Blisko ludziZabrała synka do Syrii. Jest jedną z niewielu kobiet, którym udało się uciec ISIS

Zabrała synka do Syrii. Jest jedną z niewielu kobiet, którym udało się uciec ISIS

Zabrała synka do Syrii. Jest jedną z niewielu kobiet, którym udało się uciec ISIS
Źródło zdjęć: © Getty Images | Ryszard Janowski
Magdalena Drozdek
16.05.2016 16:13, aktualizacja: 25.05.2016 12:20

"Potwory” – tak mówi o członkach ISIS. Obiecywali, że kiedy wyjedzie do Syrii, będzie mogła pomagać na miejscu potrzebującym. Trzech młodych mężczyzn zaproponowało jej dobrą pracę. Mówili, że tam będzie bardziej przydatna. Sophie Kasiki najpierw okłamała męża, że jedzie pracować do Turcji, potem zabrała ich synka do syryjskiej Rakki, kontrolowanej przez Państwo Islamskie.

34-letnia Sophie wydawała się idealną rekrutką dla członków ISIS. Urodziła się w Demokratycznej Republice Kongo, wychowała w katolickiej rodzinie. Jej życie całkowicie załamało się, gdy z siostrą straciła rodziców. Miała 9 lat, kiedy wysłano ją na przedmieścia Paryża. Utrata matki, jej „anioła stróża”, jak sama przyznaje, zaważyła na jej przyszłości. Po latach udało jej się znaleźć pracę w opiece socjalnej. Miała męża i synka.

Któregoś dnia poznała w pracy trzech mężczyzn. Byli od niej 10 lat młodsi, lubiła mówić do nich „les petits” – malcy. Dogadywali się jak prawdziwe rodzeństwo. We wrześniu 2014 roku mężczyźni zniknęli. Odezwali się do Sophie jakiś czas później. Okazało się, że byli już w Syrii. Na jednym telefonie się nie skończyło. Kontaktowali się z kobietą codziennie. Ona myślała, że jest tylko pośrednikiem pomiędzy nimi, a ich zatroskanymi matkami. Oni z kolei już wiedzieli, że to jedna z tych osób, które mogą zasilić szeregi ISIS.

- Kawałek po kawałku wykorzystywali moje słabości. Wiedzieli, że jestem sierotą, że przeszłam na islam. Wiedzieli też, że brakowało mi poczucia bezpieczeństwa – mówiła w rozmowie z „Guardianem”.

W lutym ubiegłego roku Sophie powiedziała mężowi, że jedzie na kilka tygodni do Stambułu, by pracować w sierocińcu i że zabiera ze sobą ich syna Hugo. Stambuł był jednak tylko przystankiem, bo Sophie i Hugo ostatecznie znaleźli się w Rakce, którą kontroluje ISIS.
Jeszcze kilka tygodni wcześniej mówiono jej, że to magiczne miejsce, gdzie wszyscy żyją w pokoju. Rakce daleko dziś jednak do raju. Na samym początku dowiedziała się, że nie może pokazywać się sama na ulicy, kontaktować się z rodziną we Francji, musiała też oddać paszport swój i syna.

Tu kobieta nie ma praw

W szpitalu, w którym miała pracować, panowały dramatyczne warunki. Miejscowi byli traktowani jak zwierzęta. Ci, którzy wcześniej wspierali reżim Asada, byli masowo mordowani. Wszyscy pozostali nie mieli żadnych praw. Jedynymi pacjentami, których traktowano z szacunkiem, byli bojownicy ISIS.

- Ujrzałam ludzi, którzy zachowywali się jak niemieckie wojsko w czasie drugiej wojny światowej czy biali kolonizatorzy w Afryce… Zresztą na porodówce, gdzie pracowałam, panowały podobne stosunki. Kiedy jakaś Syryjka skręcała się z bólu i prosiła o pomoc, słyszała od personelu: „Zamknij się, i tak powinnaś być wdzięczna, że się tobą zajmujemy”. Pewnego dnia ujrzałam samotnego noworodka ryczącego wniebogłosy. Zapytałam się, co się stało. „Matka umarła przy porodzie. Zdarza się” – powiedziała pielęgniarka wzruszając ramionami – wspomina Sophie na łamach „Newsweeka”.

10 dni po tym, jak zaczęła pracę w szpitalu, chciała odjeść. Dziś przyznaje, że zbyt łatwo dała się omamić. Gdy mąż dowiedział się, gdzie jest jego żona, zaczął przesyłać jej rodzinne zdjęcia. Chciał w ten sposób namówić ją do powrotu. Pomogła mu Dounia Bouzar, która pracuje od lat z rodzinami ludzi związanych z ISIS. Powiedziała mu, że ma traktować Sophie jak kogoś, kto całkowicie stracił własną wolę, jest kontrolowany przez innych. Zupełnie tak, jak w sektach.
Kasiki wielokrotnie chciała odejść. Odkąd zobaczyła zdjęcia przesyłane przez męża, mówiła, że tęskni, a jej syn potrzebuje ojca. Najpierw karmili ją prostymi wymówkami, potem zaczęli jej grozić, że samotna kobieta z dzieckiem nie może nigdzie iść, bo będzie ukamieniowana.

Byłam przerażona, że ktoś przyjdzie, zabierze mnie do więzienia i będę musiała zostawić syna. Cały czas z nim rozmawiałam. Chciałam przekazać mu to, co najważniejsze: żeby pamiętał o rodzicach, że go kochają, żeby był dobry dla innych kobiet. Mówiłam to wszystko i miałam nadzieję, że to mu się jakoś utrwali, że cały czas będzie słyszał mój głos gdzieś z tyłu głowy. Byłam jak lwica, która broni swoje młode - wspomina.

Kiedy zaczęto podejrzewać, że chce uciec, przeniesiono ją do madaffy. To miejsce dla samotnych kobiet, a w praktyce więzienie. Jak wspomina w rozmowie z „Guardianem”, kobiety, które tam przebywały całymi dniami, siedziały przed telewizorami i oglądały filmy z egzekucji.

- Większość z nich uważała bojowników ISIS za ich wybawców. Jedyną drogą do wyjścia z madaffy, był ślub z żołnierzem. Te kobiety były tak naprawdę tylko macicami, które rodziły dzieci Daesh – mówi.

Sophie jako jednej z nielicznych udało się uciec. W madaffie organizowano akurat wesele. Zauważyła, że drzwi były otwarte i uciekła razem z synem, którego schowała pod nikabem. Z kraju wydostała się dzięki mężowi i działaczom Wolnej Armii Syrii. Przeszmuglowanie jej do Turcji miało kosztować ponad 30 tys. euro. Już we Francji dowiedziała się, że mężowi wysyłano zdjęcia ich syna, na których malec trzymał karabin.

- Dostał je e-mailem od ISIS. Ucieleśniało to mój najgorszy koszmar. Bo w Rakce najbardziej bałam się tego, że umrę, a oni zabiorą Hugo i przerobią na potwora – maszynę do zabijania. Jest przecież taki mały – wszystko można mu wmówić. Dlatego nie raz myślałam, żeby rzucić się z balkonu z nim. Samobójstwo wydawało mi się jedynym wyjściem – mówi „Newsweekowi”.

Plama na honorze

Sophie Kasiki opisała swoją historię w książce „Piekło ISIS”, której polska premiera przewidziana jest na 19 maja. Ona sama do tej pory nie podała swojego prawdziwego imienia i nazwiska. Dobrze wie, że ISIS z łatwością może ją namierzyć.

Obraz
© Materiały prasowe

Po powrocie do Francji przez kilka miesięcy siedziała jeszcze w więzieniu. Nie za dołączenie do bojowników, a porwanie syna.

- Nie mam pojęcia, jak to się stało, że to wszystko zrobiłam. Czy byłam naiwna? Tak. Byłam skołowana, zbyt delikatna, ale że ci mężczyźni zdołali wyprać mi mózg? Wciąż zadaję sobie to samo pytanie. Do końca życia będę żałować tego, że zabrałam mojego syna do piekła – przyznaje.

Według francuskiego wywiadu, 220 kobiet dołączyło w ostatnim czasie do ISIS w Iraku i Syrii. Trzy lata temu stanowiły one 10 proc. wszystkich nowych rekrutów. Dziś to już 35 proc. Stają się seksualnymi niewolnicami, są prezentami dla bojowników.

- Dżihadyści są bardzo niecierpliwi. Nie zamierzają czekać na przyobiecane w surze an-Nisa zastępy hurys. Biorą je już w życiu ziemskim, tu i teraz, używają do woli, a później odsprzedają albo wręczają w prezencie kolejnemu bojownikowi. Zamiast raju, gotują im piekło na ziemi. Nieliczne dżihadyści uwalniają - jak w przypadku 216 porwanych latem ub. roku jazydek, niektóre same zdobywają się na ucieczkę, inne zostają wykupione przez rodzinę. Wszystkie z tego piekła wyrywają się tylko na chwilę, cieleśnie. Choć nie zawsze, bo dla wielu ocalonych ofiar dżihadystów życie wydaje się gorsze niż śmierć. Brutalnie gwałcone i torturowane, niejednokrotnie zapłodnione przez "męczenników", wracają do swoich społeczności z poczuciem wstydu i hańby. Ktoś musi tę plamę na honorze rodziny zmyć. Często decydują się zrobić to same – pisała dla WP Aneta Wawrzyńczak.

Psycholodzy i eksperci ds. islamu twierdzą, że większość kobiet, które decyduje się na to, by dołączyć do bojowników, zwraca uwagę na stanowczość terrorystów, religię traktują często powierzchownie. Co ważne w przypadku dziewczyn, wielu badaczy zwraca uwagę na fakt, że ich zauroczenie dżihadystami i ISIS, wypływa z zachwiania podstawowej roli, jaką powinny spełniać w swoim społeczeństwie.

- Te starsze kobiety często są uzależnione od mężczyzn. Ten typ kobiet uważa faceta za jedynego żywiciela i opiekuna. Jej rola ogranicza się do spełniania jego życzeń. Robi to, co tylko mężczyzna jej rozkaże. Absolutnie nie ma poczucia samodzielności. Dołączając do walczących, starają się zadowolić patriarchalny system. Pokazać, że też są czegoś warte – mówi w jednym z wywiadów Zainab Salbi, założycielka międzynarodowej organizacji Kobiety dla Kobiet.

Salbi wskazuje na „kryzys jednostki”. Dziewczyny, które chcą dowiedzieć się czegoś o ISIS, przeglądają hasła w wyszukiwarkach, a tam najczęściej trafiają na propagandowe filmy i historie innych kobiet, które wyjechały do Syrii, by dołączyć do walczących. W ich mniemaniu terroryści to „moralna policja”.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (16)
Zobacz także