"Żegnaj Oczko". Nie żyje kundelek, którego bestialsko skatowano
Blisko dwa lata temu weterynarze z Przemyśla zostali wezwani do najtragiczniejszego przypadku skatowania psa. Medycy dokonali niemożliwego i uratowali kundelka. Pies, za którego kciuki trzymała cała Polska, niestety zmarł.
Był mały, czarny i nie wiadomo dokładnie, ile miał lat. Mógł biegać i szczekać, przynosić gazety pod drzwi domu. Ale dwa lata temu w podprzemyskich Maćkowicach, ktoś zabawił się w pana życia i śmierci. W bestialski sposób skatował kundelka: zmiażdżył mu płuca, uszkodził wątrobę, a oczy wypadły mu z oczodołów. I choć wydawać by się mogło, że "najlepszy przyjaciel człowieka", tego nie przeżyje, to okaleczony piesek postanowił walczyć. Wykorzystując ostatnie siły, schronił się w piwniczce na nieogrodzonej posesji, a tam znaleźli go już dobrzy ludzie. Właściciele pomieszczenia na miejsce wezwali weterynarzy z Przemyśla. Ci mówili, że widzieli już wszystko, ale nigdy, aż tak brutalnego skatowania zwierzęcia. Medycy zaopiekowali się kundelkiem, zaczęli walczyć o jego życie i nazwali psa Oczko.
Historia kundelka poruszyła cały kraj. Polacy zaczęli domagać się odnalezienia sprawców. Do akcji włączyli się także celebryci. Zaczęto wyznaczać nagrody za ujawnienie nazwisk oprawców. Piesek po 38-dniowym, intensywnym leczeniu wrócił do zdrowia. I choć leczenie nie zostało zakończone, to weterynarze z Centrum Adopcyjnego Lecznicy "Ada" oddali go w dobre ręce - do osoby która od pierwszych chwil odwiedzała pieska.
"Żegnaj Oczko"
Niestety po blisko dwóch latach od uratowania kundelka biologiczny zegar nie dał za wygraną. Weterynarze z lecznicy poinformowali o śmierci Oczka. "Tego uczucia nie oddadzą żadne słowa. Łzy same cisną się do oczu, a w głowie już tylko pustka. Pustka, bo straciliśmy przyjaciela. Dzielnego i kochającego życie kompana" – napisali medycy. Dodali, że pies swoim przykładem pokazywał, że wszystko można. "To on sprawiał, że uśmiech nie znikał z twarzy” – czytamy na Facebooku.
"Myślisz, że istnieje Psie Niebo? Na pewno tak. Żegnaj "Oczko", umarłeś u wspaniałej rodziny, która cię przygarnęła, zaakceptowała twoje słabości, kochała do ostatniego tchnienia. Niestety biologiczny zegar był nieubłagany. Cieszę się jednak, że spędziłeś ostatnie 2 lata, cudowne lata, w domu. Prawdziwym domu" – napisał Radosław Fedaczyński, weterynarz, który opiekował się kundelkiem.