Bały się wypadków, teraz też zamachów. Żona kierowcy: mój mąż powinien mieć broń
Do tej pory były zadowolone, że mąż jeździł do Niemiec, a nie na uważaną za niebezpieczną Ukrainę. Dziś najchętniej kazałyby mu zostać w domu. Boją się, czy jego ciężarówki ktoś nie wykorzysta w zamachu, a on nie straci życia.
21.12.2016 | aktual.: 21.12.2016 18:45
Ostatnie wydarzenia w Berlinie i tragiczna śmierć polskiego kierowcy wstrząsnęła całą Polską. Są jednak w naszym kraju osoby, których ta tragedia uderzyła mocniej. To żony kierowców TIR-ów. Kobiety, dla których te święta nie będą spokojne, bo wiedzą, że za kilka dni ich mężowie pojadą znów w trasę. I choć ze wszystkich sił wierzą, że im się nic nie stanie, na razie nie potrafią przestać się bać.
- Bardzo, bardzo mocno wstrząsnęły mną wydarzenia z Berlina. Ciężko cieszyć się świętami, gdy myślę, co przeżywa tamta dziewczyna, żona zamordowanego kierowcy i jego dzieci – mówi WP Kobieta Edwina Karłowska-Hryszko, żona zawodowego kierowcy. – Ja na szczęście mam teraz męża w domu, ale właśnie odebrał telefon i nie wiadomo, czy znów gdzieś nie pojedzie. Nie chciałabym, żeby teraz gdziekolwiek wyjeżdżał – dodaje.
Jej głos nie jest odosobniony. Na fanpejdżu „Żona kierowcy TIR-a” możemy znaleźć podobne wpisy zaniepokojonych żon. „Mój jest w Belgii, boję się o niego. Za każdym razem przejeżdża przez Niemcy, próbuję panować nad myślami, przekonywać samą siebie, że na pewno nic się nie stanie” „Zawsze się bałam, ale po tym, co się stało, zastanawiam się, jak zniosę kolejny jego wyjazd...”. „Mój też jeździ regularnie do Niemiec. Po tym wydarzeniu nie będę już chyba spać spokojnie".
Chyba nastąpił przełom. Do tej pory Niemcy, w przeciwieństwie do Ukrainy, były kierunkiem bardzo chętnie wybieranym przez kierowców. – Mój mąż lubi jeździć do Niemiec. Jest porządek, kierowcy są kulturalni, uprzejmi. Zupełnie inaczej jest na wschodzie, gdzie często jeździł mój tata, także zawodowy kierowca. Na wschód nigdy nie jeździło się bezpiecznie - trzeba dawać łapówki, nie wolno stawać w odludnych miejscach, a na trasie "wolna amerykanka", bo wielu kierowców nie przestrzega prawa o ruchu drogowym. I dlatego na tamtejszych drogach jest tak niebezpiecznie – mówi Edwina Karłowska-Hryszko.
*Weekendowe żony *
Karłowska-Hryszko przyznaje, że mając ojca kierowcę, nie planowała związku z mężczyzną przebywającym stale w trasie. Poślubiła zawodowego żołnierza, który co prawda miał uprawnienia do prowadzenia ciężarówek, ale jednak pracował w wojsku. - Życie nam się tak ułożyło, że zmieniliśmy miejsce zamieszkania. A w tutejszej jednostce nie było już etatu dla żołnierza o jego specjalności. Znalazł więc pracę jako kierowca – mówi Edwina.
Edwina z dnia na dzień została weekendową żoną, która męża widzi praktycznie tylko w soboty i niedziele. Ale te dwa wspólne dni wolnego to nie bajka. – Dzieci nie odstępują go na krok. Ja natomiast nadrabiam zaległości w prasowaniu, sprzątaniu czy gotowaniu. Co tydzień lub co dwa mam też zjazdy na uczelni, więc mnie w weekendy też prawie nie ma – opowiada Edwina. Dodaje, że jest w stanie ogarnąć wszystko dlatego, że ma blisko siebie mamę, która choć ma też swoje obowiązki, to po latach życia z tirowcem wie, jak ciężko jest pogodzić studia z samotną opieką nad dwójką małych dzieci. Kiedy odciąży ją przy dzieciach, kobieta może pojechać na zakupy czy załatwić sprawy w urzędzie. – Żona tirowca powinna być przede wszystkim cierpliwa, bo samej z maluchami jest bardzo ciężko. Wszystko, co robię, zabiera więcej czasu. Zaradna, bo musisz mieć na wszystko plan, wymyśloną strategię, bo inaczej nie jesteś w stanie tego ogarnąć. Pewnie powinna być też twarda, ale u mnie z tym bywa różnie. Nie raz i nie dwa się popłaczę, bo chciałabym się przespać, bo boli mnie już od tego wszystkiego głowa. Nie jest łatwo – przyznaje Edwina.
*Tęsknią codziennie *
Z uwagi na codzienne obciążenia kobiet i nieustającą tęsknotę, często uważa się, że kierowca tira to zawód dobry dla singla, a nie ojca rodziny.
„Kierowca ciężarówki. Praca, jak praca. Trzeba się do niej przyłożyć, by dostać wynagrodzenie. Idealna dla kawalera bez zobowiązań, z nadmiarem czasu i nudą w życiu. Idź zrób prawko na C+E i podbijaj świat. Zwiedzisz troszkę, zobaczysz i zarobisz nieźle. Naczekasz się, nadenerwujesz. Poznasz możliwości życia w pojedynkę, w upały w kabinie, może z klimatyzacją, która nic nie daje, bo puszka nagrzewa się szybko. Podszkolisz język” – pisze na swoim blogu Babatu.pl Ola z Górnego Śląska, żona kierowcy. I choć przyznaje, że takie związki na odległość są zupełnie innej jakości i bardzo docenia się te nieliczne wspólne chwile i stara się je wykorzystać co do sekundy, to łatwo nie jest, bo czasami z tęsknoty po prostu „chodzą po ścianach”.
Autorka innego bloga „Żona kierowcy tira" na swoim fanpejdżu umieściła niedawno fragment listu kobiety, która pyta ją, czy ma patent na tęsknotę za wyjeżdżającym mężem. Przyznaje, że choć jej mąż wyjeżdża w trasy już od dziesięciu lat, to wciąż nie potrafi za nim nie tęsknić.
Patentu nie mają także inne kobiety, które zareagowały na ten wpis. Jedna z komentujących mówi, że jest jej źle, bo trzy dni temu urodziła dziecko, jest w szpitalu, a męża przy nich nie ma. Inna zwraca uwagę, że ciężko jest zwłaszcza wtedy, gdy w domu są małe dzieci, bo to one najbardziej tęsknią za nieobecnym tatą i muszą znosić wszystkie gorsze nastroje radzącej sobie z codziennością matki. „Pieniądze nie zwrócą straconego czasu, wakacje nie nadrobią tych chwil osobno przez cały rok” – komentuje smutno inna.
*Strach paraliżuje *
„Na każdym etapie życia żona niejednokrotnie odchodzi od zmysłów. Wiedziała od początku, jaka to ciężka oraz niebezpieczna praca. Ma dogłębne pojęcie o zagrożeniach. O tym, że mimo tego, że on uważa i oczy ma szeroko otwarte, ktoś inny może uczynić wiele złego. Nawet to najgorsze. Żonę przechodzą ciarki, gdy w wiadomościach ciągle słyszy i czyta o śmierci” - pisze Ola z Babatu.pl.
Edwina Karłowska-Hryszko tłumaczy sobie, że przez to, iż jej mąż jest zawodowym wojskowym i przeszedł gruntowne przeszkolenie, być może w sytuacji zagrożenia życia potrafiłby sobie poradzić. – Nawet myślimy, że gdyby to na niego trafiło, może potrafiłby obezwładnić przeciwnika i do tej tragedii w Berlinie by nie doszło, a ludzie nie straciliby życia – tłumaczy kobieta.
Dodaje jednak, że choć dotąd była przeciwniczką posiadania broni do użytku osobistego, dziś poprosiła męża, by postarał się o pozwolenie na broń. – Wiem, że krzywdy sobie nią nie zrobi, a może mu uratować życie – podsumowuje kobieta.