ModaArtysta nie znaczy projektant

Artysta nie znaczy projektant

Po co w ogóle studiować projektowanie mody? Argumentów przeciw jest całkiem sporo. Po pierwsze, wśród samouków znajdziemy takie tuzy jak Coco Chanel, Miuccia Prada, czy Jean Paul Gaultier. Po drugie, jest wiele przykładów na to, że w Polsce nawet z niszowej marki można się utrzymać i to bez jakiegokolwiek doświadczenia.

Artysta nie znaczy projektant
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe

29.04.2013 | aktual.: 29.04.2013 16:08

Po co w ogóle studiować projektowanie mody? Argumentów przeciw jest całkiem sporo. Po pierwsze, wśród samouków znajdziemy takie tuzy jak Coco Chanel, Miuccia Prada, czy Jean Paul Gaultier. Po drugie, jest wiele przykładów na to, że w Polsce nawet z niszowej marki można się utrzymać i to bez jakiegokolwiek doświadczenia. Wystarczy kilka chwytliwych haseł na T-shirty. Żaden inny element garderoby nie ma takiej przebitki cenowej. Po trzecie, moda to dziś osobowości i celebryci - bez nich nawet najlepsze wykształcenie niewiele da. Bo modę masową, na każdą kieszeń i tak zdominowały szyjące w Chinach, powielające wzory z wybiegów na zasadzie „kopiuj i wklej” światowe sieciówki. Projektowanie ubioru można więc studiować właściwie tylko dla samego papieru.

Tak przynajmniej głosi obiegowa prawda pokutująca wśród wielu osób aspirujących do współtworzenia świata mody. Ile ma ona wspólnego z rzeczywistością? Dr inż. Marzanna Lesiakowska - Jabłońska, zajmująca się dydaktyką w warszawskiej uczelni VIAMODA INDUSTRIAL tę opinię częściowo potwierdza.

- Moja odpowiedź będzie przewrotna: uważam, że nie zawsze i nie w przypadku każdego tworzy się wartość wynikająca ze studiowania projektowania ubioru. Dużo osób ma formalne wykształcenie z zakresu projektowania mody, lecz nie wszyscy z nich potrafią się znaleźć w realiach rynkowych. Wielu absolwentów kierunku wzornictwo jest dobrze przygotowanych pod względem plastycznym: wrażliwości na kolor, kompozycję, formę, detal - to wszystko, co tworzy zewnętrzną warstwę estetyczną odzieży, jednak brakuje im wiedzy dotyczącej przede wszystkim technologii i szeroko rozumianych aspektów biznesowych w branży mody - uważa dr Marzanna Lesiakowska-Jabłońska.

Co nie oznacza, by w ogóle rezygnować ze studiów projektowania mody. Należy wybrać taką uczelnię, która wyedukuje zarówno artystę, jak i biznesmena. Chanel, czy Prada to bowiem kiepskie przykłady na to, że brak formalnego wykształcenia pomaga odnieść sukces w świecie mody. Pierwsza zrobiła karierę w innej, zupełnie nieporównywalnej do dzisiejszej sytuacji, gdy modę wyznaczało haute couture i stać było na nią garstkę odbiorców (nawet jeśli legendarna Chanel proponowała sztuczną biżuterię, czy relatywnie tańsze dżerseje). Prada zaś pochodzi z wielopokoleniowej rodziny zajmującej się (dokładnie od stu lat!) modą, stąd jej nauka trwała od dziecka. Gaultier z kolei terminował u najświetniejszych paryskich krawców.

Wątpliwe by podobne warunki zdobywania wiedzy i doświadczenia u boku mistrza mogli zapewnić obecnie młodym adeptom znani warszawscy kreatorzy. Marka T-shirtowa jest natomiast niczym kłamstwo - ma krótkie nogi. To, że znajdzie się kolejna firemka z jeszcze chwytliwszymi hasłami i niższymi cenami jest kwestią czasu, a snobizm na konkretną markę jest ulotny. Stąd przetrwają na rynku tylko takie, które przerodzą się w przedsiębiorstwa z pełną ofertą. Do tego doświadczenie, fachowa wiedza i pomysł na rozwój marki są już jednak niezbędne.

I wreszcie celebryci. Prawdą jest, że gwiazdy pomagają sprzedać modę, czy pewien styl. Wpierw jednak samemu trzeba go wymyśleć i zaoferować. Celebryci za projektanta tego nie zrobią. Ci, którzy próbowali sił w tym zawodzie - od Michała Wiśniewskiego przez Nataszę Urbańską po Grycanki - ponieśli porażkę. A co do sieciówek - w Polsce działają prężnie, wręcz stając się głównym pracodawcą absolwentów szkół projektowania. I to raczej tych najzdolniejszych, o czym świadczą choćby pokazy podczas łódzkiego tygodnia mody. Najlepsze autorskie kolekcje tworzą zazwyczaj ci, którzy na stałe związani są z przemysłem odzieżowym.

Stąd studiowanie projektowania mody to w obecnej sytuacji kwestia kluczowa. Podaż jest. W Polsce działa wiele wyższych szkół mających w ofercie ten kierunek i wciąż powstają nowe. W samej tylko Warszawie można doliczyć się co najmniej sześciu. Na co zwrócić uwagę, by wybrać najwłaściwszą z nich? Projektantka Natasha Pavluchenko, która wykłada w VIAMODA INDUSTRIL, radzi dokładne przyjrzenie się programowi nauczania.

- Szkoła z dobrym programem rozwija projektanta nie tylko jako twórcę, ale również jako fachowca. To od projektanta później zależy, jaką wybierze drogę. Może będzie stylizował, a może będzie świetnym konstruktorem. Mając wiedzę bazową, rozwija ją w praktyce, nabiera smaku i chęci tworzenia czegoś nowego. O wiele łatwiej jest wtedy dobrać swój team, bo można osobiście go wyszkolić - uważa Pavluchenko. Projektantka wspomina zdające się nie mieć końca szycie, na przykład, kieszeni, które - choć z początku wydaje się pozbawione sensu - przełożyło się na późniejsze umiejętności konstrukcyjne. Bez tej wiedzy nie byłabym też w stanie zaprojektować kolekcji konstruowanej i modelowanej z pełną świadomością efektu, a nie upinanej „na czuja”, czego wynikiem jest dzisiaj to, że wysyłając opis nowej kolekcji na pokazy AltaRoma, nie mam obaw, że coś zrobię nie tak - mówi Pavluchenko. Projektantka przyznaje jednak, że jeszcze kilka lat temu nie sposób było zdobyć wiedzę o zarządzaniu marką. - Wszystkiego uczyłam się na
własnych błędach. Brakowało mi osoby, która zna rynek mody w Polsce i za granicą, która pomoże mi opracować strategię rozwoju i ją zrealizować, kontaktować się z mediami, podpowiadać, gdzie powinnam się pokazywać ze swoimi kolekcjami - wylicza projektantka. Podobne zastrzeżenia do systemu edukacji ma inna ceniona młoda projektantka, Berenika Czarnota. - Dla mnie studia to fajny czas, gdzie poznałam wartościowe osoby i ciekawych projektantów, jednak kilka lat temu szkoła nie dawała studentom nic, ewentualnie można było wybłagać jakiś stary brezent na odszycie tak zwanej realizacji szkolnej. Co gorsze jednak, szkoła wypuszczała na rynek nie projektanta lecz artystę nieprzygotowanego na spotkanie z rzeczywistością. Jak zdobyć klienta, jak narysować poprawny rysunek w Corellu, ile trzeba uszyć ubrań aby mieć na utrzymanie - tego wszystkiego nauczyłam się sama lub dzięki osobom wręcz nie związanym z branżą. Pierwszy biznesplan rozpisał mi mój chłopak - przyznaje Czarnota.

Warto więc studiować projektowanie ubiorów tam, gdzie moda traktowana jest poważnie, jako obszar styku designu, technologii, marketingu, ekonomii, socjologii, demografii, czy antropologii. Student chcący funkcjonować na spektakularnym, ale trudnym - zwłaszcza jeśli rozpatrywać go globalnie - rynku mody, powinien oczekiwać przygotowania także z zakresu aplikowania innowacyjnych technologii do mody, wykorzystywania nowoczesnych technik marketingowych i trendsetterskich, informacji z obszaru merchendisingu, czy wreszcie efektywnego posługiwania się e-technologiami.

- Nowy wiek przyniósł nowe wyzwania, ale i innowacyjne możliwości. Są one błyskawicznie wprowadzane przez najlepsze marki jako modowe realizacje. Na pokazach widać, na przykład, rozwiązania tekstroniczne, korzystanie z cyfrowych nadruków, czy nowatorskich technologii post processingu (choćby modne w tzw. casualu wykończenie frosted) - zauważa dr Marzanna Lesiakowska - Jabłońska. Jej zdaniem, obecni studenci wydziałów projektowych będą funkcjonować w nieco zmienionej rzeczywistości zawodowej niż aktualni projektanci. Dlaczego? Bo na naszych oczach zmienia się sposób wytwarzania i projektowania ubiorów oraz ich funkcja. Postrzeganie świata mody poprzez pryzmat wyłącznie „czerwonego dywanu" jest naiwne. Wielkie show modowe tworzą się w równej mierze w genialnych głowach kreatywnych projektantów, co w pracujących na ich sukces laboratoriach technologicznych, sprawnie działających zapleczach wsparcia projektowego, sieci firm dostawców i podwykonawców. Opanowanie tego łańcucha mody - czy w ogóle świadomość
istnienia takich powiązań - jest dla przyszłych projektantów niezwykle ważne.

Zwłaszcza, że przecież nie wszyscy absolwenci wydziałów projektowania muszą zaistnieć jako kreatorzy mody, by pozostać w branży odzieżowej. W Polsce brak jest badań na temat późniejszych losów studentów projektowania. Ciekawe dane opublikowano natomiast w Wielkiej Brytanii. Blisko trzy czwarte tamtejszych absolwentów szkół mody znalazło zatrudnienie na pełen etat. Z czego 30% z nich w szeroko pojętej sprzedaży (retail), a blisko drugie tyle -“ w zawodach związanych ze sztuką i projektowaniem. I tu 62% zostało projektantami mody, a po 6% - grafikami i projektantami tkanin. "Nie musisz być Stellą McCartney i na swój pokaz dyplomowy zapraszać KateMoss, by odnieść sukces" -€“ komentował dane prestiżowy dziennik „Guardian”. Z kolei „the Independent” wyliczał stanowiska, na których absolwenci szkół mody widziani są najchętniej: kupcy (domów towarowych, sklepów internetowych), menedżerowie marek, visualmerchandiserzy, dekoratorzy, dziennikarze i ilustratorzy mody, prognostycy trendów, kostiumolodzy. Lista jest
otwarta. Jeśli dodać do tego młodych projektantów mody na samozatrudnieniu (rzecz w Polsce nagminna, na Zachodzie - uważana za zbyt ryzykowną i pochopną w obliczu tak drastycznej konkurencji), okazuje się, że studiowanie projektowania ma kolosalną przyszłość. Trzeba tylko robić to z głową. Jak wszystko zresztą.

- Nie możemy dać studentom talentu, ale możemy rozwijać ich kreatywność i otwartość oraz musimy przygotować ich warsztatowo na miarę wyzwań i możliwości jakie niosą nasze czasy podkreśla dr Marzanna Lesiakowska - Jabłońska.

Źródło artykułu:Informacja prasowa
Komentarze (1)