Aktywna emerytka z Podlasia. Wychowała 11 dzieci, teraz przeżywa drugą młodość
Pani Helena Wiśniewska nie siedzi w fotelu na emeryturze. Podróżuje, prowadzi koło gospodyń wiejskich, udziela się charytatywnie i korzysta z uroków bycia babcią, w końcu ma 21 wnucząt. Jaki jest jej przepis na aktywne życie? – Mam to we krwi i kocham ludzi – wyznaje.
Pochodzi z Podlasia, mieszka w Korytkach pod Zambrowem. – 28 lat przepracowałam w Zakładach Bawełnianych Zamteks. W międzyczasie wychowywałam dzieci. Z pierwszym mężem doczekaliśmy się 6. dzieci, z drugim mężem mam pięcioro. Wszystkie dzieci są samodzielne, założyły rodziny. Z nami został tylko najmłodszy syn. Ma 22 lata – opowiada pani Helena w rozmowie z redakcją WP Kobieta. Dodaje, że jest szczęśliwą babcią 21 wnucząt. Ma również dwoje prawnuków.
"Życie nie rozpieszczało"
Na pytanie, czy ciężko było wychować taką gromadkę dzieci, odpowiada, że do tego potrzebna jest chęć. – Zajmując się dziećmi, jednocześnie pracowałam. Zmienialiśmy się z mężem, później starsze dzieci pomagały przy młodszych. Życie nie rozpieszczało. Trzeba było pieluchy tetrowe prać i gotować, aby plam nie było. Teraz są pampersy, zupki – zauważa kobieta. Dużo jej też dało wsparcie partnera.
- Na wychowawczym byłam łącznie 5 lat. Nie było tak, jak teraz, że do 3. roku życia można być z dzieckiem. Zresztą ja potrzebowałam kontaktu z ludźmi, jestem bardzo towarzyska – opowiada pani Helena. Podkreśla również, że dzisiejsze wychowanie dzieci nie do końca się jej podoba. – Już 2-latek potrafi korzystać z telefonu. Dla mnie to nie do pomyślenia. Ja bym bardziej to kontrolowała – mówi. – Czasami moje dzieci się mnie pytają, jak dałam radę, bo oni przy dwójce czy trójce ledwo się wyrabiają z obowiązkami. Odpowiadam im: bo wy to legaty jesteście – żartuje kobieta.
Obecnie ma 64 lata. Przechodząc na emeryturę, obawiała się samotności. Dzieci miały już swoje życie. W zakładach bawełnianych, w których przepracowała połowę życia, było wokół niej tysiąc innych osób. – Musiałam zorganizować sobie życie na nowo. Z koleżanką rozkręciłyśmy koło gospodyń wiejskich. Śpiewam na uroczystościach pogrzebowych, udzielam się charytatywnie – mówi.
"Nie jestem 'skapciała' ani 'zgrzybiała'"
- W naszym kole tworzymy rękodzieło, wyjeżdżamy na konkursy, szykujemy mięsa na rożnego typu miejskie imprezy. Zachęcam sąsiadki do udziału. Osobiście nie mogłabym zamknąć się w czterech ścianach – wyznaje. Jednak jej największą miłością są podróże. W tym roku pani Helena ma już zaplanowanych kilka wyjazdów, m.in. w Bieszczady czy do Grecji z synem i jego rodziną. Są również wyjazdy do sanatoriów, gdzie energiczna emerytka poznaje nowych ludzi i zawiązuje przyjaźnie.
- Kocham też taniec i śpiew. Na co dzień to właśnie stawiam na pierwszym miejscu. Realizować się mogę dzięki kole gospodyń. Mamy sporo wyjazdów, gdzie prezentujemy się i tańczymy w ludowych strojach. Są koncerty, ogniska – nie brakuje mi pomysłów – kwituje pani Helena.
To życie, wypełnione aktywnościami, z pewnością pozwala się jej spełniać. Do tego dążyła po przejściu na emeryturę. Skąd czerpie energię? – Werwę do takiego życia mam od urodzenia. Kiedyś jak jeszcze pracowałam, małe dzieci ciągałam wszędzie ze sobą, na wszystkie wycieczki. Żadnej nie przegapiłam. To trzeba mieć we krwi, ten temperament. To, że mam 64 lata nie znaczy, że mam być "skapciała" czy "zgrzybiała". Gdybym zdrowia nie miała to co innego – opowiada. I choć na co dzień nie może, jak zazwyczaj, jeździć rowerem, bo jest po operacji kolana, już wypatruje wiosny i kolejnych wyzwań.
"Za taką emeryturę Wigilii dla 45 osób nie wyprawisz"
Seniorzy w Polsce nie mają lekko. Choć w życiu pani Helena doczekała się wspaniałych dzieci i zdrowie jej dopisuje, boryka się, jak większość emerytów, z problemami finansowymi. – Mój mąż ma 70 lat i dalej pracuje. Jest ochroniarzem – opowiada seniorka.
Sama ma 1200 złotych emerytury. Na pytanie, jak wyglądają święta w jej domu, odpowiada w pierwszej kolejności, że każde z dzieci się składa, coś przynosi, coś przygotowuje. – Tak ich wychowałam. Sama za 1200 złotych nie wyprawię Wigilii dla 45 osób – mówi. Ostatnie takie wielkie święto mieliśmy w 2018 roku. Wynajęłam salę w świetlicy. Było bardzo wesoło – opowiada.
Aktywne życie emeryta
Ponieważ pani Helena na co dzień ma styczność z osobami starszymi, pytamy czego potrzebują dzisiejsi seniorzy i czy doskwiera im samotność. – Moim zdaniem, to zależy od człowieka. Niektórzy nawet jakby pod domem im orkiestra zagrała to się zamkną i będą siedzieć w izolacji. Ale jak ktoś lgnie do ludzi, to tych świetlic dla osób starszych powstaje coraz więcej – zauważa 64-latka. – Ja osobiście nie oglądam telewizji. Często seniorzy wolą obejrzeć serial niż wyjść z domu – dodaje pani Helena.
Z kolei na pytanie o receptę na udany związek, seniorka odpowiada, że "jeśli kosa trafi na kamień, to zaraz taki związek się rozpada". – Pakują walizki i odchodzą – mówi. – W małżeństwie jednak to ludzie powinni się dogadywać. Oczywiście są wzloty i upadki, są kłótnie, ale trzeba się wzajemnie słuchać, przyznawać sobie racje, iść na ustępstwa. Jak jest natomiast alkohol, bicie, kradzież, to tutaj nie ma taryfy ulgowej – ocenia seniorka.
Pani Helena to kobieta "petarda". Jej przyjaciele zauważają, że energią do życia mogłaby obdzielić wielu ludzi. Zambrowianka swoim pozytywnym nastawieniem zaraża innych. Jak sama opowiada, często namawia sąsiadki do udziału w życiu społecznym. W swoim środowisku jest z pewnością lokalną bohaterką, która pokazuje, że można inaczej. Choć, jak sama podkreśla, pieniądze, które dostaje z emerytury, są niewielkie i stanowczo powinna po przepracowanych latach zarabiać więcej, stara się mimo wszystko spełniać marzenia. Bo jak mówi pani Helena, "żyje się tylko raz".