokości ok. pół miliona dolarów w sprawie dotyczącej podrabianych szczoteczek do twarzy pozwala przypuszczać, że chiński rząd będzie baczniej przyglądał się nielegalnym laboratoriom i fabrykom, w których powstają podrabiane kosmetyki.
Kasa wypływa strumieniem
Zyski ze sprzedaży nieoryginalnych towarów są ogromne, a ryzyko zdecydowanie mniejsze niż w przypadku handlu narkotykami czy bronią. Dlatego w produkcję podróbek coraz częściej angażują się organizacje przestępcze. Szacuje się, że obrót podróbkami stanowi 3,3 proc. światowego handlu. W Polsce w 2018 roku, jak wynika z raportu EUIPO, straty z tytułu sprzedaży nieoryginalnych towarów wyniosły 9,5 mld zł. A najbardziej poszkodowany jest sektor kosmetyczny, który stracił 1,4 mld złotych.
Zobacz także
Szlachetne zdrowie...
Dr n. med. Ewa Chlebus jest dermatologiem. Podczas wieloletniej praktyki spotkała się nie tylko z ofiarami podrabianych kosmetyków do makijażu, ale również – podrabianej pielęgnacji. – Podróbki kosmetyków są zmorą producentów, ale też zmorą dermatologów. W mojej praktyce lekarskiej spotykam się z "ofiarami" podróbek. Jeśli jest to pacjent, który ma chorobę przewlekłą i dodatkowo zaostrzy sobie stan skóry z powodu stosowania złych kosmetyków, to zawsze z leczenia krótkiego, trwającego miesiąc, robi się leczenie 6-miesięczne, które generuje koszty. W konsekwencji oszczędzamy może na podróbce, ale wydajemy więcej pieniędzy na długie leczenie – ostrzega dr Chlebus.
Nie tylko klienci-laicy padają ofiarami oszustw. Lekarzom również zdarza się, nieświadomie, kupić podróbkę. – Istnieje grupa peelingów, które są podrabiane przez nieuczciwych producentów i sprzedawane przez internet. Mamy taki problem od 5 czy 6 lat w naszej pracy – przestrzega.
Gdy stosujemy nieoryginalne produkty do pielęgnacji skóry, w najlepszym przypadku nie osiągniemy efektu, na który liczyliśmy. – Kupujemy marzenia i jest to niezwykle przykre, ponieważ czujemy się oszukani i zaczynamy obwiniać nawet i całą dermatologię czy kosmetykę – wyjaśnia dr Chlebus.
Jak odróżnić podróbkę od oryginału?
Kupując kosmetyki w miejscach innych niż sprawdzone drogerie czy perfumerie – stacjonarne i online (Rossmann, Hebe, Douglas, Sephora, Cocolita, etc.), trzeba być bardzo czujnym. Pierwszy i podstawowy sygnał, że mamy do czynienia z podróbką, to oczywiście cena. Jeśli oryginalny produkt kosztuje 300 zł, a ty możesz go kupić za 80 zł czy 150 zł, to nie okazja, to kupowanie podróbki.
Co z opakowaniem? Fabryki, w których powstają kopie, wyspecjalizowały się w robieniu opakowań, etykiet, pudełek identycznych jak oryginalne. Coraz trudniej jest rozpoznać podróbki, patrząc jedynie na pudełko, dlatego ważniejsze od wyglądu kosmetyku jest miejsce, w którym go kupujesz, sposób płatności i czas dostawy. Jeśli na zakupy musisz czekać tydzień i więcej, produkty są wysyłane zza granicy. Najczęściej z Chin, Turcji lub Rosji. Płatność przy odbiorze lub tylko przez PayPal to kolejny dzwonek alarmowy. Uczciwy sprzedawca będzie figurował w serwisach z opiniami typu Opineo, będzie miał jasno opisaną politykę zwrotów i reklamacji. Pamiętaj, że kupując produkt przez internet, masz prawo do zwrotu w ciągu 14 dni bez podawania przyczyny.
Historia Karoliny pokazuje, że kupowanie podrabianych towarów ma bardzo wymierne skutki dla jednostki. W Polsce najczęściej fałszowane są leki (sic!), odzież i kosmetyki. O ile zakup nieoryginalnego dresu, paska czy torebki to szansa jedynie na towarzyską kompromitację, o tyle kupowanie nieoryginalnych leków czy kosmetyków może stanowić poważne zagrożenie dla zdrowia.
Ten tekst jest elementem naszego cyklu #ZadbanaPolka, w którym pokazujemy różne podejścia kobiet do dbania o siebie. Nie oceniamy, ale pomożemy ci w dokonywaniu codziennych wyborów, doradzimy ci jak żyć w zgodzie z hasłem WP Kobieta: "Jestem, jaka chcę być”. Więcej przeczytasz tutaj.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl