Blisko ludziAbonament na "trzymanie za dupkę". Molestowanie w programie rozrywkowym TVP

Abonament na "trzymanie za dupkę". Molestowanie w programie rozrywkowym TVP

"Wyobrażacie sobie tego buca bez kamery?"; "Jaka do pana pasuje kobieta? Żadna. Czas niewolnictwa już minął" – tak internauci komentują ostatni odcinek programu "Rolnik szuka żony". Program zasługuje na jedno. Skargę do KRRiTv.

Abonament na "trzymanie za dupkę". Molestowanie w programie rozrywkowym TVP
Źródło zdjęć: © Instagram.com
Helena Łygas

Wiadomo, że jak kobieta mówi "nie", to myśli "tak" (efekt dźwiękowy: obleśny rechot). Miejsce złotych myśli tego typu w 2018 roku powinno być w muzeum seksizmu. Okazuje się jednak, że póki co takie bon moty można spotkać nie gdzie indziej jak na antenie telewizji publicznej. I to nie po 23, ale w weekendowym paśmie największej oglądalności.

Tylko się nie myj

"Rolnik szuka żony" jest produkcją ciekawą na kilku poziomach. W emitowanym od czterech lat programie po raz pierwszy w historii pokazano, jak ludzie zupełnie zwyczajni – bez nastrzykniętych ust, modnych ciuchów i nowoczesnych zawodów – szukają miłości. Oczywiście były też polsatowskie "Chłopaki do wzięcia", przedstawiające jednak raczej smutny obrazek biedy i wykluczenia niż "wsi spokojnej, wsi wesołej".

Do tego, co często podkreślają sami producenci, pokazują rolników w nowym świetle. Bohaterom programu powodzi się nieźle – mają zadbane obejścia, wyremontowane domy, otrzymują dotacje unijne, bywają romantykami. Na przełamaniu tych dwóch stereotypowych konwencji wartość produkcji się kończy.

Jan to najstarszy z rolników występujących w emitowanej obecnie edycji programu. Z trzema kobietami, które mieszkają z nim, żeby sprawdzić, "czy do siebie pasują", od początku poczyna sobie dość śmiało. Teksty takie jak: "przyjdę dziś do ciebie, tylko się nie myj" albo "drzwi zostawiłem zachęcająco otwarte, a ty sama spałaś. Tak bym cię ogrzał, poty by były", okazały się jednak dopiero wstępem do popisów podstarzałego rolnika.

Trzymanie za dupkę

Stałym elementem programu jest zaprzęganie zaproszonych kobiet do pomocy w gospodarstwie. Sprawdzenie, czy "pracy się nie boją", jak gdyby był to casting nie na żonę, ale na pomoc domową. Rolnik nowoczesny ma może traktory i ciągniki za miliony, ale kto mu tak wyszoruje gary, jak poślubiona przed Bogiem?

Nie inaczej było też w ostatnim odcinku. Jan poprosił Marysię, żeby poszła z nim "na siano", czyli po prostu pomogła przynieść je ze stodoły. Gdy kobieta schodziła ze strychu, Jan zapytał wesoło:

- Mam cię trochę za dupkę potrzymać?
- Nie – odpowiedziała wyraźnie zażenowana kobieta.
- To potrzymam – odparł rolnik i położył ręce na pośladkach kobiety.

Zdjęciem tej rozkosznej scenki TVP postanowiło podzielić się z widzami za pośrednictwem Facebooka. Takiej dozy chamstwa w telewizji publicznej nie było od dawna. Co tam osławione paski, co tam "Studio yayo" i "Korona królów". W porównaniu do molestowania na wizji, zgrabnie przyporządkowanego do kategorii "rozrywka", to niewinne igraszki.

- Trudno to nawet komentować – wzrusza ramionami dr Katarzyna Gajlewicz-Korab, medioznawczyni z Uniwersytetu Warszawskiego. Jej zdaniem molestowanie w programie to przekaz podobnego sortu co osławione wybryki polityków wobec kobiet. Seksizm kalibru, który żenuje niezależnie od światopoglądu.

- Nawet w tak stabloidyzowanej formule, jaką jest "Rolnik szuka żony", to przesada. Niemiecki oryginał też był przaśny, ale w założonych granicach. W tym przypadku granice zostały przekroczone. Łapanie za pośladki kobiety, która wyraża jasno sprzeciw, to molestowanie seksualne. A molestowanie seksualne jest przestępstwem. Nie da się tego usprawiedliwiać ani chęcią "przedstawienia bohatera", ani quasi-dokumentalną formułą. Jeśli telewizja publiczna w ogóle decyduje się pokazać tego typu treści, to zgodnie z etyką dziennikarską powinny być one opatrzone komentarzem czy poprzedzone dyskusją pokazującą w odpowiednim świetle to, co widz ogląda. Proszę pamiętać, że o ile osoba dorosła wyciągnie wnioski, to przecież takie programy oglądają też dzieci i młodzież, dla których telewizja jest przedstawieniem tego, jakie obowiązują normy społeczne – wyjaśnia dr Gajlewicz-Korab.

A mogłoby być pięknie

Twórcy programu na swój sposób zdecydowali się pokazać sytuację jako rodzaj nieszkodliwego wyskoku. Czegoś, co zdarza się facetom, ale można przeprosić i po sprawie. Co ciekawe, rolnik Jan nawet przepraszając Marię nadal nawiązywał żartobliwie do "trzymania za dupkę", jak gdyby był to rodzaj wartego przypomnienia dowcipu. To trochę poetyka "przepraszania na odczepnego", w którym osoba wyrażająca fałszywą skruchę nie uważa, żeby zrobiła coś nie tak, ale dla świętego spokoju wypowie stosowną formułkę łagodzącą, nie mając najmniejszego zamiaru zmieniać niczego.

W podobnie dowcipnym tonie odcinek skomentowała na Facebooku Telewizja Polska – "Coś naprawi, to zaraz zepsuje. Jest na to specjalna nazwa – facet". Facet to taki duży dzieciak, więc nie można go winić za przekroczenie granic.

- Po transformacji telewizja publiczna zaczęła ścigać się ze stacjami komercyjnymi o oglądalność i reklamodawców, między innymi przez zwiększanie liczby formatów rozrywkowych. Często w dyskusji o telewizji publicznej padają argumenty o guście "odbiorcy masowego", w którego gust trzeba trafiać, żeby nadążyć za konkurencją. Tyle że naprawdę da się robić rozrywkę "dla wszystkich" i na poziomie. Dobrym przykładem jest tu choćby "Taniec z gwiazdami" – format nie tylko bardzo popularny i stricte rozrywkowy, a nawet edukacyjny. Dzięki niemu tysiące Polaków zaczęło rozróżniać rumbę od salsy i zrozumiało, czym charakteryzuje się fokstrot – komentuje dr Gajlewicz-Korab z UW.

Rozrywka jest ważną funkcją telewizji, ale zrzucanie chamstwa na "funkcję rozrywkową" może mieć jakiekolwiek usprawiedliwienie, o ile nie przekracza granic dobrego smaku. Gdzie owe granice przebiegają, można dyskutować. Tyle że w momencie, w którym na ekranie widzimy molestowanie seksualne, nie ma już o czym dyskutować. To robienie z patologii normy, z której ten i ów może zarechotać rubasznie.

Większość komentujących skupia na pomstowaniu na Jana. Nikt nie zastanawia się, jak czuła się "Marysia z Warszawy" oglądając wczoraj na wizji siebie w takiej sytuacji. Ze świadomością, że za współwidzów ma ponad trzy miliony Polaków, bo tyle gromadzi przed ekranami każdy odcinek tej misyjnej państwowej rozrywki.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (336)