"Zabieram córkę z tej umieralni". Wstrząsające wyznania Polaków w związku z historią Alfiego Evansa
Lekarze nie dawali 2-latkowi żadnych szans. Odłączyli go od aparatury, ale wbrew przewidywaniom, chłopiec nie zmarł. Gdy mały Brytyjczyk walczy o życie, Polacy dzielą się podobnymi historiami. I nagle okazuje się, że historii, takich jak ta, która przydarzyła się rodzinie Alfiego, jest dużo więcej.
26.04.2018 | aktual.: 26.04.2018 12:25
Chłopiec, za którego modli się cały świat
Brytyjczyk Alfie Evans urodził się z ciężką, niezdiagnozowaną dotąd chorobą neurologiczną. Jako niemowlę trafił do szpitala Alder Hey w Liverpoolu. Opiekujący się nim zespół medyczny, który z założenia miał reprezentować interesy chłopca, ocenił, że dalsza terapia nie jest wskazana i może być nie tylko "daremna", ale także "nieludzka". Przerażeni rodzice skierowali sprawę do sądu. Podczas wtorkowej rozprawy wnioskowali o wyrażenie zgody na przewiezienie chłopca do Włoch w celu dalszego leczenia w watykańskim szpitalu Bambino Gesu w Rzymie. Placówka pediatryczna podjęła starania na polecenie papieża Franciszka, który w ubiegłą środę przyjął na audiencji ojca Alfiego. W poniedziałek wieczorem włoskie MSZ zdecydowało nawet o pilnym nadaniu Alfiemu włoskiego obywatelstwa i zapewniło o gotowości przewiezienia go do kraju w dowolnym momencie.
Pijany kierowca, wylew, śpiączka
W mediach społecznościowych pojawiają się setki tysięcy wpisów dotyczących Alfiego Evansa. Ludzie modlą się za chłopca i z oburzeniem oceniają zachowanie lekarzy i dyrektora szpitala. Jeden z internautów postanowił opowiedzieć dramatyczną historię ze swojego życia. Osiem lat temu pijany kierowca uderzył w auto, którym jechała cała jego rodzina. Pięć osób trafiło do szpitala w bardzo ciężkim stanie. Największe obrażenia odniosła córka pana Zbigniewa - w wyniku obrzęku mózgu, doznała wylewu i zapadła w niefarmakologiczną śpiączkę. Mężczyzna nie ma żadnych wątpliwości, że córka mogła uniknąć śpiączki, gdyby szpital wykonał badanie tomograficzne zaraz po wypadku. "Szpital chciał zaoszczędzić (...). Dokumentacja zginęła, nikt nie poniósł żadnej odpowiedzialności" - pisze rozgoryczony.
Po upływie trzech miesięcy dyrekcja placówki zwróciła się do rodziny pana Zbigniewa z prośbą o wydanie zgody na pobranie organów. Lekarze twierdzili, że dziewczyna już nigdy się nie wybudzi.
"Zabieram córkę z tej umieralni, sprzedaję restaurację" - relacjonuje pan Zbigniew. Jego rodzina nie straciła wiary, mimo przekonywań lekarzy postanowiła walczyć. Po roku stało się niemożliwe. Dziewczyna wyszła ze śpiączki. "Dzisiaj ma 25 lat, męża i dziecko (pięć miesięcy)" - podsumował dumny dziadek, publikując zdjęcie śpiącego maleństwa.
"Nic nie utuli tego poczucia krzywdy"
Internauci natychmiast zareagowali na post pana Zbigniewa. Ze smutkiem, wściekłością, współczuciem i zrozumieniem komentowali jego historię.
"Ja nie miała restauracji. Moja rodzina została doszczętnie ograbiona i prześladowana przez komunę, nie miała niczego. Na operację ratującą życie moja córka czekała wiele miesięcy. Gdy doszła jej kolei, została zdyskwalifikowana, jako nierokująca" - napisała pani Jadwiga. Jej córka zmarła, mając zaledwie rok i osiem miesięcy. Wielu internautów zaczęło kierować do pani Jadwigi słowa współczucia.
"Bardzo dziękuję, ale nic i nigdy nie utuli tego poczucia krzywdy, bo to dziecko mogło być zdrowe i cieszyć się życiem. Nie ma nic gorszego niż poczucie bezsilności i świadomość, że nie robi się tego, co należny" - podsumowała.