Barber shop "tylko dla mężczyzn". Kobiety wzburzone wykluczeniem
"Wstęp tylko dla mężczyzn". Napis o takiej treści na drzwiach zakładu fryzjerskiego wzburzył feministki. Uważają go za objaw dyskryminacji i atakują właścicielkę. Jednakże za tą "segregacją" stoją prośby zarówno kobiet, jak i mężczyzn, by dwa światy pozostały rozdzielone.
18.01.2019 | aktual.: 22.01.2019 13:16
Barber shop Natalia Lietz przeżywa prawdziwe oblężenie. Nie chodzi jednak o napór klientów na drzwi ulokowanego na bydgoskiej starówce salonu, ale o grad negatywnych komentarzy pod jego profilami w mediach społecznościowych. – Feministki szkalują mnie w internecie. Chcą, żeby opinia o mnie spadła jak najniżej – tłumaczy właścicielka, która swojego nazwiska użycza sieci trzech salonów w okolicy.
W barber shopach tak już jest
Źródłem ruchu na fanpage'u barber shopu, czyli męskiego salonu fryzjerskiego, jest jedna z zamkniętych grup o feministycznym profilu. Użytkowniczkom bardzo nie spodobała się wywieszka na drzwiach salonu, informująca, że jest tam "Wstęp tylko dla mężczyzn". – Twierdzą, że kobiety nie zostaną tam wpuszczone i chcą mi za to dać popalić – mówi Natalia Lietz.
Barber shopy (angielski barber to balwierz, czyli fryzjer i golibroda, w przeciwieństwie do męskiego coiffeur – stylisty damskich fryzur) pojawiły się w Polsce już kilka lat temu i moda na nie zdecydowanie zyskuje na popularności. Z samej nazwy wynika już, że są to miejsca tylko dla mężczyzn. Krytycy akcji podnoszą zresztą w komentarzach argument, że walka o ich "otwartość" na kobiety to walka o prawa "kobiet z brodą". W końcu barber shop to miejsce, gdzie można modelować zarost, więc skoro kobiety takowego nie mają, powinny się od lokalu trzymać z daleka. Kobiety jednak nie są przekonane.
Argumentują potrzebą otwartości. W dziesiątkach komentarzy zarzucają Natalii Lietz "ograniczone myślenie", nietrafione poczucie humoru. Symbol przekreślonej kobiety kojarzy im się dyskryminująco, ktoś porównał całe podejście do czasów, kiedy wstępu do sklepów zabraniano konkretnym grupom społecznym, wyznaniowym czy etnicznym.
– W barber shopach często jest tak, że są to miejsca tylko dla panów – tłumaczy fryzjerka i wyjaśnia, skąd wziął się pomysł na takie miejsce w Bydgoszczy. Okazuje się, że był to pomysł... samych klientek. – Mamy dwa duże, fajne salony dla kobiet i kiedyś to tam znajdowały się fotele dla mężczyzn do strzyżenia brody. Ale panie narzekały, że siedzą z farbą na włosach albo w papierkach i w takim stanie patrzą na nie mężczyźni. Zrobiłam więc ukłon w stronę kobiet: panów zabierzemy, ale damy im ich miejsce. I z tym nie było problemu - wyjaśnia.
Proszę zabrać tego "Playboya"
Problem pojawił się gdzie indziej: – Kiedy otworzył się barber shop, panie zaczęły nagminnie do niego przychodzić. Poczekalnia jest na sześć miejsc, a tu sześć kobiet sobie siedzi, robi na drutach, takie babskie rzeczy. A panowie-klienci muszą stać, nie ma dla nich miejsca – opowiada dalej Natalia Lietz. – Były awantury rodzinne, kobiety mówiły: "Proszę wziąć tego 'Playboya', bo tu są cycki!", stały wózki, prośby: 'ściszcie muzykę, bo mi się obudzi dziecko', 'dlaczego pani mojego męża po szyi dotyka!?'.
To zaburzało nasz komfort pracy, klienci byli nerwowi. W końcu powiedzieli: 'niech pani da spokój, żebyśmy my mieli taki kawałek męskiego świata' – opowiada. Podkreśla, że jej salon jest całkowicie przeszklony i nie ma mowy, żeby podejrzewać, że jej barber shop oferuje inne usługi niż opisane w cenniku. Jednak zamknięcie na kobiety tylko zaostrzyło ich ciekawość. – Jeszcze bardziej je zachęcało, żeby tam na siłę wchodziły. Ale my mieliśmy dość kobiet, które chcą trzymać za rękę dorosłych mężczyzn i same pouczać fryzjerki, jak ich mąż czy chłopak ma być ostrzyżony.
Fryzura pod pantoflem
– Co!? – nie może się pozbierać ze zdziwienia Michał Pozdał, psychoterapeuta i autor książki "Męskie sprawy". – Przecież to jest postrzeganie mężczyzn jak kogoś, kto w ogóle nie ma żadnego zdania i podporządkowuje się wszystkiemu!
Kiedy opowiadam mu całą sytuację i proszę o pomoc w wyjaśnieniu zamieszania, w pierwszej chwili jest oszczędny w krytyce. – Nie wydaje mi się dobrym pomysłem takie oddzielanie się w przestrzeni publicznej na zasadzie "tylko dla facetów", "tylko dla kobiet". Bo czy ono znaczy, że zatraciliśmy umiejętność łączenia się ze sobą w naturalny sposób? Przecież jeśli chcę się spotkać z samymi moimi kolegami, to się z nimi spotkam – wyjaśnia. Co zaś do chronienia mężczyzn przed stylistycznymi wyborami małżonek, zakaz wstępu kobiet do barber shopu nie będzie zbyt skuteczny: – Jeśli jakiś facet pójdzie do fryzjera, a jest pod pantoflem kobiety, to czy ona tam będzie, czy nie, i tak się obetnie tak, jak ona mu pozwoli – uważa.
Nasza rozmowa szybko schodzi na modny temat rzekomego "kryzysu męskości". W gruncie rzeczy chodzi przecież o ten rodzaj niepokoju. Dzisiejsi mężczyźni często czują się nie dość męscy. A skoro się nie czują, sięgają po rozmaite rytuały czy stereotypowo męskie sytuacje, żeby w swojej męskości się utwierdzić. Takie obrzędy potwierdzania męskości pochodzą ze świata wcześniejszych pokoleń mężczyzn: pielęgnacja brody, grzebanie w samochodzie, męskie wieczorne wyjścia. A skoro te rytuały, by być prawdziwie męskimi, muszą odbywać się bez uczestnictwa kobiet, panie nie wiedzą, co tam się dzieje. Robią się więc podejrzliwe.
Michał Pozdał: – To, czego mi cały czas brakuje, to jest wspólnota mężczyzn. Ja się trochę śmieję z tego zakazu wstępu dla kobiet. Ale mi brakuje tego, żebyśmy my się razem umieli dogadywać i zbierać, razem walczyć o różne rzeczy. Kobiety to doskonale potrafią. My na to nie zwracamy uwagi i myślę, że męski sposób wychowania nas do tego nie przygotowuje. Uczymy chłopców głównie rywalizacji, a nie współpracy. Jako pokolenie byliśmy zostawieni przez naszych ojców i teraz nie umiemy ze sobą być blisko. Żeby sobie posiedzieć, popłakać, potrzymać się za rękę czasami, jeśli tego potrzeba. I fajnie, jeśli jest takie doświadczenie, że mężczyźni mogą to robić wspólnotowo i dzielić się trudnościami, a naprawdę jest dużo trudnych rzeczy, które nam się w życiu przydarzają - mówi.
Dwa światy i jeden wspólny
Tyle tylko, że to nie musi oznaczać wykluczenia kobiet przepisami. – Mnie się w ogóle podoba idea barberingu, rytuał strzyżenia brody. Sam mam brodę, lubię ten moment, kiedy idę do barbera. Lubię to, że tam są tylko mężczyźni. Ale nie przeszkadza mi, jak tam są jakieś kobiety. Nie potrzebujemy wykluczać kobiet, żeby się poczuć razem mężczyznami - kontynuuje.
Natalia Lietz wydaje się mu wtórować: – Obsługa w naszym salonie jest bardzo miła. Jeśli przychodzi pan z partnerką, to ja mówię do niej: "zapraszam panią po odbiór męża za godzinę". Jeśli na przykład kobieta jest ciężarna, to co innego, zwłaszcza jeśli pogoda jest brzydka. Panie, które chciały swojego świata, mają takie dwa punkty. Powinny więc dać też panom możliwość zrelaksowania się, żeby mieli coś dla siebie. To jest korzyść dla obydwu stron. Zapisać męża albo kupić mu kosmetyk kobieta w naszym barber shopie zawsze może – podsumowuje.
Świat mężczyzn i świat kobiet mają ogromną część wspólną. Ale mają też przestrzenie, które się nie pokrywają. To, co na pierwszy rzut oka wydaje się niektórym dyskryminacją, może służyć wszystkim. A zatem, w ostatecznym rozrachunku, nie może być uznane za krzywdzące.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl