6‑dniowy tydzień nauki w szkołach oburzył rodziców. MEN rozwiewa wątpliwości
– Drodzy rodzice, nie planujcie weekendów waszym dzieciom, MEN zrobi to za was – grzmią oburzeni rodzice. Sprzeciwiają się zmianom, które planuje wprowadzić ministerstwo edukacji. Dostało się też samej minister Zalewskiej, a rodzice nie przebierają w słowach.
28.12.2018 | aktual.: 28.12.2018 16:35
W piątek 21 grudnia Ministerstwo Edukacji Narodowej przekazało do opiniowania i konsultacji 11 rozporządzeń. Zmiany dotyczą m.in. funkcjonowania samorządów uczniowskich i udzielania pomocy psychologiczno-pedagogicznej uczniom szkół i podopiecznym przedszkoli. Wątpliwości rodziców wzbudził zapis dotyczący funkcjonowania placówek przez 6 dni w tygodniu.
Rodzice oburzeni decyzją MEN
Na profilu "Dom nie jest filią szkoły" na Facebooku pojawił się post, w którym oburzeni rodzice sprzeciwiają się zmianom i tłumaczą, co tak naprawdę będzie oznaczać nowelizacja ustawy.
"Ministerstwo na swoich stronach publikuje 11 zmian w zapisach ustawy oświatowej. Jedna z nich, w na pozór niewinny sposób, może postawić na głowie życie rodzinne! Wydaje się, że jest to również pomysł Pani Minister na przeładowaną podstawę programową" – czytamy we wpisie. Po wprowadzeniu zmian art. 111 pkt 14 brzmi:
"Organizację tygodnia pracy szkoły, z uwzględnieniem kształcenia w formie dziennej, stacjonarnej lub zaocznej, w tym przypadki, w których kształcenie w formie dziennej może odbywać się przez 6 dni w tygodniu".
"Warto zwrócić uwagę, że ministerstwo używa magicznych zwrotów: 'może odbywać się' lub 'mogą być realizowane'. Niby nic, ale gdyby rodzice protestowali przeciwko 6-dniowemu tygodniowi nauki, ministerstwo oświadczy, że to decyzja szkoły" – czytamy w dalszej części wpisu. Jego autorzy apelują o udostępnianie postu, by "nie okazało się, że pewne rozwiązania wprowadza się po cichu i stawia się rodziców przed faktem".
– Życzę pani minister oraz całemu temu rządowi 7-dniowego tygodnia pracy w wymiarze godzin, jakie teraz po pseudoreformie spędzają dzieci na nauce. Są dorośli, nie mogą pracować mniej niż dzieci. Życzę im też pensji nauczyciela na stażu i ani złotóweczki więcej. Amen – skwitowała informację jedna z internautek.
– Prawda jest taka, że po "udanej" reformie szkoła już nie uczy, szkoła tylko "wprowadza tematy". To my rodzice, odwalamy całą robotę, tłumacząc dzieciom to, czego nie tłumaczą nauczyciele. I my, i dzieci już od dawna mamy 7-dniowy tydzień pracy (nauki) – dodała kolejna.
Rodzice nie mają wątpliwości, że wprowadzanie zmian w ustawie to sposób na zatuszowanie efektów reformy edukacji. W 2019 roku obecni uczniowie I klasy gimnazjum i VI klasy szkoły podstawowej będą się ubiegać o przyjęcie do szkół ponadpodstawowych: liceów, techników i szkół branżowych. Łącznie w obu rocznikach jest ok. 720 tys. uczniów, czyli dwa razy więcej niż do tej pory. Umożliwienie kształcenia w soboty mogłoby nieco wesprzeć dyrektorów i nauczycieli w tej niedogodnej sytuacji.
– Rodzice, czas najwyższy, by pogonić tę niedouczoną, wstrętną kłamczuchę, która w 3 lata zniszczyła szkoły. Teraz wprowadza po cichu 6-dniowe nauczanie, by zmieścić się z programem, czyli swoje nieudacznictwo przelewa na dzieci. Czas poszczuć tego wyjątkowego szkodnika psami – dosadnie komentuje internautka.
Ministerstwo edukacji uspokaja rodziców i dementuje plotki
Joanna Gospodarczyk, szefowa warszawskiego Biura Edukacji, próbuje uspokoić rodziców i zapewnia, że samorządy będą robiły wszystko, by nie dopuścić do sytuacji, w której uczniowie będą musieli chodzić do szkoły w soboty.
– Podobny zapis istniał już wcześniej, a szkoły mogły pracować przez 6 dni w tygodniu – informuje Gospodarczyk w rozmowie z WP Kobieta. Obecnie zapis został doprecyzowany i brzmi "kształcenie w formie dziennej może odbywać się przez 6 dni w tygodniu", co oznacza, że w soboty rzeczywiście będą mogły odbywać się lekcje. Nie oznacza to jednak, że dyrekcje szkół będą korzystać z tej możliwości.
Zwróciliśmy się do resortu edukacji z prośbą o wyjaśnienie, czy wzburzenie rodziców jest uzasadnione.
– Nie ma i nie będzie konieczności organizowania obowiązkowych lekcji w soboty. Informowanie o wprowadzeniu takiego rozwiązania jest celowym wprowadzaniem rodziców w błąd i nieuzasadnioną próbą wywołania niepokoju – tłumaczy Anna Ostrowska, rzeczniczka MEN.
– Przepis, że można prowadzić obowiązkowe zajęcia w szkołach także w sobotę, istnieje od 16 lat, to nic nowego. Można prowadzić lekcje np. w sobotę, ale pod pewnymi warunkami. Może o tym decydować np. tzw. współczynnik zmianowości, oznaczający stosunek liczby oddziałów do liczby pomieszczeń, w których odbywają się zajęcia dydaktyczno-wychowawcze. W przypadku, gdy współczynnik zmianowości wynosi co najmniej 2, zajęcia mogą być prowadzone przez 5 lub 6 dni w tygodniu przez cały rok szkolny. Takie sytuacje zdarzają się sporadycznie i wynikają przede wszystkim z sytuacji losowych, np. przerwy w pracy szkoły spowodowanej awarią, epidemią, warunkami atmosferycznymi itp. – dodaje Ostrowska.
Rzeczniczka podkreśla, że wprowadzenie zmian jest jedynie sposobem na uporządkowanie polskiego prawa. Do tej pory przepis o możliwości kształcenia przez 6 dni znajdował się w rozporządzeniu dotyczącym organizacji roku szkolnego, a obecnie znalazł się również w rozporządzeniu dotyczącym organizacji pracy szkoły. Dodaje również, że decyzję o przeniesieniu zajęć na sobotę będą podejmować dyrektorzy szkół po zasięgnięciu opinii rady szkoły i rady pedagogicznej. Nie ma więc możliwości, żeby zmiany zostały wprowadzone z dnia na dzień.
"MEN dostrzega negatywne skutki reformy"
Zdaniem Gospodarczyk zmiana w ustawie ma być sposobem poradzenia sobie z przyjęciem podwójnego rocznika. – Ta zmiana umożliwia przesunięcie niektórych zajęć na sobotę, dzięki czemu szkoły będą mogły przyjmować większą liczbę uczniów. Obecnie mury szkolne na to nie pozwalają. Mam jednak nadzieję, że szkoły nie będą korzystać z tej możliwości. Zrobimy wszystko, by zajęcia kończyły się później, ale nie były przenoszone na soboty – tłumaczy.
Przyznaje również, że to sposób na "uśmierzenie bólu" po wprowadzeniu nie do końca przemyślanej reformy.
– Mam wrażenie, że MEN zaczyna dostrzegać negatywne skutki przedwczesnej reformy edukacji – podsumowuje Gospodarczyk.
Z jednej strony zarówno rzeczniczka MEN, jak i szefowa warszawskiego Biura Edukacji, próbują uspokoić rodziców, tłumacząc, że to, że zapis został zmieniony, nie oznacza, że dyrektorzy muszą korzystać z nadanych im uprawnień.
Mimo to istnieje prawdopodobieństwo, że dyrektor szkoły X, po skonsultowaniu się z radą pedagogiczną i radą szkoły, uzna, że przeniesienie części zajęć na sobotę jest konieczne, by usprawnić funkcjonowanie placówki. Obawy rodziców są zatem w pełni uzasadnione – nie mają gwarancji, że ich dzieci nie będą musiały uczyć się w weekendy.
Z drugiej strony to, że projekt został skierowany do konsultacji, nie oznacza, że wejdzie w życie. Jednak z kim projekt będzie konsultowany – rodzicami uczniów, pedagogami, samorządowcami? Nie wiadomo. Rodzicom pozostaje mieć nadzieję, że nawet jeśli zmiany w ustawie wejdą w życie, dyrektorzy znajdą inny sposób na rozwiązanie problemu podwójnego rocznika i zapewnią uczniom godne warunki kształcenia.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl