Anoreksja – obsesja niejedzenia
Mówią o niej „przyjaciółka”. Taka przyjaciółka jednak więcej ma do zabrania niż do zaoferowania. Tylko początkowo wydaje się pomocna. Nazywa się Anorexia Nervosa. Jeśli kiedyś spotkacie ją na swojej drodze nie pozwólcie jej, by się do was zbliżyła. Znajomość z nią jest bowiem zgubna i nierzadko prowadzi do tragedii.
Mówią o niej „przyjaciółka”. Taka przyjaciółka jednak więcej ma do zabrania niż do zaoferowania. Tylko początkowo wydaje się pomocna. Nazywa się Anorexia Nervosa. Jeśli kiedyś spotkacie ją na swojej drodze nie pozwólcie jej, by się do was zbliżyła. Znajomość z nią jest bowiem zgubna i nierzadko prowadzi do tragedii.
Chore ciało, chora psychika
Anorexia nervosa, zwana popularnie anoreksją, to choroba określana jako jadłowstręt psychiczny. Zaczyna się często niewinnie, od odchudzania. Zazwyczaj jednak jej podłoże leży znacznie głębiej. Anoreksję można bowiem określić jako nałóg. A jak z wszelkimi uzależnieniami bywa problem tkwi głównie w psychice.
Badania potwierdzają, że większość kobiet (bo to właśnie one częściej niż mężczyźni wpadają w szpony tej dziwnej obsesyjnej choroby) nie potrafi zaakceptować swojego ciała. Często jest to spowodowane sytuacją rodzinną czy też trudnościami w nawiązywaniu kontaktów z innymi ludźmi. Młode dziewczyny myślą, że problem tkwi w ich wyglądzie. Czasami też podświadomie próbują zwrócić w ten sposób na siebie uwagę, a przecież człowiek, który niemalże całkowicie odmawia jedzenia, może wzbudzić zainteresowanie najbliższych (chociaż niestety nie zawsze się tak dzieje).
Choroba XX wieku?
O anoreksji mówi się, że jest to choroba cywilizacyjna naszych czasów. Nie można jednak zapominać, że chociaż jako taka została pierwszy raz opisana dopiero w XIX wieku to przypadki dziewcząt odmawiających jedzenia znane były już w najdalszych czasach. Przed wiekami jednak były one określane jako „wiecznie poszczące” i nikt nie zastanawiał się nad tym, że to wcale nie jest jakieś cudowne zjawisko, a choroba, którą trzeba leczyć.
Niemniej jednak XX wiek to czas, kiedy znacznie wzrosła liczba głodzących się kobiet. Niewątpliwie w pewnym stopniu przyczyniło się do tego ustalenie nowych kanonów piękna. Krągłe, obfite kształty, które dotychczas uznane były za bardzo kobiece, zostały wyparte przez coraz to chudsze ciała. Modne stało się jednocześnie odchudzanie. Kobiety chciały wyglądać jak modelki czy gwiazdy filmowe, które uśmiechały się, zadowolone ze swojego życia, z okładek kolorowych magazynów. Nikt nie myślał o tym, że część z nich taką figurę osiągnęła kosztem swojego zdrowia. A lista nazwisk znanych kobiet, których odchudzanie skończyło się anoreksją jest naprawdę długa. Calista Flockhart, Victoria Beckham czy Christina Ricci to tylko niektóre z nich. Tego rodzaju problemy bywają jednak rzadko wyciągane na światło dzienne, a wśród normalnych kobiet zaczyna się wyścig za sylwetką okrzykniętą modną i pociągającą. A to nierzadko kończy się tragedią.
Czy lustro kłamie?
Anoreksja zaczyna się bardzo niewinnie. Wcale nie trzeba być chudym jak szkielet, by mówić o chorobie. Jadłowstręt psychiczny zaczyna się już znacznie wcześniej. W momencie, gdy kobieta zmniejsza ciągle ilość spożywanego jedzenia. Najczęściej towarzyszy temu również nagłe zainteresowanie sportem. Dziewczyny ćwiczą, ćwiczą i jeszcze raz ćwiczą, nawet jeśli nigdy wcześnie nie przepadały za ruchem i aktywnym trybem życia.
Anorektyczki potrafią jednak nieźle kryć się ze swoim problemem przed otoczeniem. Pieką ciasta, przygotowują pyszne obiadki dla rodziny. Jednym słowem spędzają masę czasu w kuchni. Zachwycona rodzina nie zawsze zwraca wówczas uwagę na to, iż kobieta, przygotowująca tak wspaniałe posiłki, sama ich nawet nie próbuje.
Chorobowe zmiany dotyczące anorektyczki najczęściej zauważalne są dopiero, gdy widoczna jest znaczna utrata wagi, a jej sylwetka staje się nieproporcjonalna. W psychice samej chorej zazwyczaj jednak zaszły już takie zmiany, że ona sama nie potrafi dostrzec, że anoreksja nie jest wcale „dobrą przyjaciółką”, ale wrogiem, którego celem jest doprowadzenie do całkowitego wyniszczenia organizmu. Kobieta patrzy w lustro i choć przez skórę przebijają same kości to ona wciąż widzi siebie samą jako „grubaskę”. Dlatego tak ważna jest wówczas pomoc psychologa. I tu zaczyna się jeszcze większy problem, a mianowicie jak nakłonić chorą na terapię. To zadanie nie należy do najłatwiejszych, ponieważ, by coś osiągnąć i pomóc anorektyczce, nie można jej do niczego zmusić. Kobieta musi sama czuć, że coś jest nie tak i jeśli nie zdecyduje się na leczenie to grozi jej to, co najgorsze (włączając w to niestety nawet śmierć).
„Wciąż jestem gruba!”
Z anoreksją bywa jednak tak jak z nałogami. Nawet gdy wydaje się, że wszystko, co złe należy już do przeszłości, wystarczy chwila nieuwagi, jakieś nowe problemy i anoreksja wraca.
Jedna z dziewczyn anonimowo wypowiada się na jednym z internetowych forum: „Miałam anoreksję, kazali mi jeść. Wylądowałam w szpitalu, a tam podłączyli mi kroplówkę. Potem przez miesiąc nawet coś jadłam. Teraz wiem, że znów jestem gruba. Chcę żyć tak jak kiedyś. Sens mojego życia to niejedzenie!”. Inna dodaje: „Mam 170 cm, ważę 36 kg i wiem, że ciągle jestem gruba”.
Takie wypowiedzi mówią same za siebie i chyba najdobitniej ukazują jak wielkim problemem jest anoreksja.
Początkowo anoreksja jest bardzo trudna do zdiagnozowania. Objawów niepokojących jest jednak bardzo wiele. To nie tylko bowiem coraz szybsza utrata wagi czy obsesyjne wręcz przeliczanie wszystkiego na kalorie. Anoreksji towarzyszy również wypadanie włosów, ciągłe uczucie zimna (przy często jednoczesnym nadmiernym poceniu się stóp), kruchość paznokci, sucha, łuszcząca się skóra, nierówny puls, ogólne osłabienie oraz zatrzymanie miesiączki. Oczywiście wszystkie te objawy nie muszą występować u każdej anorektyczki. Większość z nich zazwyczaj pojawia się jednak dość szybko i jest wyraźnym sygnałem wysyłanym przez chory organizm.
Jeśli więc zauważasz u siebie bądź też na przykład swojej przyjaciółki podobne objawy, a waga staje się twoją/jej obsesją, której coraz bardziej podporządkowuje się twoje/jej codzienne życie, to czas zastanowić się, czy warto brnąć w to dalej. Lepiej zatrzymać to teraz. Potem może być za późno.