9‑letni Bolek i 6‑letnia Greta chodzą na manifestacje. Ich mamy tłumaczą dlaczego
Nie chodzi o to, żeby dzieci przyjmowały poglądy rodziców. Olga i Agata chcą, żeby Greta i Bolek wiedzieli, że jeśli coś im się kiedyś nie spodoba, nie muszą siedzieć cicho. Dziewczyny chcą przekazać swoim dzieciom jedno – ludzie są różni, ale równi.
23.03.2018 | aktual.: 26.03.2018 19:19
_*Bolek, 9 lat: * Nie wiem, czy każdy ma o tym świadomość, ale należy brać udział w protestach po to, żeby twoje otoczenie zmieniło się na takie, jakie ty byś chciał. Tak można pokazać, że coś nam przeszkadza i że czujemy się z tym źle. Między innymi napisami mówiącymi, że coś nam się nie podoba albo po prostu utworami muzycznymi. Lubię tam chodzić też dlatego, że tam się wrzeszczy. Moje ulubione manifestacje to wojna o Puszczę Białowieską i protest, na którym walczyliśmy przeciwko smogowi i założyłem maskę przeczyszczającą powietrze z zewnątrz maski._
Agata Jabłońska, autorka tomu poetyckiego "Raport wojenny", na co dzień pracuje w Muzeum Narodowym w Krakowie. 10-letniego syna na protesty bierze od kilku lat. Przede wszystkim dlatego, że ona i jej partner nie uznają wyodrębnienia z życia codziennego "spraw nie dla dzieci". Rozmawiają o wszystkim, co tylko zainteresuje Bolka. Bez edukacyjnych pogadanek czy planów uświadamiających. Ważne są dla nich równość i szacunek, ale bez rzucania hasłami, wszystko wyjaśniają synowi na przykładach.
- Nie ma z nami łatwo – śmieje się Agata.
- Ostatnio dopytywał, czy da się opowiedzieć dowcip o blondynce i nie być szowinistą. Domyśliliśmy się, że usłyszał jakiś żart i chciałby nam powtórzyć, ale wie, że nie uznajemy dowcipów tego typu. Powiedzieliśmy mu, żeby opowiedział nam ten żart, używając sformułowania "pewien chłopiec". On doskonale zdaje sobie sprawę, dlaczego nie można się z kogoś śmiać ze względu na płeć, kolor skóry czy włosów. To nie funkcjonuje na zasadzie "nie powiem mamie, bo będzie zła" – mówi Agata.
Na żadnej manifestacji broniącej praw kobiet Bolek jeszcze nie był, ale z przyczyn raczej prozaicznych.
- Na czarnych marszach robię zdjęcia, a co za tym idzie, wchodzę na jakieś ogrodzenia, śmietniki, a 9-latek, wiadomo – też by chciał. Średnio to bezpieczne, a już zwłaszcza w sytuacji, w której mam zajęte ręce. Do tego protesty w obronie praw kobiet dotychczas odbywały się przy fatalnej pogodzie. Idealizm idealizmem, ale nie chciałam go potem zbierać chorego – komentuje 32-latka.
Bolek był z nią i jej partnerem na kilku manifestacjach ekologicznych, m.in. w obronie Puszczy Białowieskiej, a także na protestach broniących praw lokalnej społeczności – np. przed sprzedażą terenów zielonych deweloperom.
- Ogólny sens chodzenia na manifestacje bardzo łatwo dziecku wyjaśnić: "Chodzimy, żeby nas zobaczono, żeby było nas dużo, wtedy staniem się widzialni dla władz, a nasze zdanie będzie wysłuchane". Manifestacje broniącą terenów miejskich przed sprzedażą deweloperowi też wytłumaczyć prosto.Jeśli nie pójdziemy, być może już niedługo nie będziemy mieli gdzie chodzić palić ognisk i biegać po krzakach. Dla niego to ważne, bo najzwyczajniej w świecie lubi się bawić na powietrzu poza ugrzecznionym i przewidywalnym placem zabaw - tłumaczy mi Agata.
Pokojowa manifestacja to w jej odczuciu ciekawe, odkrywcze przeżycie. Dziecko może zobaczyć różnych ludzi jednoczących się dla sprawy, poza tym po prostu "coś się dzieje" – są plakaty, hasła, czasem stroje. Kiedy poszła na Czarny Protest, a siedzącemu w domu z Bolkiem partnerowi wysyłała krótkie nagrania, Bolek potem przez dwa dni skandował "Myślę, czuję, decyduję".
Agata Jabłońska z synem
Agata walkę o prawa reprodukcyjne kobiet wyjaśniła ogólnie. – On nie wie jeszcze do końca na czym polega rozmnażanie człowieka. Oczywiście wie, że musi być kobieta i mężczyzna, że jest zbliżenie i "dziecko w brzuchu", ale bez szczegółów. Wyjaśniliśmy mu, że kobiety walczą o to, żeby móc decydować ile chcą mieć dzieci i w którym momencie. Jeśli sam nie porusza jakichś tematów, a one nie wypływają z rzeczy, z którymi się styka, to nie robimy mu "przymusowego szkolenia".
Ostatnio klasa Bolka miała za zadanie wymyślić alternatywne zakończenie bajki o Kopciuszku. Napisał, że Kopciuszek rozstała się z Księciem i wróciła do sióstr, bo odkryła, że Książę nie lubi jej, tylko jej stroje i karetę. Agata pilnuje, żeby nie podważać autorytetu osób o przeciwnych poglądach.
- Nie będę przecież wyjaśniała, że to bajka o kobietach, które walczą między sobą, żeby zdobyć faceta i że to źle. Zależy mi, żeby dochodził do własnych wniosków, nie chcemy wszczepiać mu swoich poglądów. W tej sytuacji zapytałam po prostu czy jak Kopciuszek wróciła do sióstr, to musiały szukać dalej mężów czy zajęły się czymś innym. Z takich prostych zagadnień rodzą się ciekawe rozmowy. Czasem nie tylko dla Bolka. Mniej więcej w taki sposób uczulamy go na stereotypy, dyskryminacje – wyjaśnia Agata.
Wypytuję ją czy często dochodzi w szkole do konfrontacji z dziećmi, których rodzice mają inne poglądy lub po prostu nie rozmawiają z dzieckiem, jak z myślącą samodzielnie jednostką. Śmieje się, że w zasadzie nie, ale kiedyś została wezwana na świetlicę, ponieważ Bolek wyjaśnił z powodzeniem chodzącym na religię kolegom i koleżankom, że nie ma piekła i nieba. Nauczycielki w zasadzie nie miały z tym problemu, ale potem jedna z dziewczynek rozhisteryzowała się, ponieważ mama opowiada jej codziennie co robi babcia w niebie.
- Jesteśmy ateistami, ale nie uważamy też, żeby Bolek dobrze się zachował. Z tego była z kolei cała dyskusja o systemie wartości, że każdy ma inny, że nie wolno kogoś tak przekonywać, że sam nie wie na przecież na pewno. Co ciekawe, Bolek ma do religii stosunek dość negatywny, kiedy był młodszy rodzina ojca przekupywała go, żeby chodził do kościoła, tu słodycze, tu prezenty
Pytam Agaty dlaczego chodzi z synem na protesty.
- Dziecko jest taką samą częścią społeczeństwa, jak jego rodzice, tyle że z innymi prawami i obowiązkami. Jesteśmy blisko siebie. To jest człowiek, a nie maskotka, z którą robię sobie zdjęcia, albo dziecko, które próbuje się wcisnąć babci, żeby mieć czas na "swoje sprawy". Nie uznaję takich podziałów, moje życie jest życiem z Bolkiem. Dzieci rozumieją znacznie więcej spraw niż wielu osobom może się wydawać. Dziwi mnie, że dla kogoś problemem jest rozmowa na "poważne tematy", a nie to, że ktoś obcy może wyjaśnić mu te sprawy w sposób płytki lub zakłamujący rzeczywistość. Chcę, żeby Bolek miał jako-takie pojęcie, co dzieje się wokół niego.
_Greta, 6 lat: Lubię robić plakaty na manifestacje kobiet. Z mamą rysujemy, czasem z mamą i z tatą albo samym tatą i chodzimy z nimi. Czasem są ciężkie w noszeniu, ale i tak fajnie z nimi iść. Chodzimy na manifestacje, bo to bardzo lubimy. Spotykać mamy i taty różnych znajomych i ich dzieci oraz jak wypuszczają dużo confetti. Nie lubię tylko, jak jest tam bardzo głośno, no i nie lubiłam raz jak mieliśmy z tatą jechać autobusem, a on się zepsuł i bolały mnie już nogi od tego chodzenia. Krzyczymy coś, ale zapomniałam co. _
Podobne odczucia ma Olga Wróbel, 36-letnia muzealniczka, po godzinach połowa bloga o książkach Kurzojady i mama 6-letniej Grety.
- Jestem umiarkowanie zaangażowana politycznie, ale prawa kobiet obchodzą mnie szczególnie. Trudno, żeby było inaczej, sama jestem kobietą, mam córkę, mam siostrę, moja mama miała same siostry. Stąd marsze w obronie praw kobiet. Chodzimy też na paradę równości, jako że mój najlepszy przyjaciel jest gejem. Dla Grety to coś naturalnego, Wojtek regularnie nas odwiedza, funkcjonuje u nas w domu jako "wujek", Greta zna jego chłopaka, Tomka. Do kilkulatki tłumaczenie, że trzeba iść, żeby Wojtek i Tomek mogli wziąć ślub, tak jak mama. Myślę, że lepiej niż do niejednej starszej osoby, która nigdy żadnej pary homoseksualnej nie poznała. Marsze pozwalają jej też zobaczyć różne kobiety. Różne wizualnie, ale też emocjonalnie. Kobiety złe, wkurzone, walczące, krótkowłose, z puklami, grube i chude. Widzi, że oprócz mnie i miluchnych pań z przedszkola są jeszcze inne dziewczyny. To zabrzmi patetycznie, ale chciałabym, żeby miała poczucie, że może być jaka chce. Brokatowa i różowe, albo z krzywo obciętymi włosami i krzycząca brzydkie słowa w obronie swoich praw. Co zabawne, widziałam, że Greta była np. podekscytowana, że są dziewczyny na platformie i one mówią "w dupie to mam", a w przedszkolu pani tłumaczy, że "dziewczynki nie mówią dupa".
Jeśli chodzi o poglądy feministyczne, Olga radykalizowała się powoli. Jako kulturoznawczyni podbudowę teoretyczną miała od dawna. Kilka dobrych lat temu dyskusja wokół praw kobiet nie była jeszcze aż tak zażarta, a feminizm funkcjonował głównie na uniwersytetach jako jeden z dyskursów naukowych. Jak wiele osób, Olga mówiła, że jest "humanistką, a nie feministką", nie pochylając się jakoś szczególnie nad zagadnieniem. Dyskusje z koleżankami-feministkami, kolejne raporty o płacach kobiet, problemach z powrotem z macierzyńskiego, seksistowskie teksty w mediach, wreszcie urodzenie córki.
Na tegoroczną Manifę z okazji Dnia Kobiet Olga z Gretą i Danielem, przygotowywali plakaty. Daniel jest po ASP, zarabia jako rysownik, Olga od lat tworzy komiksy, wydała dwie książki. Wspólne rysowanie jest dla nich aktywnością dość naturalną. Greta na swojej fladze narysowała kobietę z nagim biustem i szydełkiem.
- To nie jest tak, że mówię "a teraz córeczko narysuj macicę i napisz stop" – śmieje się Olga.
- Greta jest oswojona z nagością, u nas w domu przewala się egzemplarz "Ciemnej strony księżyca", mojego komiksu o ciąży, który na okładce ma nagą kobietę. Narysowanie człowieka bez ubrania nie jest dla niej niczym dziwnym. Szydełko wynika zdaje się z tego, że moja mama ciągle robi na szydełku. Jest jedną z kobiet, które Greta widuje bardzo często, a rysowaliśmy plakaty na "Dzień Kobiet" – opowiada Olga.
- Nie robię Grecie żadnej teoretycznej podbudowy, po prostu dlatego, że ona jest na to za mała. Jej pojęcie o rozmnażaniu to póki co "jajeczko w brzuchu". Chciałabym bardziej, żeby ona miała wgrane, że jak ci się coś nie podoba, to możesz o tym mówić głośno. Trochę wynika to z tego, że mnie rodzice wychowali tak, że jak się na ciebie przykładowo uwzięła nauczycielka, to bądź grzeczna, cicha i się nie wychylaj, to może "się uspokoi". Oduczyłam się tego przemykania chyłkiem ze spuszczonym wzrokiem dopiero w okolicach trzydziestki.