Złodziejki czasu
Kiedy po urodzeniu dziecka minie trochę czasu, opadną emocje, gospodarka hormonalna wróci do normy i skończy się parada szczebioczących gości z zabawkami ekologicznymi, nagle zostajesz sama z nowymi emocjami, które nie zawsze rozumiesz, i z nowymi potrzebami, które czasami zaskakują.
18.03.2013 15:58
Kiedy po urodzeniu dziecka minie trochę czasu, opadną emocje, gospodarka hormonalna wróci do normy i skończy się parada szczebioczących gości z zabawkami ekologicznymi, nagle zostajesz sama z nowymi emocjami, które nie zawsze rozumiesz, i z nowymi potrzebami, które czasami zaskakują. Chodzi o rzeczy proste, nad którymi dotychczas się nie zastanawiałaś, a które nagle stają się towarem luksusowym. Takie jak chwila wolności. Umówmy się, miłość matczyna to fajna sprawa, ale każdy potrzebuje tych momentów na wzięcie głębokiego oddechu i przewietrzenie głowy. A tu dziecko potrzebuje mamy, jej bliskości, pełnego zespolenia, skóra przy skórze, usta przy piersi, pełna symbioza. A ty chwilami czujesz, że brakuje ci tlenu.
I wtedy właśnie dokonujemy odkryć zaskakujących. Na przykład, że mamy wielką ochotę na wyjście do warzywniaka. Same. Bez wózka. I bez świadomości, że w każdej chwili nasze oczko w głowie może się obudzić wygłodniałe i uruchomić syrenę, przy której alarm przeciwlotniczy to pestka.
Stajemy się głodne nawet kilku minut samotności i zaczynamy okazjonalnie uruchamiać całą siatkę kontaktów – od babć, przez sąsiadki, po koleżanki – żeby tylko zaspokoić tę potrzebę. W ten sposób zaczynamy rozwijać dość niezwykły talent i szybko stajemy się sprytnymi i wyrafinowanymi złodziejkami czasu.
Potrafimy wycisnąć maksimum z każdej okazji. Każda drzemka malucha staje się okazją do tak wysublimowanych rozrywek, jak czytanie „Wyborczej” sprzed tygodnia. Substytutem życia towarzyskiego stają się wypady do spożywczego, które potrafimy przedłużyć do granic możliwości, każde stawienie się w jakimkolwiek urzędzie to jak seans terapeutyczny, wizyta u dentysty zamienia się w zabieg spa.
A jeśli wizyta zostanie nagle odwołana? Czy zawsze informujemy o tym wynajętą na ten dzień pomoc? Przyznaję się bez bicia, że zdarzało mi się omijać ten fakt w rozmowach i po prostu wychodziłam z domu... połazić. Wypić kawę. Pogapić się na ludzi. Pochodzić po sklepie na luzie, nie biegając między półkami, jak kot z pełnym pęcherzem. Poczytać w kawiarni.
Skąd te knowania, kombinacje i wielka ściema? Bo czasami inaczej się nie da. Bo okazuje się, że jak już masz dziecko, to wyjść samotnie z domu możesz tylko w JAKIMŚ CELU. Bezcelowe przebywanie poza terenem rodzinnym jest wysoce nietaktowne, bardzo w złym guście, niepoważne, niedojrzałe. Nie przystoi. Jeśli już, kobieto, wyłazisz z domu, to idź i zrób coś konkretnego! Kup włoszczyznę, zapłać czynsz, odbierz paczkę na poczcie, a jak żadna na ciebie nie czeka, to chociaż jakąś nadaj. Nie obijaj się, nie wałęsaj, nie pozwalaj sobie na bezmyślne szwendanie, nie możesz tak po prostu wyjść i iść, obmyślając cel wycieczki po drodze. Jeszcze się zamyślisz, pogubisz i może się okazać, że wpadniesz na jakiś durny pomysł.
No, czy przeszło wam kiedyś przez gardło zdanie: „Proszę, odbierz za mnie dziecko z przedszkola, bo mam potrzebę pójść na plażę pogapić się na morze”? Przyznałybyście się do tego tak po prostu? Oczywiście, zawsze są jakieś wyjątki. Z góry przepraszam wszystkie panie, którym dziecko w żadnych wyjściach nie przeszkadza i które w ogóle nie rozumieją tego problemu, a może nie mają takiej potrzeby, żeby wyjść, iść i nie myśleć. Z góry też ostrzegam, że ta rubryka nie jest w takim razie dla was...
Ale z doświadczenia wiem, że wiele z nas specjalizuje się w dyskretnym podkradaniu chwil wolności i kiedy już zdarza się okazja, to chwytamy się jej z całych sił i nie odpuszczamy ani minuty. Czasami jest nam po prostu z symbiozą rodzinną nie po drodze. Takie momenty trzeba odreagować i nie ma sensu się katować, że matce tak nie wypada, bo inaczej pewnego pięknego dnia pęknie nam jakaś żyłka i będzie nieszczęście. Takie drobne kradzieże mają zresztą swój urok – człowiek czuje się jak na wagarach od dorosłości. A na takie wagary – proszę mi wierzyć – nigdy nie jesteśmy za starzy. Dlatego życzę udanych łowów. Zapewniam, że naszym dzieciom też wyjdzie to na zdrowie...