Złapał ją za tyłek, ona dzielnie zabrała głos. Kobiety idą w jej ślady
– S….lu, nie miałeś prawa tego robić – tak do swojego oprawcy na Facebooku zwróciła się Zuzanna Sekuła. Uznał, że może podnieść jej sukienkę i dotknąć pośladków. W ten sposób zamienił dobrą zabawę na koncercie w koszmar. Kobieta pokazała potem zdjęcie samej siebie: zapłakanej, przerażonej, mającej dość. Ilustrowało dramatyczny tekst. Rozmawiałam z nią, powstał artykuł. Dziś jest pod nim prawie 400 komentarzy.
12.09.2017 | aktual.: 12.09.2017 22:26
Z większości opinii sączy się hejt. "Nikt mnie na koncercie symfonicznym nie łapie za tyłek i za cycki, a jestem atrakcyjną dziewczyną... Ale nie mam sztyftu w nosie, drutów w brodawkach, czy kółka na zębach" – pisze Helen. "A czego innego spodziewała się po takiej społeczności? Punki [Zuzanna była na koncercie Dezertera – red.] nie słyną z obyczajności, wprost przeciwnie - to bardzo wulgarne środowisko" – stwierdza kolejny, anonimowy internauta. Mocne? To tylko dwa pierwsze komentarze. Kilka następnych w podobnym tonie: "Sama sobie winna / Ona nie jest wcale ładna / Powinna się cieszyć, że ktoś chciał ją ruszyć".
Artykuł trafia do facebookowej grupy "Dziewuchy Dziewuchom", liczącej ponad 100 tys. osób. I wywołuje falę poruszających wyznań. "Też byłam w podobnej sytuacji, na podobnym koncercie. Potraktowanie delikwenta z glana na szczęście załatwiło sprawę - chociaż oczywiście to wcale nie musiał być koniec" – opowiada Magdalena. Następna jest Urszula, którą "jakiś typek złapał za d…" na szkolnej wycieczce. "Wcześniej (było to w mega zatłoczonym metrze) ocierał się o mnie ku…m. Było to czuć przez cienkie, sportowe spodenki... Nic nie zrobiłam" – dodaje.
W internautkach budzi się złość, we mnie też, kiedy wiem, co spotkało Zuzannę, co spotkało Magdalenę i Urszulę. Potem pojawia się nadzieja, bo czytam: "Bardzo mi głupio, ale ja w podobnej sytuacji (sukienka na wiązanych ramiączkach, koncert, koleś zaczął rozwiązywać supły) zaczęłam typa tłuc na oślep". Autorką jest Paulina. Po niej odzywa się Iwona. "Mnie kiedyś koleś klepnął w tyłek i dostał od razu w ryja. I jeszcze był zaskoczony, nawalony był, tak się tłumaczył. A co to za tłumaczenie!!!" – pisze. Natomiast Maja traktowała "kolesi z glana".
Wszystkie te opowieści łączy jedno – odwaga. Zuzanna pokazała światu spuchniętą od płaczu twarz. Podpisała się pod swoim tekstem imieniem i nazwiskiem. Adresatami posta mieli być początkowo wyłącznie znajomi. W mniej niż 24 godziny Zuzannę poznało kilka tysięcy osób. Reagują różnie, zazwyczaj jednak widzą w niej winną.
Po publikacji artykułu dostaję wiadomość o treści: "Podana przez Panią informacja o łapaniu za pośladki najprawdopodobniej nie jest prawdziwa. Dlaczego tak myślę? Ponieważ, kiedy skomentowałem w dobrych intencjach posta tej dziewczyny, to ona zaatakowała mnie ze swoją koleżanką, starając mi się wmówić, że jestem chamski i wulgarny, a potem zablokowała moje konto". Nadawcą jest "Vi Tek", który apeluje, bym "uważała na przyszłość, komu ufam". Do głowy przychodzi mi, że - po pierwsze: piętnowanie ofiary jest wygodniejsze i łatwiejsze, niż okazanie jej odrobiny empatii, podobnie rzecz ma się z zaufaniem do niej, a po drugie - każdy, kto twierdzi, że kultura gwałtu w Polsce nie istnieje, żyje w mydlanej bańce.
Niedawno Karolina Wierzbińska, redaktor naczelna Kobiety WP, miała wątpliwą przyjemność dyskutować z Robertem Moskwą o tym, kiedy kobieta wie, że dzieje się jej krzywda. Aktor, znany z roli w "M jak Miłość", postanowił udowodnić, iż "klepanie po tyłku to tylko klepanie", a "agresja rodzi agresję". W związku z tym, zanim kobieta zacznie się bronić, powinna dwa razy pomyśleć, czy napastnik nie boi się bardziej. Podkreślmy, Robert Moskwa nie jest kobietą, nie wie, co to za uczucie iść nieoświetlonym chodnikiem z duszą na ramieniu i nie zastanawia się, czy przypadkiem ktoś go nie "klepnie po tyłku", tylko dlatego, że założył spódnicę.