Zapomniany horror europejskich kobiet. Lekarze wycinali im narząd, o którym wstydzili się mówić, że w ogóle istnieje
Okaleczanie narządów płciowych to barbarzyński proceder, któremu wciąż poddaje się miliony kobiet na świecie. W Europie zjawisko jest powszechnie potępiane. Warto jednak pamiętać, że całkiem niedawno było zupełnie inaczej. W XIX wieku zabieg klitoridektomii, a więc usunięcia części ciała odpowiedzialnej za przyjemność seksualną, uchodził za rzecz postępową i zdrową.
"Zachód też maczał palce w tym barbarzyństwie" – pisze Kate Lister, autorka książki "Sprawy łóżkowe. Historia seksu" na temat okaleczania żeńskich narządów płciowych.
Barbarzyńskie recepty na fikcyjną chorobę
Pierwsze wzmianki o usuwaniu lub okaleczaniu łechtaczek pochodzą już z epoki starożytnej. Do antycznych zaleceń chętnie odwoływali się zachodni lekarze, szukający w XIX wieku lekarstwa na zmyśloną chorobę, która rzekomo trapiła kobiety: histerię.
Wyimaginowane neurozy leczono najbardziej nieludzkimi sposobami, nawet posuwając się do wycinania jajników. Wśród barbarzyńskich metod należy wymienić także klitoridektomię.
Szalone ułudy "szanowanego lekarza"
Na Wyspach Brytyjskich czołowym orędownikiem operacyjnego usuwania wspomnianego narządu był Isaac Baker Brown (1811-1873).
Jak podkreśla Kate Lister, człowiek ten długo cieszył się wielką renomą w londyńskim światku lekarskim. "Założył szpital świętej Marii, został Fellow of the Royal College of Surgeons (członkiem Bractwa Chirurgów Royal College’u), a w 1865 roku też prezesem Londyńskiego Towarzystwa Medycznego" – wylicza autorka "Spraw łóżkowych".
Brown wykorzystał swój autorytet, by promować obsesję, której poświęcił karierę. Wierzył mianowicie, że klitoridektomia to "lek na całe zło": od "histerii po ból pleców, padaczkę, bezpłodność, paraliż, ślepotę i niepoczytalność".
"Dążył do przeprowadzania zabiegu, kiedy tylko była taka możliwość"
Według Browna po usunięciu łechtaczki ustawało "nienaturalne podrażnianie", będące źródłem strasznych problemów medycznych. Dlatego doktor, jak sam stwierdził, "dążył do przeprowadzania zabiegu, kiedy tylko była taka możliwość".
Chwalił się, że w 1863 roku pozbawił narządu pewną 30-latkę, bo ta wyrażała "awersję do męża". Po zabiegu podobno zdecydowała się powrócić do ślubnego i potulnie dała związkowi drugą szansę.
W roku 1865 Brown okaleczył z kolei pewną dziewczynę, bo przyłapano ją na masturbacji i lekarz sądził, że tylko w ten sposób uda się ją odciągnąć od zgubnego "nałogu".
"Gdy pacjentka znajdzie się już pod wpływem chloroformu…"
Brown wydał nawet całą książkę poświęconą swoim chorym zabiegom: On the Curability of Certain Forms of Insanity, Epilepsy, Catalepsy, and Hysteria in Females, a więc "O uleczalności pewnych form obłędu, epilepsji, katalepsji i histerii u kobiet".
Opisał na jej kartach jak dokładnie postępował po uśpieniu pacjentek (a raczej ofiar):
"Gdy pacjentka znajdzie się już pod całkowitym wpływem działania chloroformu, łechtaczkę swobodnie usuwa się nożyczkami albo nożem – ja zawsze wolę nożyczki. Następnie ranę mocno zatyka się kompresem z waty opatrunkowej i tamponem, solidnie obwiązanymi bandażem w kształcie litery."
Kontynuacja koszmaru
Najbardziej skrajne teorie Browna, a może zwłaszcza fakt, że dokonywał operacji nawet bez pytania o zdanie mężów kobiet, doprowadziły wreszcie do wykluczenia go z Londyńskiego Towarzystwa Medycznego. Nie znaczy to jednak wcale, że w "cywilizowanych" świecie zachodnim zaprzestano klitoridektomii.
Zabieg miał innych zwolenników, tak na Wyspach Brytyjskich, jak i w Europie kontynentalnej. Szybko też upowszechnił się w Stanach Zjednoczonych. Przykładowo w Nowym Orleanie u schyłku XIX wieku chirurg nazwiskiem Bloch okaleczył zaledwie 2-letnią dziewczynkę, bo ta dopuszczała się "samoocierania".