Zdejmij biustonosz, okabluj się i idź pracować. Wszystko w dobrej wierze. Przecież dbamy o twój komfort
Podczas gdy całe Hollywood huczy od plotek o molestowaniu i tyle się o tym pisze także w Polsce, w małych miastach panie w Biedronce są zmuszane do rozbierania się przed kolegami. Coś z tą naszą wrażliwością i poczuciem, co wypada i co wolno trochę jest nadal słabo.
13.12.2017 | aktual.: 13.12.2017 15:03
Okablowana siedzi przy kasie. Klienci pewnie nawet się nie zorientują, że gdy kasjerka przekłada z lewej na prawą kolejne produkty, właśnie zbierane są dane o tym, "jak ciężko pracuje". Albo jak nazywają to przedstawiciele Jeronimo Martins Polska, "określany jest koszt energetyczny na poszczególnych stanowiskach". Zanim jednak kasjerka zacznie pracę, musi ktoś podłączyć jej to specjalne urządzenie.
W pokoju socjalnym, na widoku, przy wszystkich pracownikach. Kto pracował w sklepie ten wie, że o intymności w pokoju socjalnym nie ma mowy. Żeby rzeczone urządzenie się trzymało, pracownica musi pozbyć się biustonosza, jak opowiada jedna z kobiet w rozmowie z WP Finanse. Przyklejony mechanizm trzeba jeszcze owinąć bandażami.
Pracownikom 20 Biedronek w całym kraju na jeden dzień nałożono specjalne czujniki rejestrujące, jak ciężko pracują. - Badanie niby dobrowolne, ale ze strachu nikt się nie wyłamał - opowiada money.pl jeden z pracowników.Ze strachu też niewiele kobiet chce o tym opowiadać. W małym mieście o pracę trudno.
"Skarga dotyczy zaledwie dwóch sklepów spośród ponad 20 poddanych obecnej edycji badań. Być może w tych dwóch konkretnych przypadkach proces komunikacji między pracownikami, ich przełożonymi oraz badaczami Instytutu był niewystarczający i doprowadził do dyskomfortu niektórych pracowników" - informuje Biedronka.
Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że takim badaniem firma potraktowała swoich pracowników jak bydło. Albo jak kury na grzędzie z obrączkami na nogach. Bez wyobraźni. Okablujmy, niech siedzi za kasą, a my potem sprawdzimy, ile włożyła w to pracy. Tak jakby rozmowa i zwyczajne monitorowanie pracy nie było najlepszym wyjściem z sytuacji. Jak łatwo się domyślić, doniesienia pracowników sieci odbijają się teraz w sieci szerokim echem. Nie wszyscy dostrzegają w sprawie kontrowersje. Przecież "te baby na kasach i tak nic nie robią”, piszą internauci. Ale są też i takie komentarze:
"Podziwiam i współczuję tym ludziom, którzy w Biedronce pracują. W XXI wieku w Polsce panuje niewolnictwo".
"Ja też pracuję w Biedronce. Jest ciężko, wysiadają nam ręce, nogi, kręgosłupy i psychika. Wymyślają budżety tajemniczego klienta, dzięki którym to zabierają nam premie. Takie badania to w przychodni, a nie w socjalnym i ten brak biustonosza mnie dziwi. Może zmiana zawodu...?".
"To jest dramat. Jakby nie patrzeć jest to uwłaczające pracownikom. Sam nie dałbym się badać w ten sposób".
Padają zarzuty o molestowanie. Ktoś powie: "jak w Chinach", tyle że i tam coraz więcej pracodawców dostrzega, jak ważne jest samopoczucie pracownika. To, że nie czuje się jak robot w fabryce śrubek. Że nie jest tylko ciałem, do którego można przypiąć na forum urządzenie i zmierzyć, jak pracuje. Tym bardziej niepokoi to, jak zostały potraktowane kobiety. Dobrze wiadomo, że gros pracowników "na kasie" to kobiety. Jeśli takie wyznaczamy sobie standardy monitorowania pracy, to jak mamy dyskutować o prawach kobiet, o molestowaniu i walce z takim zachowaniem? Po co ta cała dyskusja o wykorzystywaniu pracownic, o poniżaniu, skoro idą do pracy i spotyka je taka "niespodzianka"? Wyobraźnia – ważna rzecz, o której warto czasem sobie przypomnieć. Podobną wyobraźnią powinni wykazać się pracodawcy z Doliny Krzemowej, którzy na imprezy zatrudniają po cichu modelki do zabawiania programistów, o czym pisałyśmy już wcześniej. I też ci, którzy uważają, że kobiety zaczęły przesadzać, zgłaszając nadużycia w pracy. Może wtedy w końcu zaczniemy się naprawdę szanować.