Aseksualizm - czwarta orientacja
Widzimy się pierwszy raz w życiu. Zanim z Agnieszką i Kingą przejdziemy na ty, wypijemy brudzia herbatą i piwem, rozmawiamy o wszystkim. To znaczy wszystkim, co się kręci wokół seksu.
16.11.2015 | aktual.: 13.01.2016 10:02
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Widzimy się pierwszy raz w życiu. Zanim z Agnieszką i Kingą przejdziemy na ty, wypijemy brudzia herbatą i piwem, rozmawiamy o wszystkim. To znaczy wszystkim, co się kręci wokół seksu.
Na smutno, refleksyjnie, to na przykład o małych Afgankach, które w kwestii własnej seksualności do powiedzenia nie mają nic. Ot, znalazł się ktoś, kto chce dobrze zapłacić za ożenek, co z tego, że dla takiej 12-latki, nawet 15-latki facet po 40-stce to już stary dziad.
Dwugodzinną rozmowę nieznajomych kobiet dominuje więc temat seksu. A właściwie jego braku. - Właśnie rozmawiałyśmy, że jesteśmy świadomymi swoich potrzeb kobietami, trochę z hedonistycznym podejściem do życia. I gdybyśmy lubiły seks, pewnie byśmy korzystały z tego faktu - mówi Kinga.
Ale nie lubi. Agnieszka też. Nie, żeby miały złe doświadczenia, traumy czy nieustające migreny. Po prostu obie są aseksualne.
1/100
Aseksualność, czyli brak popędu seksualnego, pewnie istniała od zawsze, ale kto by się tam nią wcześniej przejmował - seks był obowiązkiem małżeńskim (często dalej zresztą jest), przyjemność to była sprawa drugorzędna. Dopiero niedawno wypełzła z lamusa - od 2001 roku istnieje wirtualna sieć "asów" AVEN, z własną flagą (czterema pasami, od góry: czarnym symbolizującym aseksualność, szarym - ludzi z pogranicza, białym - seksualność i fioletowym - społeczeństwo). A z badań przeprowadzonych w 2004 roku w Wielkiej Brytanii wynika, że aseksualny jest statystycznie jeden na stu mieszkańców Wysp.
Izabela Dziugieł, psycholożka i psychoterapeutka, by się z tym zgodziła. - U nas prawdopodobnie jest asów tyleż samo. W sensie psychologicznym nie różnimy się jakoś znacznie od reszty "świata", więc pozostaje nam domniemywać, że jednak ten 1 procent jest akuratny również dla nas. Choć żadnych badań w Polsce nie ma - wyjaśnia.
Jednocześnie podkreśla, że nawet w samym kręgu seksuologów aseksualność wzbudza sporo kontrowersji. - Wielu nie zgadza się z określeniem jej jako rodzaju orientacji seksualnej, która jest wrodzona, i definiowana jako stały pociąg seksualny do określonej płci. Może się to wiązać z faktem, iż jest najmniej zbadanym obszarem, bo dopiero od początku XXI wieku osoby o takiej właśnie orientacji, zaczęły się zrzeszać.
Jej zdaniem jednak, a zdanie sobie wyrobiła na podstawie rozmów z wieloma "asami", aseksualność jest rodzajem orientacji seksualnej. Z tą opinią Agnieszka by się zgodziła, ale Kinga już nie do końca. - Ja bym tego nie postrzegała w kategorii orientacji. Czuję się osobą heteroseksualną, tylko nie chcę seksu. Przytulanie, całowanie, gry wstępne, to wszystko, co dookoła mnie interesuje, ale jak przychodzi do seksu, to po prostu pasuję.
Klik
Z tym całym seksem i u Agnieszki, i u Kingi było podobnie: młodzieńcze eksperymenty, odkrywanie własnego (i nie tylko) ciała, wreszcie pierwszy raz. Bez fajerwerków? No cóż, w gazetach młodzieżowych piszą, a koleżanki potwierdzają, że tak już musi być, nie ma się co martwić, prędzej czy później się rozkręci. Tylko co, jeśli z prędzej robi się później, a z później - nigdy?
Kinga spotykała się z różnymi mężczyznami, choć - jak sama przyznaje - ciężko było jej wchodzić w relacje z nimi, bo wszystkie ścieżki zawsze w końcu prowadziły seksu, a ona z nich zbaczała ile się dało. - Mogłam wchodzić w każde relacje, tylko nie seksualne - wspomina. I przyznaje, że po głowie wciąż chodziła jej myśl, że coś jest z nią "nie tak". - Wydaje mi się, że to dotyczy wielu osób aseksualnych, przez większą część życia nie mogą odnaleźć się w rzeczywistości, czują, że mają jakiś problem - uważa Kinga.
Teraz to i tak pół biedy, bo jest internet, jak nie po polsku, to po angielsku można sobie całą masę informacji wyszukać. A na przykład 82-letnia Lidia z Francji w projekcie Lei Abril "Asexual Project" opowiada: "Gdy miałam 40 lat, byłam mężatką od czterech lat i myślałam, że to wina mojego męża, bo on ciągle mówił o seksie i chciał się kochać przez cały czas. Poszłam do lekarza i powiedziałam, że mój mąż ma za duży temperament. A lekarz odpowiedział: z twoim mężem jest wszystko w porządku, to z tobą jest coś nie tak".
Kinga któregoś razu, z pięć lat temu, na chybił trafił wpisała w wyszukiwarkę internetową hasło "aseksualność". Wyskoczyła jej strona na Wikipedii, przeczytała jeden artykuł, później kolejny. I wtedy nastąpił klik, bingo, to jest to, strzał w dziesiątkę. - Okazało się, że to mnie idealnie określa, że doskonale pasuję do tej grupy.
U Agnieszki zadecydował przypadek. Była na koncercie zagranicznego zespołu, zagadał ją jeden z muzyków. Wypalił wprost: "lubisz seks?". I ją zamurowało. - U nas zazwyczaj ktoś pyta, czy masz ochotę na seks, w tym momencie. A on zapytał tak ogółem, czy w ogóle lubię. Odpowiedziałam: "przecież każdy lubi seks!". Tylko że akurat teraz nie mam ochoty - wspomina Agnieszka. - Jest takie przekonanie, że wszyscy lubią seks, a jak nie chcą, to po prostu nie jest ta chwila. Tylko jak ta chwila nigdy nie przychodzi? - wtrąca Kinga.
Agnieszce ta dyplomatyczna wymówka nie dawała już później spokoju. Bo na seks nie miała ochoty ani dzisiaj, ani wczoraj, ani pół roku temu, ani pięć lat wcześniej. I już wiedziała, że nie będzie miała ochoty jutro, za pół roku i za pięć lat też. Tak jak Kinga, odpowiedź znalazła w internecie. - Nie miałam w ogóle pojęcia, że coś takiego istnieje, że są ludzie, którzy tak jak ja seksu po prostu nie lubią.
Wszystko wychodzi w praktyce
Agnieszka zapewnia: z tą jej aseksualnością wcale nie jest tak, że ma wstręt do męskiego ciała, nie ma awersji seksualnej, żadnego obrzydzenia. - Są osoby aseksualne, które w związkach seksualnych jakoś dają radę, satysfakcja partnera im wystarczy, są w stanie się dla niego przemóc. Mnie to natomiast męczy. A jestem na tyle wyzwolona, że jak mi coś nie sprawia przyjemności, to tego po prostu nie robię. Tyle - wyjaśnia.
I przyznaje, że tak czysto fizycznie jej organizm na seks reaguje podobnie jak każdej przeciętnej kobiety. Zdarzały się jej więc nawet orgazmy, choć wszystkie swoje stosunki seksualne jest w stanie policzyć na palcach. - Tylko że dla mnie to jest jakiś rodzaj utraty kontroli nad ciałem i mnie to w ogóle nie cieszy, nie sprawia mi to przyjemności.
Kindze podniecenie seksualne się zdarza, okazjonalnie, po prostu hormony buzują, tak to już ułożyła matka natura. - Ale zawsze jak znajdywałam kogoś, z kim mogłam dać temu upust, to mi się od razu odechciewało - śmieje się. Mówi w czasie przeszłym, bo od dwóch lat jest w związku z innym "asem".
Poznali się właściwie przypadkiem, na spotkaniu grupki nieznajomych z forum internetowego dla "asów". Czysto towarzysko, ona nie szukała nikogo, on zresztą też. Coś zaiskrzyło, tak po koleżeńsku, okazało się, że mają wspólne zainteresowania. Po roku zorientowali się, że to coś więcej. - Trochę się czuję pionierką, bo to jest nowe terytorium, wciąż nie do końca wiemy, jak takie związki wyglądają, wszystko wychodzi w praktyce - wyjaśnia Kinga.
Agnieszka w związku aseksualnym nie była. Tak się jej trafiało, że jak ktoś ją interesował, to był seksualny i na dłuższą metę ta relacja nie mogła przetrwać, a jak był znów aseksualny, to jakoś nie iskrzyło. - Jeśli ktoś taki się trafi, to będzie fajnie. A jak nie? To też będzie fajnie, nie mam ciśnienia, dobrze się czuję sama - mówi. I dodaje: - Ludzie się trochę czasem dziwią, że ktoś aseksualny w ogóle potrzebuje związku. Dla wielu seks jest równoznaczny z bliskością i jeżeli ktoś nie odczuwa pociągu seksualnego, to po co mu w ogóle partner?
Wyjaśnia też, że istnieje coś takiego jak pociąg romantyczny (i tu "asy" też dzielą się na orientacje, bo są i hetero-, i homo-, i biromantyczne). - Zdarza mi się zakochiwać, czuję pewną chemię, zmysłowość, mężczyźni podobają mi się pod względem estetycznym, imponują intelektem czy zainteresowaniami i to są czasem bardzo silne fascynacje. Myślę, że wszystko poza pociągiem seksualnym odczuwam dokładnie tak samo, jak osoby seksualne, więc w sumie tak bardzo się nie różnimy.
Obciach
- Pociąg seksualny to ogromna siła. Jak również jedna z naszych najbardziej podstawowych potrzeb, więc osoby które jej nie odczuwają często uważane są za "chore", bo trudno jest sobie wyobrazić życie bez seksu jako takiego - mówi Izabela Dziugieł.
Zdaniem psycholożki i psychoterapeutki bardzo łatwo jest wrzucić każdą inność do worka z napisem "aberracja". - Trudniej jest i to nie tylko w kwestiach seksualności, spróbować sobie wyobrazić kogoś kto skrajnie inaczej odczuwa swoje potrzeby i postrzega świat i normy. Jest tyle rodzajów orientacji czy wyrażania swojej seksualności, ilu ludzi na świecie. Zasady i normy, które często dość arbitralnie sobie stanowiliśmy, porządkują, ale też ograniczają. Nie jesteśmy w stanie siebie w pełni wyrazić, bo próbujemy się wtłoczyć w jakąś foremkę stworzoną po to, żeby uprościć świat nas otaczający.
To dlatego zdaniem Agnieszki "asy" są niewidzialne. - W dzisiejszych czasach, gdzie seks pojawia się wszędzie, trudno jest przyznać, że cię to kompletnie nie interesuje - mówi. Wszędzie to znaczy w prasie brukowej (tej ambitnej zresztą coraz częściej też), na portalach społecznościowych, w telewizji.
Wreszcie - w reklamach. Z erotycznym podtekstem sprzedają się na przykład zupki w torebce (namiętnie pomalowane czerwone wargi, które przekonują, że zupka to "rozkosz w ustach"), blachy cynkowo-tytanowe (z panią w stroju niegrzecznej uczennicy, zapewniającą "robię dobrze!") czy wyprzedaż w centrum handlowym (gdzie sloganowi "opuszczamy na maxa" towarzyszą zgrabne długie nogi z rzeczywiście opuszczonymi - koronkowymi majtkami).
- Od zawsze wiadomo, że "sex sells", tym bardziej teraz. "Asy" często zmierzać się muszą z całą kulturą naszpikowaną medialnymi przeseksualizowanymi przekazami - zauważa Izabela Dziugieł. Agnieszka i Kinga tylko to potwierdzają. - Seks jest wszędzie, wszystko sprzedaje. I jak ktoś się nim nie cieszy, to się wydaje od razu podejrzane - mówi pierwsza. A druga podsumowuje krótko: - Po prostu obciach się do tego przyznać.
Dzień dobry, wychodzę z szafy
Mimo obciachu, Agnieszka zdecydowała się na "coming-out". Nie to, żeby się czuła zobowiązana, by komukolwiek opowiadać, co robi (a raczej: czego nie robi) w sypialni. Po prostu miała już dość ciągłego swatania. Nawet nie ze strony rodziny, bo ta już machnęła ręką, Agnieszka dobija do 40-stki, skoro nie założyła po Bożemu rodziny, nie porodziła dzieci, to widocznie coś jej w życiu nie wyszło, lepiej nie pytać, nie drążyć, bo tylko jej przykro będzie.
Dla równowagi za uszczęśliwianie Agnieszki zabrali się znajomi. - W końcu przyszedł moment krytyczny, czułam, że już nie wytrzymam, więc im powiedziałam: nie potrzebuję pomocy, bo żyję zgodnie ze swoimi potrzebami - wyjaśnia. Większość zrozumiała, niektórzy byli zdziwieni, niektórzy są do dzisiaj, nie mogą uwierzyć.
"Przecież widziałam, jak się przytulałaś, jak się całowałaś!", mówią. - Trudno jest im zrozumieć, że przytulanie i całowanie akceptuję, ale nic więcej - mówi Agnieszka. Niektórzy też wzruszają ramionami: "po prostu nie poznałaś właściwego faceta". Agnieszka wtedy odbija piłeczkę. - Po czym się zorientować, że to ten właściwy? W jakim wieku - albo po którym partnerze - można stwierdzić, że już dość eksperymentów, czas się ustatkować? - pyta czysto retorycznie.
Kinga oficjalnie "z szafy" nie wychodziła, nie było takiej potrzeby. - Tylko ostatnio przyznałam się przed jedną osobą, przez przypadek. Zwierzyła mi się, że jest podejrzewana o aseksualność, więc powiedziałam, że ja właśnie jestem aseksualna. Nawiasem mówiąc okazało się, że wcale aseksualna nie jest - opowiada Kinga.
Bajka?
To teraz pytanie za sto punktów: czy związek asa z nie-asem jest w ogóle możliwy?
Izabela Dziugieł uważa, że i owszem. - Jest gros osób, które nie mają silnego libido, więc związek z osobą aseksualną może im pasować. A że miłość, jak się potocznie mówi, nie wybiera, nawet te osoby, które mają silne potrzeby seksualne i chcą być w związku z asem, starają radzić sobie na różne sposoby - wyjaśnia. I jako klasyczny przykład podaje układ, w którym jeden z partnerów ma zielone światło na seks z kimś innym. - Oczywiście to przysparzać może wielu trudności związanych na przykład z zazdrością, ale niekoniecznie. Wszystko zależy od dojrzałości obydwu ludzi i ich umiejętności komunikowania się ze sobą. Ale, tak, rzeczywiście, nie jest łatwo - mówi psycholożka i psychoterapeutka.
- Związki osób aseksualnych z seksualnymi się nie udają, absolutnie. Jeżeli jedno czegoś potrzebuje, a drugie tego nie chce, to się nie może udać - uważa Kinga. Dlatego ani ona, ani Agnieszka w tę romantyczną bajkę o wielkim uczuciu, dla którego można na ołtarzu miłości złożyć w ofierze własne potrzeby seksualne nie wierzą. - Celibat w przypadku osób seksualnych jest niezdrowy, obojętnie, czy z powodów religijnych, ideologicznych czy emocjonalnych - stwierdza Kinga. Agnieszka mówi z kolei: - Nawet jeżeli partner uparcie będzie mówił, że się poświęci, to nie ma sensu, bo i tak będzie odczuwał ten brak.
W bajkę mniej romantyczną, raczej rozważną, czy nawet; pragmatyczną, taką pod tytułem. "bądźmy razem, a jak masz potrzeby, to sobie możesz poużywać na boku" zresztą też nie. - Z moim partnerem dogadujemy się świetnie w wielu kwestiach i nawet, gdyby jedno z nas było seksualne, próbowalibyśmy związku, ale to by się raczej nie udało. Ja bym nie chciała spotykać się z innymi mężczyznami na seks. I nie chciałabym, żeby on się spotykał z innymi kobietami - mówi Kinga.
Choć Agnieszka przypomina sobie artykuł z zagranicznej prasy o takiej parze: ona jest aseksualna, on nie, tak sobie na starcie ustalili, że jak mu seksu potrzeba, to się może realizować poza małżeństwem. - W Polsce nie jesteśmy aż tak wyzwoleni, to raz. A dwa że w taki układ wkraczają kwestie zazdrości i emocjonalnego związania z inną osobą. Może są osoby, które byłyby w stanie tak się dogadać. Ale myślę, że dla większości kobiet, w tym mnie, byłoby to problemem - mówi Agnieszka. A Kinga jeszcze dodaje: - Moim zdaniem inteligentna i świadoma siebie kobieta by się na to nie zgodziła.
Cierpienie
W jednym ze stylizowanych na dokumentalne seriali, które zdominowały popołudniowe ramówki stacji telewizyjnych, jest taki problem: po czterech miesiącach niezwykle udanego, acz nieskonsumowanego związku, nieuchronnie zbliża się pierwsza upojna noc Kamili i Tobiasza. Ale jak przychodzi co do czego, Tobiasz nie staje na wysokości zadania (dosłownie i w przenośni), tylko zamyka się w łazience i płacze. Koleżanka Kamili podejrzewa, że chłopak ma blokadę seksualną na tle nerwowym. Ale Kamila takiego kitu sobie wcisnąć nie da, przecież Tobiasz miał już dziewczynę. Butelka wina i seksowna bielizna też nie rozwiązują problemy, Tobiasz rzuca w końcu nerwowo: "nienawidzę seksu, zrozum to!".
Dramat dopiero się zaczyna, wszyscy są w szoku, martwią się o Tobiasza, w końcu ktoś koleżanka rzuca: "a może on cierpi na aseksualizm?". I już do końca odcinka to cierpienie, a także "normalność" (i "nienormalność") są odmieniane przez wszystkie przypadki. Dopóki nie okaże się, że chłopak ma po prostu traumę z dzieciństwa.
- Media często upraszczają sprawę, treści są, powiedzmy delikatnie, sztampowo i prosto pokazywane, żeby przekaz dotarł do jak najszerszej publiczności. Oczywiście, takimi uogólnieniami, często nie konsultowanymi z ekspertami w danych dziedzinach, robią ogromną krzywdę stygmatyzując grupę, już i tak zmagającą się z problemem presji otoczenia i niewybrednych często komentarzy - wyjaśnia Izabela Dziugieł.
Kinga zapewnia: nikt jej nigdy nie molestował, nie zrobił żadnej krzywdy. - Nic mi nie wiadomo na ten temat, żeby mnie coś "zakorkowało" - śmieje się. Agnieszka dodaje: - To jest jakiś mit, który wciąż pokutuje - że jak ktoś nie chce seksu, to ma złe doświadczenia. Ja nigdy nie miałam żadnych złych doświadczeń, a te, które miałam w seksualnych związkach, też były pozytywne.
Izabela Dziugieł zauważa, że na brak pożądania składa się wiele czynników. - Dlatego tak ważne jest rozpoznanie, czy przypadkiem tutaj nie mamy do czynienia "innymi czynnikami", które mogłyby przyczynić się do tego. Jeśli ktoś cierpi z tego powodu, a cierpienie zawierać może w sobie na przykład lęk czy nawet strach z powodu wczesnych doświadczeń, wtedy, jeśli chce to zmienić, to praca terapeutyczna jest możliwa. Ale nie musi chcieć, bo nie jest "chory" czy "nienormalny". I jeśli nie cierpi osobiście, to jest okej. Nawracanie, leczenie na siłę, zazwyczaj nie kończy się dobrze.
Agnieszka przyznaje, że długo się zastanawiała, skąd jej się to wzięło, ta niechęć do seksu, brak pociągu do kogokolwiek. - Odpowiedź jest prosta: tak po prostu już mam.
Aneta Wawrzyńczak/(gabi)/WP Kobieta