LudzieZjadła galaretę z targu. "Zsiniałam, nie mogłam oddychać"

Zjadła galaretę z targu. "Zsiniałam, nie mogłam oddychać"

Mieszkanka Nowej Dęby w rozmowie z dziennikarką "Super Expressu" podzieliła się dramatyczną relacją. Pani Maria zatruła się galaretką i wylądowała w szpitalu. Na całe szczęście jej życie udało się uratować.

66-letnia Maria zjadła zatrutą galaretkę
66-letnia Maria zjadła zatrutą galaretkę
Źródło zdjęć: © Adobe Stock, Facebook | Adobe Stock, Facebook

Na jednym z podkarpackich targowisk sprzedano zatrute mięso. Po spożyciu produktu dwie osoby znalazły się w szpitalu. Jedna z nich zmarła 2,5 godziny po zjedzeniu mięsa. 66-letnia Maria Sławuta również kupiła i spożyła galaretę. Na całe szczęście w porę trafiła do szpitala, a obecnie jej życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.

Odwiedzili targ. Potem przeżyli chwile grozy

Maria i Waldemar Sławutowie odwiedzili targowisko w Nowej Dębie nie po raz pierwszy, choć nie robili tam zakupów regularnie. Jak podkreślił mężczyzna, u tego samego sprzedawcy wcześniej nabył wędlinę, jednak nikomu po jej zjedzeniu nic się nie działo. Tym razem zatruty produkt został skonsumowany przez panią Marię.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Śmierć po galarecie. "Nie kupuje się niesprawdzonego"

- W ogóle pierwszy raz jadłam galaretkę. Ona była w plastikowym opakowaniu po jogurcie. Ładnie wyglądała więc się skusiłam - wyznała kobieta, rozmawiając z "Super Expressem".

Dramatyczna sytuacja rozegrała się po powrocie małżeństwa do domu.

"Spadło mi ciśnienie. Kręciło mi się w głowie"

66-letnia mieszkanka Nowej Dęby przyznała, że od razu po powrocie do domu, postanowiła zjeść zakupioną galaretkę. Kobieta zwróciła od razu uwagę, że potrawa jest mocno przyprawiona zielem angielskim.

- Niezbyt mi smakowała, nawet polałam ją octem. Zjadłam może pół, może tylko jedną trzecią porcji i odłożyłam do lodówki. Od razu bardzo źle się poczułam, spadło mi ciśnienie. Miałam 64/47. Kręciło mi się w głowie, stół, który stał przed moimi oczami, cały wirował. Zsiniałam, nie mogłam oddychać. Zwymiotowałam i to chyba uratowało mi życie - wyznała Maria Sławuta.

Natychmiast wezwano pogotowie. Lekarz już w karetce pobrał pacjentce krew. - Usłyszałam tylko, że jest bardzo ciemna - wspomniała 66-latka.

"To jakby drugie życie"

Już po przeniesieniu z SOR na oddział wewnętrzny, pani Maria opowiedziała lekarce, kiedy źle się poczuła. Jak się okazało, łóżko obok zajmowała kobieta, która również spróbowała galarety z tego samego źródła.

- Ta pani powiedziała, że zjadła tylko jedną łyżeczkę i zemdlała. To właśnie wtedy padły pierwsze podejrzenia, że powodem zatrucia była wspomniana galareta z targu - podkreśliła rozmówczyni "Super Expressu".

Wówczas lekarze postanowili przewieźć pacjentkę do Krakowa na oddział toksykologii. Ze szpitala Maria Sławuta wyszła po czterech dniach.

- Cieszę się, że przeżyłam, to jakby drugie życie. Już nigdy nic nie kupimy w takich miejscach - podkreśliła.

Jak podaje wspomniany portal, pacjentka, która skosztowała łyżeczkę zatrutej galarety, również opuściła szpital.

Zapraszamy na grupę na Facebooku - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

© Materiały WP

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (14)