Blisko ludziAnna Kalita w rozmowie z Romanem Kurkiewiczem: "Do końca życia będę miała metr osiemdziesiąt wzrostu, niebieskie oczy i będę alkoholiczką"

Anna Kalita w rozmowie z Romanem Kurkiewiczem: "Do końca życia będę miała metr osiemdziesiąt wzrostu, niebieskie oczy i będę alkoholiczką"

"Kiedy mój alkoholizm osiągnął apogeum, czułam się tak, jakbym spacerowała po balustradzie balkonu na 17. Piętrze" – mówi Anna Kalita, żona zmarłego w 2017 roku po wyczerpującej walce z glejakiem mózgu Tomasza Kality, rzecznika SLD.

Anna Kalita w rozmowie z Romanem Kurkiewiczem: "Do końca życia będę miała metr osiemdziesiąt wzrostu, niebieskie oczy i będę alkoholiczką"
Źródło zdjęć: © ONS.pl

Anna Kalita w rozmowie z Romanem Kurkiewiczem opublikowanej na portalu Gazeta.pl, opowiedziała o swojej drodze do wyjścia z alkoholizmu. Wyznała, że nigdy nie zapomni dnia, kiedy po raz pierwszy usłyszała od bliskich: "Ania, ty jesteś alkoholiczką".

"Byłam wściekła! Mój stanowczy sprzeciw wynikał m.in. z tego, że od razu wyświetliła mi się klisza: alkoholiczka, czyli przysłowiowa menelka, leżąca w podartych rajtuzach gdzieś na ławce w parku. Tylko taka kobieta może być alkoholiczką - myślałam. Ale ja? Pracująca, wówczas w telewizji, mieszkająca na eleganckim osiedlu i ubierająca się w eleganckich sklepach? Poza tym - podkreślam - ja nigdy nie piłam wódki! Ja piłam 'tylko wino'" – mówiła.

Najgorszy był wstyd

Tomasz Kalita chorował na glejaka mózgu. Walka z chorobą męża była traumatycznym doświadczeniem dla Anny Kality.

"Doskonale pamiętam taki dzień. Jeden z najtragiczniejszych dni w moim życiu, kiedy przywiozłam do domu umierającego męża. W kuchni stała butelka czerwonego wina z poprzedniego dnia. Do połowy pełna. Przelałam cały ten alkohol do kubka i wypiłam duszkiem. I ten koszmar, który miałam w głowie, ta rozpacz - one stały się mniej namacalne" – wspominała.

Kalita póki piła, podobnie jak wielu alkoholików, nigdy nie uznawała siebie za alkoholiczkę. Każde spotkania towarzyskie odbywały się przy alkoholu. Gdy umawiała się ze znajomymi, to na piwo lub wino. Nie widziała innej możliwości. "Potem piłam przez dwa lata. I bardzo szybko stało się tak, że nie było szans, żeby zostawić pół butelki wina w lodówce. Wypijałam wszystko. Do dna." – przyznała.

Potem piła sama. Piła, płakała, spała i znowu piła. Zaczęli przeszkadzać jej ludzie, którzy zwracali uwagę na to, że spożywa za dużo alkoholu. Bardzo szybko wpadła w ciąg. Piła codziennie. Codziennie więcej.

Wiadomości wysyłane w nocy do znajomych, koszmarne poranki na kacu i wstyd, że znowu to zrobiła. Pomimo tego, że obiecywała sobie, że już nigdy tego nie zrobi. "Po pierwszym kieliszku wina wstydziłam się już trochę mniej. A po drugim wskakiwałam z powrotem na tę orbitę pijackiego: 'Odpie...lcie się ode mnie wszyscy. Piję, bo lubię'. I koło się zamykało" – wyjaśniała.

Po jakimś czasie przestała czytać książki, bo była pod wpływem alkoholu. Nie oglądała dobrych filmów, które emitowano po 22. Nawet nie łudziła się, że to zrobi. Wiedziała, że wtedy będzie już pijana.

"W tym swoim piciu miałam bardzo mocny argument: ci wszyscy "oni" nie przeżyli takiej tragedii jak ja. To nie ich ukochany człowiek umarł. Gdyby to ich spotkało, też by pili, bo rzeczywistość jest nie do wytrzymania - taką miałam mantrę. Dopiero na terapii zrozumiałam, że póki będę nosiła w sobie przekonanie, że nikt nigdy w historii świata nie przeżył takiej tragedii jak ja i dopóki nie porzucę tego myślenia, to do końca życia będę chlała z imieniem mojego męża na ustach, zamieniając żałobę w groteskę i robiąc z siebie karykaturę kobiety, którą kiedyś byłam" – wyznała.

Na terapię zdecydowała się, gdy dotarło do niej, że alkohol odebrał jej wolność, która była jedną z najwyższych dla niej wartości.

"Kiedy piciem skrzywdziłam już siebie zbyt mocno i chciałam przestać, wtedy zorientowałam się, że ja nie potrafię. Że sama nie umiem. Wtedy do mnie dotarło, że jestem alkoholiczką i muszę się leczyć. I to był koniec wstydu. Bardzo się wstydziłam tego, że piję. Ale teraz każdego dnia jestem dumna z tego, że nie piję. I pogodziłam się z tą chorobą" – powiedziała.

Teraz minęło 9 miesięcy od początku terapii, zaczynali w 14 osób, wśród których znalazły się 4 kobiety. Jest przekonana, że z powodu wstydu kobiety nie zgłaszają się na terapię i wyznaje, że były dni, kiedy na sesji pojawiało się kilkudziesięciu mężczyzn, a ona była jedyną kobietą.

Teraz Anna Kalita mówi, że czuje się szczęśliwa i wolna. I że nadal są przy niej przyjaciele, którzy zaakceptowali jej chorobę i nigdy przy niej nie piją, a bawią się równie dobrze.

"Zaakceptowałam i pogodziłam się z tym, że do końca życia będę miała metr osiemdziesiąt wzrostu, niebieskie oczy i będę alkoholiczką" – podsumowała.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (296)