Blisko ludziZaburzenia psychiczne dotykają coraz więcej osób. A system wciąż kuleje

Zaburzenia psychiczne dotykają coraz więcej osób. A system wciąż kuleje

W Polsce z pomocy psychologów i psychiatrów korzysta 8 mln obywateli
W Polsce z pomocy psychologów i psychiatrów korzysta 8 mln obywateli
Źródło zdjęć: © Getty Images | Johner Images
Patrycja Ceglińska-Włodarczyk
04.02.2022 18:19, aktualizacja: 06.02.2022 17:11

Lena, która zmaga się m.in. z anoreksją, usłyszała w szpitalu: "Przestań ryczeć i jedz", Katarzyna poszła do znanego psychologa, a ten zbagatelizował jej problem. Wizyty w gabinetach psychologicznych trwają 15 minut, a kolejki nie mają końca. Problem znika, gdy ktoś mieszka w dużym mieście i stać go na prywatne wizyty u terapeuty. Czy jest szansa na lepsze jutro? O tym rozmawiam z Anetą Pawłowską-Krać, autorką książki "Głośnik w głowie".

Patrycja Ceglińska-Włodarczyk: Napisała pani książkę o leczeniu psychiatrycznym w Polsce. Jakie są wnioski?

Aneta Pawłowska-Krać, autorka książki "Głośnik w głowie": Jest to dziedzina, która wymaga bardzo mądrego postępowania, pomysłu. Myślę, że pomysł już jest, bo idziemy w stronę psychiatrii środowiskowej. Przydałaby się jeszcze konsekwencja w działaniu, pieniądze i specjaliści.

Brak specjalistów to chyba jeden z największych problemów. Według NFZ na 36 dzieci w placówce psychiatrycznej wystarczy 2 lekarzy.

Rozporządzenia ministra określają niezbędne minimum. Oczywiście, jeśli dyrektorzy mają fundusze i sposób organizacji szpitala im na to pozwala, mogą zatrudniać więcej osób. Tak się dzieje np. z psychologami. Spotkałam się z taką sytuacją, że psychologów było zatrudnionych więcej niż wymaga tego rozporządzenie. To zależy od dostępności kadr i finansów, ale warto nadmienić, że w całej Polsce jest tylko ok. 500 psychiatrów dzieci i młodzieży. Znikoma liczba.

Personel medyczny jest wyczerpany, a to się też czasem przekłada na jakość ich pracy. W książce jedna z bohaterek zmagająca się z anoreksją opisuje trudne sytuacje ze szpitala psychiatrycznego.

Lena, jedna z moich bohaterek, rzeczywiście narzekała na personel medyczny, na kontakt ze swoją lekarką prowadzącą. Uważała, że jest niezrozumiana.

Zresztą to ona usłyszała od personelu: "Przestań ryczeć i jedz".

Tak, to prawda. Ludzie, których spotkałam narzekali bardziej na kadrę pielęgniarską, ponieważ z nią mieli więcej kontaktu, niż z lekarzami. Próbowałam wysłuchać obu stron. Zarówno pacjenci, jak i personel medyczny opowiadają o tym samym z dwóch różnych miejsc. Okazuje się, że pielęgniarki są zmęczone, że jest ich mało, są obciążone psychicznie.

Z jednej strony wymagamy szacunku do pacjenta, a z drugiej bywa, że dwie pielęgniarki mają pod opieką cały oddział. Mogą się zdarzać trudne sytuacje, szczególnie na tak zwanych oddziałach ostrych.

Rząd już jakiś czas temu zaproponował reformę związaną z leczeniem psychiatrycznym. Jak to dziś wygląda?

Zmiany dotyczą zarówno psychiatrii dorosłych, jak i psychiatrii dzieci i młodzieży. Jeśli chodzi o tę pierwszą dziedzinę trwa pilotaż reformy, który wprowadza konkretny model psychiatrii środowiskowej. Od połowy 2018 r. tworzone są centra zdrowia psychicznego, które oferują szybką i kompleksową opiekę psychiatryczną i psychologiczną.

Obecnie jest około 40 takich placówek. Ministerstwo Zdrowia zapewnia, że w tym roku ich liczba ma zostać podwojona, więc zgodnie z tymi deklaracjami powinno być ich 80. Ale to jest ciągle pilotaż, czyli test, który ma sprawdzić jak to zadziała w Polsce. I tak sprawdzamy od trzech i pół roku, to się przedłuża, centrów ciągle jest niewiele, bo docelowo powinno być ich około 300.

Tempo jest niepokojące, biorąc pod uwagę potrzeby w tej dziedzinie – za wolne. Mam nadzieję, że niebawem przestaniemy sprawdzać, pilotaż zostanie przekształcony w reformę zapisaną w ustawie i w całej Polsce powstanie sieć centrów zdrowia psychicznego. Wtedy każdy, niezależnie od miejsca zamieszkania, będzie mógł dostać taką pomoc, jaka jest mu potrzebna. Tego bardzo u nas brakuje.

Na co jest nastawiona psychiatria środowiskowa?

To jest podejście, w którym bardzo ważne jest oddziaływanie w miejscu życia pacjenta, czyli w jego środowisku. Polega to na tym, że jeśli ktoś ma kryzys, może przyjść po pomoc, dostaje ją regularnie od specjalisty, czy zespołu specjalistów, ale niekoniecznie w szpitalu psychiatrycznym. Szpital powinien być ostatecznością. Zamknięcie w placówce, szczególnie długotrwałe, lub wielokrotne, może powodować szereg kolejnych problemów. Nie jest na przykład łatwy późniejszy powrót do codzienności.

Psychiatria środowiskowa dąży do tego, by tego wyrywania z życia na hospitalizację było jak najmniej, a najlepiej w ogóle. Oczywiście czasem pobyt na oddziale jest konieczny, ale to tylko jedna z wielu form pomocy, wcale nie podstawowa. Tam, gdzie działa ten model rzeczywiście widać efekty i mniej osób wymaga leczenia szpitalnego.

Pobyt w szpitalu psychiatrycznym może wiązać się ze stygmatyzacją, o czym mówi Witek, jeden z bohaterów książki.

Czy tak jest - chyba każdy z nas potrafi stwierdzić, ale dla ułatwienia proponuję krótki eksperyment. Wyobraźmy sobie, że dowiadujemy się, że ktoś z naszych znajomych był w szpitalu psychiatrycznym: jak zareagujemy, co pomyślimy o danej osobie? Albo z drugiej strony: czy łatwo byłoby nam powiedzieć, że byliśmy w szpitalu psychiatrycznym, lub że korzystamy z porad psychiatry?

Myślę, że ten test wiele mówi o tym, jak duża jest stygmatyzacja osób z doświadczeniem kryzysów psychicznych. Myślę, że zmiana mentalności społeczeństwa jest kluczowa w oswajaniu tematu. Dlatego trzeba o tym mówić. Im więcej w debacie publicznej poświęcimy miejsca zdrowiu psychicznemu – które przecież dotyczy każdego z nas, bo każdy ma psychikę – tym to zagadnienie będzie bardziej znane i mniej naznaczone.

Jak wyglądała sytuacja Witka?

U niego problem jest wielopoziomowy. Witek ma bardzo duże lęki społeczne, wyjście z domu jest wyzwaniem. W związku z tym trudno mu znaleźć pracę. To przekłada się też na problemy finansowe, a uzyskanie wsparcia od ZUS-u to jest droga przez mękę. Witek w końcu się poddał, nie miał siły, by walczyć o rentę. To jest miejsce, w które powinna wkroczyć psychiatria środowiskowa. Do niego do domu powinien ktoś przyjść, zaopiekować się nim, zachęcać do wyjścia z domu, jakiejkolwiek aktywności. On sam tego nie zrobi.

To może być też rola przyjaciół, ale prawda jest taka, że często jak ktoś długo choruje, to ich traci. Jeśli ktoś ciągle trafia do szpitala, wiecznie go nie ma, różnie się to układa. Z resztą, osoby, które mają wsparcie przyjaciół, czy w rodzinie łatwiej dochodzą do zdrowia. Ale to inny temat. Terapeuta środowiskowy ustala też z pacjentem plan działania, choćby małe kroki, motywuje go, rozmawia. Tutaj tego zabrakło i wielu miejscach brakuje.

Według konstytucji każdy Polak powinien mieć dostęp do pomocy psychiatrycznej. Czy ten dostęp jest taki łatwy?

Konstytucja gwarantuje każdemu, niezależnie od jego sytuacji materialnej, równy dostęp do opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych. Tymczasem do pomocy psychiatrycznej lepszy dostęp mają ci, którzy mieszkają w dużych ośrodkach. A jeszcze lepszy osoby, które stać na opiekę poza publiczną służbą zdrowia. To świadczy o tym, że łamana jest konstytucyjna zasada równego dostępu.

Ale nawet w dużych miastach do psychiatrów są kolejki. Jak już uda się dostać do specjalisty, to wizyty są raz na kwartał i trwają 15 minut - cytując jedną z moich bohaterek.

Pytałam lekarzy dlaczego to tak wygląda. W odpowiedzi słyszałam, że pacjenci przychodzą zazwyczaj po przedłużenie leków. Nie wszyscy chcą rozmawiać z lekarzem, samo wyjście z domu, jak u Witka, jest dla nich trudne. Czyli wizyta trwa chwilę, lekarz pyta, czy dobrze się pan/pani czuje, wypisuje receptę, i tyle. Ale są też lekarze, którzy jak trzeba, to rozmawiają dłużej. Wtedy ci, co siedzą na korytarzu, muszą czekać, u takich specjalistów jest wieczna kolejka.

Kiedy leczymy się na NFZ nie mamy wpływu na to, jaki będzie lekarz, a w terapii ważne jest to, z kim pracujemy. Katarzyna, która pojawia się w książce, trochę szukała odpowiedniego specjalisty. Raz poszła prywatnie i… klapa.

Katarzyna szukając pomocy udała się do bardzo znanego psychologa. To była sytuacja jednorazowa, nie chodziła do niego na terapię. Podczas spotkania mówiła mu, że słyszy myśli innych ludzi, ma tytułowy głośnik w głowie, a on to zignorował. Uspokoił ją, powiedział, że przeżywa kryzys w związku z tym, że zwolniła się z pracy. Uznał, że nic takiego się nie dzieje, zapisał ją na kolejną wizytę.

Na chwilę poprawił jej się nastrój, ale kiedy wyszła na ulicę, wszystko wróciło. Katarzyna zorientowała się, że to nie była właściwa porada, więc szukała kogoś innego. Dzisiaj jest pod bardzo dobrą opieką specjalistów, jak sama podkreśla, ostatecznie pełną pomoc dostaje na NFZ.

Wiele mitów narosło też wokół szpitali psychiatrycznych. Ludzie boją się ich?

Nie wiem. Trudno mi na to jednoznacznie odpowiedzieć.

Lena, która pojawia się w książce mówi o opryskliwym zachowaniu personelu, o tym, że na cały oddział działała jedna toaleta albo że robiła trening na zasikanej podłodze.

O szpitalach psychiatrycznych pisze się zazwyczaj, gdy dochodzi do jakiś skandalicznych naruszeń. Dobrze, że one wychodzą na jaw, bo zapobiegamy w ten sposób patologiom. Ale to powoduje, że na bazie tych dramatycznych historii opisywanych w mediach funkcjonuje o tych miejscach pewne wyobrażenie. A często oddział psychiatryczny wygląda jak zwykły szpitalny oddział. W książce chciałam opisać psychiatrię też od tej prozaicznej, zwyczajnej strony.

Pani Małgorzata Wyrębska-Rozpara ze szpitala dziecięcego w Szczecinie mówiła, że na ich oddział psychiatryczny najwięcej dzieci trafia w okresie od października do czerwca. Dlaczego?

Ze względu na szkołę. Ordynator podkreślała, że placówki nie są w 100 proc. odpowiedzialne za kondycję psychiczną dzieci, bo gdyby tak było, w wakacje oddział świeciłby pustkami. A tak nie jest.

Jest pomysł na reformę psychiatrii dla dorosłych. Sytuacja dzieci potrzebujących pomocy psychologów i psychiatrów jest dramatyczna. Jest nadzieja na poprawę tej sytuacji?

Światełkiem w tunelu dla psychiatrii dziecięcej jest reforma dzięki której tworzone są ośrodki psychologiczno-psychoterapeutyczne. W tym momencie jest ich ponad 330. One także są oparte na modelu środowiskowym. Założenia są takie, że pomoc w nich oferowana jest dostosowana do potrzeb, dostępna szybko, a specjaliści docierają nie tylko do dzieci i młodzieży, ale także do ich rodzin, szkoły itd. Te poradnie mają swoje ograniczenia, ale jest nadzieja na to, że będzie lepiej.

Ale to nie koniec reformy, na jej kolejnych piętrach przewidziane jest tworzenie ośrodków, w których mają już pracować psychiatrzy dzieci i młodzieży, a wiemy, że jest ich za mało. Czyli na dalszym etapie tego procesu poważnym wyzwaniem będzie pozyskanie specjalistów.

Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Obraz
Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (115)
Zobacz także