UrodaZa marzenie zapłaciła 199 zł. Przez podróbki teraz wstydzi się pokazać twarz

Za marzenie zapłaciła 199 zł. Przez podróbki teraz wstydzi się pokazać twarz

Kosmetyki w prezencie? Zanim dokonasz zakupu, upewnij się, że nie wybrałaś podróbki. Konsekwencje stosowania podrabianych kosmetyków mogą być bardzo poważne.

Za marzenie zapłaciła 199 zł. Przez podróbki teraz wstydzi się pokazać twarz
Źródło zdjęć: © Getty Images
Aleksandra Kisiel

Karolina marzyła o palecie cieni marki Huda Beauty. Za marzenie zapłaciła 199 zł. O stówkę taniej niż w perfumerii Sephora, która jest jedynym w Polsce autoryzowanym sprzedawcą marki.

Jak Zabłocki na mydle...

Ale do ceny palety trzeba doliczyć koszt leczenia okulistycznego. Kilkaset złotych za wizyty u lekarza, kolejne 200 zł na leki, aby pozbyć się nawracającego zapalenia spojówek i rogówki spowodowanego najprawdopodobniej przez bakterie zawarte w podrabianych cieniach do powiek. Karolina jeszcze nie wie, czy pogorszenie wzroku to sprawa odwracalna. Nie chce pokazywać twarzy.

– Wymarzoną paletę kupiłam w internecie kilka tygodni po jej premierze. W stacjonarnych perfumeriach była już wyprzedana. Na Facebooku wyskoczyła mi reklama sklepu, w którym produkt był jeszcze dostępny. I to taniej!

Dziewczyna długo się nie zastanawiała. Sklep wyglądał na "prawdziwy". Zdjęcia kosmetyków, zapewne pobrane ze strony producenta, przedstawiały autentyczny produkt. – Na dostawę trzeba było czekać około 10 dni. To mnie trochę zdziwiło, ale założyłam, że pewnie produkty idą z Anglii czy Niemiec i też dlatego są tańsze. Głupia byłam, wiem – dziewczyna nie ukrywa wstydu. Ma 23 lata, kończy studia i buduje CV, robiąc kolejne bezpłatne staże w korporacjach.

Kosmetyczka młodzieży podróbkami stoi

Idealnie wpisuje się w profil konsumenta podróbek. Z raportu przygotowanego na zlecenie "Rzeczpospolitej" wynika, że podróbki najczęściej kupują młodzi ludzie w wieku 15-24 lat (59 proc. całości). To dość logiczne. Młodzi dorośli mają najsilniejszą potrzebę konsumpcji i podkreślenia statusu i przynależności do grupy przez posiadanie towarów konkretnych marek. Część podróbki kupuje świadomie, część, jak Karolina, pada ofiarą braku zdrowego sceptycyzmu.

Dawne pirackie raje – Stadion Dziesięciolecia, Kupieckie Domy Towarowe czy targowiska w dużych i mniejszych miastach przenoszą się do internetu. Przestępcza działalność jest tu łatwiejsza. Stworzenie sklepu internetowego, który wygląda jak legalny dystrybutor marki, jest proste. Aby zdobyć klientów, wystarczy wykupić parę reklam w mediach społecznościowych. Resztę roboty robi legalny producent. Każda reklama, która pojawia się w luksusowych magazynach, na stronach internetowych czy w telewizji, podnosi świadomość marki. I sprawia, że zarówno w legalnie działających perfumeriach, jak i pokątnych sklepach przybywa klientów.

Chińczycy trzymają się mocno

Choć wielkie platformy e-commerce jak Allegro, eBay czy Amazon walczą z kradzieżą własności intelektualnej, nie są w stanie zupełnie usunąć podróbek ze swoich stron. Klienci, którzy dokonują zakupu, są przekonani, że sprzedawcą jest sama platforma. A to uspokaja – wszak tacy giganci nie mogą pozwolić sobie na sprzedawanie bubli. W rzeczywistości sprzedawcami są inne firmy, które korzystają z rozwiązań takich jak Amazon Marketplace czy aukcje na Allegro.

Skąd pozyskują towar? Najczęściej prosto z Chin – największego producenta podrabianych towarów na świecie. Aby zaopatrzyć się w nieoryginalne produkty, nie trzeba wybierać się do Państwa Środka. Wystarczy komputer lub telefon i aplikacja AliExpress. Kilka klików i już: palety cieni do powiek Huda Beauty czy Urban Decay za ułamek ceny, pomadki Kylie Jenner w kolorach, których celebrytka nigdy nie wypuściła, również za grosze. Wreszcie hektolitry perfum w lepiej i gorzej podrobionych opakowaniach.

Wielkie marki robią, co mogą, by walczyć z kradzieżą własności intelektualnej w Chinach, ale długo chiński rząd nie był im przychylny. Jednak niedawny wyrok sądu ds. własności intelektualnej w Szanghaju, który przyznał marce FOREO gigantyczne (jak na chińskie realia) odszkodowanie w wysokości ok. pół miliona dolarów w sprawie dotyczącej podrabianych szczoteczek do twarzy pozwala przypuszczać, że chiński rząd będzie baczniej przyglądał się nielegalnym laboratoriom i fabrykom, w których powstają podrabiane kosmetyki.

Kasa wypływa strumieniem

Zyski ze sprzedaży nieoryginalnych towarów są ogromne, a ryzyko zdecydowanie mniejsze niż w przypadku handlu narkotykami czy bronią. Dlatego w produkcję podróbek coraz częściej angażują się organizacje przestępcze. Szacuje się, że obrót podróbkami stanowi 3,3 proc. światowego handlu. W Polsce w 2018 roku, jak wynika z raportu EUIPO, straty z tytułu sprzedaży nieoryginalnych towarów wyniosły 9,5 mld zł. A najbardziej poszkodowany jest sektor kosmetyczny, który stracił 1,4 mld złotych.

Szlachetne zdrowie...

Dr n. med. Ewa Chlebus jest dermatologiem. Podczas wieloletniej praktyki spotkała się nie tylko z ofiarami podrabianych kosmetyków do makijażu, ale również – podrabianej pielęgnacji. – Podróbki kosmetyków są zmorą producentów, ale też zmorą dermatologów. W mojej praktyce lekarskiej spotykam się z "ofiarami" podróbek. Jeśli jest to pacjent, który ma chorobę przewlekłą i dodatkowo zaostrzy sobie stan skóry z powodu stosowania złych kosmetyków, to zawsze z leczenia krótkiego, trwającego miesiąc, robi się leczenie 6-miesięczne, które generuje koszty. W konsekwencji oszczędzamy może na podróbce, ale wydajemy więcej pieniędzy na długie leczenie – ostrzega dr Chlebus.

Obraz
© Instagram.com

Nie tylko klienci-laicy padają ofiarami oszustw. Lekarzom również zdarza się, nieświadomie, kupić podróbkę. – Istnieje grupa peelingów, które są podrabiane przez nieuczciwych producentów i sprzedawane przez internet. Mamy taki problem od 5 czy 6 lat w naszej pracy – przestrzega.

Gdy stosujemy nieoryginalne produkty do pielęgnacji skóry, w najlepszym przypadku nie osiągniemy efektu, na który liczyliśmy. – Kupujemy marzenia i jest to niezwykle przykre, ponieważ czujemy się oszukani i zaczynamy obwiniać nawet i całą dermatologię czy kosmetykę – wyjaśnia dr Chlebus.

Jak odróżnić podróbkę od oryginału?

Kupując kosmetyki w miejscach innych niż sprawdzone drogerie czy perfumerie – stacjonarne i online (Rossmann, Hebe, Douglas, Sephora, Cocolita, etc.), trzeba być bardzo czujnym. Pierwszy i podstawowy sygnał, że mamy do czynienia z podróbką, to oczywiście cena. Jeśli oryginalny produkt kosztuje 300 zł, a ty możesz go kupić za 80 zł czy 150 zł, to nie okazja, to kupowanie podróbki.

Co z opakowaniem? Fabryki, w których powstają kopie, wyspecjalizowały się w robieniu opakowań, etykiet, pudełek identycznych jak oryginalne. Coraz trudniej jest rozpoznać podróbki, patrząc jedynie na pudełko, dlatego ważniejsze od wyglądu kosmetyku jest miejsce, w którym go kupujesz, sposób płatności i czas dostawy. Jeśli na zakupy musisz czekać tydzień i więcej, produkty są wysyłane zza granicy. Najczęściej z Chin, Turcji lub Rosji. Płatność przy odbiorze lub tylko przez PayPal to kolejny dzwonek alarmowy. Uczciwy sprzedawca będzie figurował w serwisach z opiniami typu Opineo, będzie miał jasno opisaną politykę zwrotów i reklamacji. Pamiętaj, że kupując produkt przez internet, masz prawo do zwrotu w ciągu 14 dni bez podawania przyczyny.

Historia Karoliny pokazuje, że kupowanie podrabianych towarów ma bardzo wymierne skutki dla jednostki. W Polsce najczęściej fałszowane są leki (sic!), odzież i kosmetyki. O ile zakup nieoryginalnego dresu, paska czy torebki to szansa jedynie na towarzyską kompromitację, o tyle kupowanie nieoryginalnych leków czy kosmetyków może stanowić poważne zagrożenie dla zdrowia.

Ten tekst jest elementem naszego cyklu #ZadbanaPolka, w którym pokazujemy różne podejścia kobiet do dbania o siebie. Nie oceniamy, ale pomożemy ci w dokonywaniu codziennych wyborów, doradzimy ci jak żyć w zgodzie z hasłem WP Kobieta: "Jestem, jaka chcę być”. Więcej przeczytasz tutaj.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (77)