Blisko ludziAtak na studentkę w Łodzi. "Od dzisiaj boję się chodzić po ulicy”

Atak na studentkę w Łodzi. "Od dzisiaj boję się chodzić po ulicy”

"W życiu nie spotkało mnie nic równie obrzydliwego, ani na tyle przerażającego, że dosłownie się zsikałam pod siebie" – pisze studentka z Łodzi. Kobieta oskarża też policję o brak odpowiedniej reakcji. Funcjonariusze przedstawiają jednak całą sprawę nieco inaczej.

Atak na studentkę w Łodzi. "Od dzisiaj boję się chodzić po ulicy”
Źródło zdjęć: © Facebook.com

26.02.2019 | aktual.: 26.02.2019 15:09

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Mieszkanka Łodzi opublikowała na swoim koncie na Facebooku wstrząsający post, który udostępniony został już ponad 15 tysięcy razy. Dziewczyna relacjonuje, że oglądała ze znajomymi ceremonię wręczenia Oscarów. Około godziny 5:30 postanowiła wrócić do akademika. Niestety, mimo iż trasa była krótka i dobrze jej znana, studentka nie dotarła tego poranka do domu.

Zobaczył świadków i uciekł

Dziewczyna została zaatakowana przez mężczyznę. Jak opisuje: "Krzyknął do mnie "o ty k….” i zaczął mnie szarpać (…) Zaczęłam krzyczeć i wtedy do szarpania i ściskania dodał okłady pięścią w twarz i głowę. Potem poinformował mnie, że mam mu "o…. gałę”. W życiu nie spotkało mnie nic równie obrzydliwego, ani na tyle przerażającego, że dosłownie się zsikałam pod siebie. Potem pamiętam już tylko okładanie mojej głowy i krzyki – "nie krzycz, bo cię z.....”. Na koniec sprowadzenie do pozycji klęczącej i kilka kopniaków w głowę i w bok ciała” – pisze dziewczyna.

Obraz
© Facebook.com

W międzyczasie obok miał pojawić się samochód, kierowca jednak nie zatrzymał się, aby pomóc dziewczynie. Oprawca miał uciec dopiero wtedy, gdy zobaczył zbliżających się przechodniów. Niestety, ci również mieli nie udzielić jej pomocy. Pobita dziewczyna sama zadzwoniła po policję, która pojawiła się - jak twierdzi poszkodowana - po około 25 minutach.

"Funkcjonariusze, zamiast udzielić mi pomocy, zajmowali się jeżdżeniem w koło, jakby ten człowiek po 25 minutach miał być w promieniu czterech ulic. W końcu po kilku telefonach od dyspozytorki, która wysłała do mnie karetkę, łaskawie odstawiono mnie na miejsce zdarzenia, aby udzielono mi pomocy medycznej" – relacjonuje w poście studentka.

"Pan w karetce na miejscu wyjaśnił mi, że to moja wina, bo miałam słuchawki w uszach. Nadal w mokrych od uryny ubraniach, przewieziono mnie do szpitala. Tam dopiero po kilku razach upominania się, dano mi jakieś jednorazowe ubrania. Lekarz stwierdził, że brak objawów neurologicznych obliguje mój wypis. Po wyjściu ze szpitala pojechałam na komisariat i dowiedziałam się, że funkcjonariusze zostawili notatkę, że zostałam pouczona" – pisze zaatakowana dziewczyna.

"Nie dziwię się kobietom"

Jak dalej opowiada, policjanci mieli ją poinformować, że "nie ma śladów biologicznych", a jedyne, co jej dolega, to "uszczerbek na zdrowiu poniżej 7 dni", który traktować można jako wykroczenie. Zdecydowała się jednak złożyć doniesienie do prokuratury.

"I teraz możemy przejść do meritum, czyli tego, że będąc w takiej sytuacji w ogóle się nie dziwię kobietom, które nie zgłaszają takich przestępstw, skoro to tak wygląda. Ze 3 dni temu mówiłam, że kocham swoją szkołę, Łódź i Polskę, a dzisiaj myślę, że nienawidzę tego kraju, w którym żadna ze służb nie potrafiła udzielić mi pomocy i wsparcia. Że biurokracja jakoś przegapiła ten incydent. Od dzisiaj boję się chodzić po ulicy" – kończy swój wpis studentka.

"Penetracja okolicy" i karetka

Próbowaliśmy skontaktować się z poszkodowaną dziewczyną. Niestety, do tej pory nie otrzymaliśmy od niej odpowiedzi. Poprosiliśmy o komentarz rzeczniczkę prasową Komendanta Wojewódzkiego Policji w Łodzi. Mł.insp. Joanna Kącka również, jak mówi, ma problem ze skontaktowaniem się ze studentką. Pierwsze ustalenia, które podaje nam policjantka, wskazują jednak na trochę inny bieg zdarzeń niż ten, z którym mogliśmy zapoznać się w opublikowanym na Facebooku poście.

Jak twierdzi Kącka, patrol pojawił się na miejscu w ciągu 5 minut od zgłoszenia. Policjantka mówi, że kobieta nie zgłaszała wówczas ataku na tle seksualnym. Uważa również, że stan studentki pozwalał na to, by wspólnie z policjantami przeprowadziła tzw. penetrację okolicy. W trakcie poszukiwań sprawcy kobieta miała poczuć się gorzej, dlatego wezwano karetkę, która zabrała ją do szpitala. Jej stan nie wymagał jednak hospitalizacji.

Po południu kobieta miała przyjść na komisariat. To tam jakoby po raz pierwszy była mowa o próbie gwałtu. Zeznania kobiety niezwłocznie miały zostać przekazane do prokuratury, a ta miała ją przesłuchać. Kącka dodaje, że kobieta została skierowana na obdukcję. Policja informuje, że ma nagrania z kamer monitoringu. Materiały z przesłuchania w prokuraturze nie wróciły za to jeszcze do policjantów. Oznacza to, że nie znamy ostatecznej kwalifikacji czynu.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Zobacz też: To Dygant doradziła Bujakiewicz, żeby zagrała u Patryka Vegi

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (1183)