GwiazdyBasia Kurdej-Szatan: Jestem aktorką śpiewającą

Basia Kurdej-Szatan: Jestem aktorką śpiewającą

Udział w reklamie okazał się dla niej przepustką do wielkiej kariery i zostania ulubienicą publiczności, czego najlepszym dowodem było przyznanie jej już drugi rok z rzędu nagrody Telekamery w kategorii najlepsza aktorka. Zagrała w komedii "Dzień dobry, kocham cię", dołączyła do obsady serialu "M jak Miłość", a także została prowadzącą programu „Kocham Cię Polsko”. Na nudę i brak zajęcia nie może więc narzekać i jak sama przyznaje: „Wszystko dzieje się spontanicznie”. Kim jest Blondynka z reklamy Play? Z Basią Kurdej-Szatan rozmawia Ola Wołejsza.

Basia Kurdej-Szatan: Jestem aktorką śpiewającą
Źródło zdjęć: © mwmedia
Aleksandra Wołejsza

20.06.2016 | aktual.: 22.06.2016 14:58

Nieprzypadkowo spotykamy się w Teatrze 6. Piętro. W którym ze spektakli możemy cię tu teraz zobaczyć?

W sztuce „Miłość w Saybrook”, której premiera odbyła się 21 maja. Nigdy wcześniej nie była ona wystawiana na scenie, a dyrektor Eugeniusz Korin jako znawca i miłośnik Woody’ego Allena, postanowił zabrać się za ten tekst. Przetłumaczył go i gramy. Próby były bardzo intensywne i muszę przyznać, że bardzo cieszę się z tej współpracy.

To jednak nie pierwszy raz, gdy masz szansę współpracować z dyrektorem Korinem.

Tak, wcześniej pojawiłam się już w sztuce „Zagraj to jeszcze raz Sam”. Jednak wtedy zastępowałam tylko Małgorzatę Sochę, z którą gramy teraz na zmianę. Nie brałam udziału w fazie twórczej, a jedynie zrobiłam zastępstwo i miałam kilka prób. „Miłość w Saybrook” jest więc pierwszym spektaklem, nad którym od początku do końca współpracuję z dyrektorem Korinem.

A jak wspominasz współpracę z Kubą Wojewódzkim?

Wspaniale. Naprawdę muszę przyznać, że bardzo dobrze mu idzie, a scena jest zdecydowanie jego żywiołem. On od lat prowadzi swój autorski program i jest po prostu urodzonym showmanem. Mimo że premiera „Zagraj to jeszcze raz Sam” była parę lat temu i wystawiano ją już wielokrotnie, Kuba za każdym razem jest bardzo świeży, naturalny i profesjonalny. To niesamowite, bo przecież nie jest on z zawodu aktorem.

Jesteś prowadzącą programu „Kocham Cię Polsko”, grasz w spektaklach i śpiewasz. W czym czujesz się najlepiej?

Ja zdecydowanie najlepiej czuję się na scenie. W teatrze czy podczas koncertu. Uświadomiłam to sobie dopiero podczas pracy w telewizji. Mogłam poczuć różnicę. Bo im więcej pracuję w telewizji, tym bardziej zdaje sobie sprawę z tego, że to właśnie na deskach teatru czuję się najlepiej. Jest publiczność, która reaguje, wszystko jest żywe. Tu i teraz. Serial to zdecydowanie inna specyfika pracy niż ta nad spektaklem. Inny rodzaj gry, inna energia i zupełnie inna organizacja czasu. Na planie serialu często spędza się 12 godzin i wszystko znacznie dłużej trwa. Musiałam nauczyć się rozkładać energię i dobrze wykorzystywać moment oczekiwania na zmiany świateł czy kamer, żeby nie mieć poczucia marnowania czasu. I przyznam, że już się przyzwyczaiłam i polubiłam to. Program „Kocham Cię Polsko” to była nowa przygoda i wyzwanie dla mnie. Gdy zaproponowano mi rolę prowadzącej, stwierdziłam - czemu nie! Zobaczymy, jak się sprawdzę. Okazało się, że bardzo mi się to spodobało. Wcześniej prowadziłam już kilka festiwali. Kręci mnie ta dawka adrenaliny, która towarzyszy prowadzeniu programu.

Na antenie wydaje się, że robisz to z dużą łatwością.

Naprawdę bardzo się staram, by to tak właśnie wyglądało. Nie wiem, na czym to do końca polega, ale staram się po prostu wchodzić w rolę prowadzącej. Nie jestem z wykształcenia dziennikarką czy prezenterką. Obserwuję innych, jak się sprawdzają w tej roli i jak to powinno wyglądać. Do tego muszę zachować luz, bo gdy tylko jestem zestresowana, to nic mi niestety nie wychodzi.

Prowadzenie programu jest też kwestią wprawy. Nie jest to łatwa praca. Ostatnio spotkałam na jednej z imprez Maćka Kurzajewskiego. Przywitał mnie, przytulił i powiedział, że jestem świetna i naprawdę dobrze mi idzie. On najlepiej wie, jakie to jest trudne i ile jest tam do zrobienia. „Kocham Cię Polsko” to naprawdę świetna zabawa, ale zadaniem prowadzącego jest trzymanie tego wszystkiego w ryzach. Musimy pilnować uczestników, nadawać tempo i patrzeć, czy wszystko odbywa się zgodnie z planem. Przy okazji słuchać reżyserki, reagować na uczestników, czytać informacje z promtera i jednocześnie świetnie się z nimi bawić. A w studiu jest strasznie głośno, więc czasem nawet nie słyszę, co mówią uczestnicy. Im więcej też tych odcinków nagrywaliśmy, tym swobodniej się czułam. Prowadzenie programu to niełatwa, ale bardzo fajna praca.

Czyli nie wykluczasz, że w przyszłości zobaczymy cię jeszcze w roli prowadzącej?

To jest też tak, że bardzo wielu ludzi pracujących jako prezenterzy jest po szkole aktorskiej. Teoretycznie to nie należy do mojego zawodu, ale w trakcie studiów uczymy się różnych umiejętności z tym związanych. Nie tylko pewnej otwartości, ale też określonego sposobu mówienia. Mi to akurat jakoś przypasowało.

Jak udaje ci się to wszystko godzić? Doba ma w końcu tylko 24 godziny.

Nie jestem nigdzie na etacie, więc nie jestem też uzależniona od żadnego konkretnego miejsca. Miesiąc ma 30 dni, parę dni jestem w teatrze, parę na planie i jakoś ten swój kalendarz wypełniam. Mam teraz taki czas, że dużo się wokół mnie dzieje i cieszę się z tego. Aktorstwo to jest taki zawód, że albo ta praca jest, albo może jej nie być tygodniami. Cieszę się, że mam różnorodne propozycje. Wszystko jest po prostu kwestią dobrej organizacji.

A jak udaje ci się pogodzić pracę z macierzyństwem?

To jest też wszystko związane z dobrą organizacją. Akurat teraz było tak, że mój mąż był w Krakowie kierownikiem wokalnym i przygotowywał tam koncert. Prawie w ogóle go nie było w domu, ale tak się ułożyło, że ja miałam przerwę w serialu. Byłam tylko na próbach w teatrze od 10 do 17, więc bez problemu mogłam małą zaprowadzić i odebrać z przedszkola. Natomiast gdy nie ma Rafała, a ja mam spektakl, mogę liczyć na moją wspaniałą nianię i na rodziców, którzy mieszkają teraz bliżej mnie.

Dla wielu aktorów udział w reklamie oznacza koniec kariery i krytykę ze strony mediów, dla ciebie okazał się trampoliną do sukcesu. Jakie jest twoje zdanie na ten temat?

Kiedyś rzeczywiście tak było, ale teraz to się zaczyna - całe szczęście - zmieniać. Moim zdaniem w reklamach powinni grać aktorzy. Chociażby z tego względu, że wiele ról jest wymagających. W przypadku mojej postaci mogłam naprawdę wiele pokazać. Poza tym, ważne jest to, by też po prostu dobrze wykonać dane zadanie. Bo gdy widzi się amatorszczyznę w reklamie i jakie to jest sztuczne, to nie jest to w stanie do niczego przekonać. Dlatego uważam, że to właśnie profesjonalni aktorzy powinni w nich występować.

Ponadto dzięki reklamom można nauczyć się obycia z kamerą i nabrać większej świadomości jako aktor. Dlatego od początku chodziłam na castingi. Nie tylko z tego powodu, że chciałam sobie dorobić, ale też nabrać doświadczenia. W teatrach nie zarabia się kokosów. Poza Warszawą stawki są naprawdę średnie.

Dobrze, że to się teraz zmienia, a w reklamach gra coraz więcej aktorów, którzy znacznie bardziej się do tego nadają i kończyli szkołę, by właśnie takie zadania wykonywać. Każdy chce w tym zawodzie pracować, a nie każdy tę pracę ma.

Po wystąpieniu w reklamie sieci komórkowej Play spodziewałaś się takiego zamieszania wokół swojej osoby?

Oczywiście, że nie. Wszystko zaczęło się od internetu i mediów społecznościowych. Filmiki z reklam były udostępniane przez użytkowników, pojawiło się mnóstwo komentarzy i tak zaczęło się kompletne szaleństwo. Ktoś założył profil "Blondynka z Playa", który polubiło tysiące osób w ciągu raptem kilku dni. To było trochę szokujące i tak też ta machina ruszyła. Pojawiły się telefony, zaproszenia na imprezy i zaczęłam udzielać wywiadów. Nie spodziewałam się czegoś takiego. Po prostu poszłam na kolejny casting do kolejnej reklamy. Wiedziałam jedynie, że na pewno będę kojarzona z tą reklamą i tego się właśnie obawiałam. Skusiły mnie naturalnie pieniądze, możliwość zyskania nowego doświadczenia oraz to, że na planie poznam wielu wspaniałych artystów. Ponieważ już na etapie castingu wiedziałam, że w reklamie pojawi się kilka polskich gwiazd.

Z perspektywy czasu ta reklama pomogła ci się rozwinąć czy utrudniła?

Zależy pod jakim kątem na to spojrzymy. Gdybym chciała skoncentrować się wyłącznie na pracy w teatrze i czasem tylko pojawić się w filmie, to mi wiele utrudniła. Z tego względu, że stałam się osobą publiczną i na tyle rozpoznawalną, że interesują się mną media i niekoniecznie piszą prawdę. Potem ludzie czytają te gazety i wierzą w niektóre głupoty, które źle wpływają na mój wizerunek. Z drugiej strony, jeżeli spojrzę na liczbę ciekawych propozycji i możliwości, które się przede mną pojawiły, to zdecydowanie mi pomogła. Mam szansę występować w wielu nowych spektaklach, a nawet jestem w takiej sytuacji, że mogę wybrać w czym wystąpię. Akurat z tego bardzo się cieszę.

Wiele osób mówi, że twoja kariera była od początku zaplanowana, a wydajesz się bardzo spontaniczną osobą.

Bo taka jestem (śmiech). Ja nie dość, że żyję spontanicznie i robię wszystko spontanicznie, to w moim życiu wszystko dzieje się spontanicznie. Gdy brałam udział w „X Factorze”, byłam akurat w ciąży. Nie mogłam z tego względu pracować, ale mogłam śpiewać, więc tak to się stało. W międzyczasie chodziłam też na castingi do reklam. Wtedy właśnie poznałam się na planie z Kubą, ale nie skojarzył mnie on w pierwszej chwili z programu. Dopiero na konferencji prasowej przypomniał sobie, że byłam w „X Factorze”. Ja to rozumiem, bo Kuba jest bardzo zakręcony i poznaje tysiące osób w różnych miejscach. Mam czasem podobnie. Casting do reklamy Playa udało mi się wygrać, bo pamiętano mnie z wcześniejszych projektów, a nie dlatego, że znałam się z Kubą. Od początku też nie współpracuję z nikim od public relations i nie mam menadżera. Nigdy nie czułam takiej potrzeby. Mam jedynie agenta od spraw aktorskich z agencji Gudejko.

Czytałam, że marzy ci się poważniejsza rola, ale wielu reżyserów mówi, że masz za miły wyraz twarzy i się do innych postaci z tego powodu nie nadajesz.

Czasem tak jest, że rzeczywiście nie pasuję do jakieś roli filmowej i słyszę właśnie, że jestem za miła. W teatrze to nie jest tak obecne, bo aktor ma znacznie więcej czasu na zbudowanie postaci, a reżyserzy mają więcej odwagi. Natomiast w filmie w grę wchodzi kwestia ograniczeń czasowych. Zazwyczaj wszystko jest już załatwione, plan zdjęciowy jest rozpisany i dlatego szuka się aktorów bardziej po warunkach. Bo jeżeli dana osoba się nie sprawdzi, to reżyser ma piekło i musi powtarzać zdjęcia. A to się wiąże z kolejnymi wydatkami. Jednak mam nadzieję, że uda mi się zagrać wiele ciekawych ról.

W swoich rolach doskonale łączysz grę aktorską i śpiewanie. To taki kompromis między tymi dwoma pasjami?

Kocham śpiewać, kocham muzykę i nie mogłabym bez niej żyć. Czasem mam tak, że jak nie śpiewam jeden dzień, to chcę już wystąpić na scenie. Na szczęście obie pasje mogę łączyć i je realizować w musicalach. W Krakowie cały czas gramy spektakl „Legalna blondynka”, w którym niemal przez całe dwie godziny tańczymy i śpiewamy bez przerwy. Cieszę się, że udaje mi się to godzić i spełniać wokalnie. Ja jestem po prostu aktorką śpiewającą.

Nawet na egzaminy zdawałam tylko do szkoły musicalowej w Gdyni i do Krakowa, ponieważ tylko tam jest specjalizacja wokalno-estradowa. Za pierwszym razem w Krakowie byłam pod kreską, a do Gdyni udało mi się dostać od razu. Miałam tam mnóstwo zajęć, które bardzo mnie rozwinęły. Gdy po raz kolejny próbowałam dostać się do Krakowa, zdawałam na znacznie większym luzie. I udało się.

A jak wspominasz udział w programie „X Factor”?

„X Factor” to była fajna przygoda i niesamowite emocje. Mimo że od zawsze śpiewam, nigdy wcześniej nie brałam udziału w tego typu programach. Nie miałam takiej potrzeby i trochę tego później żałowałam. Więc gdy mój znajomy zadzwonił do mnie z propozycją wystąpienia w grupie, stwierdziłam, że czemu nie. Do dziś pamiętam ten moment, gdy odliczano za kulisami czas do wyjścia na scenę podczas programów na żywo. To było niesamowite przeżycie. Zżyliśmy się wtedy z sobą jeszcze bardziej. Znaliśmy się już wcześniej z chóru Opole Gospel Choir, a w „X Factorze” spędzaliśmy razem mnóstwo czasu. Wtedy też urodziła się Hania, która jeździła z nami na próby. Bardzo dobrze jej to zrobiło, bo jest teraz niezwykle muzykalna.

Jak pracuje ci się z mężem?

Doskonale. Z mężem śpiewamy nie tylko w jednym zespole, ale też gramy razem w „Legalnej blondynce”. My w ogóle poznaliśmy się w pracy przy okazji prób do musicalu „Hair” w Gliwicach. Ostatecznie tylko Rafał zagrał w spektaklu, a ja nie mogłam w nim wziąć udziału. Więc dopiero teraz udało się, że występujemy razem na deskach teatru. W pracy bardzo dobrze się rozumiemy i dogadujemy, bo doskonale potrafimy oddzielić życie prywatne od zawodowego. Bardzo też się szanujemy. Rafał jest po Akademii Muzycznej w Katowicach – jest nie tylko muzykiem, ale też wokalistą. Ja natomiast jestem bardziej wykształcona aktorsko, więc idealnie się uzupełniamy. Rafał daje mi uwagi muzyczne, ja służę mu pomocą i radą w kwestiach aktorskich. Zdecydowanie częściej nie zgadzamy się i kłócimy w domu. Ale to chyba normalne.

Dużo ludzi krytykuje to, jak się ubierasz. Nie wyglądasz jednak na osobę, która by się tym martwiła.

Dla mnie najważniejsze jest, by czuć się z sobą dobrze i wygodnie. Nie śledzę specjalnie trendów, tego co jest teraz modne czy co powinnam założyć. Ubieram się tak, jak mi się to po prostu podoba. Przy okazji większych wyjść, korzystam z pomocy Kasi Miśkowiec czy Ani Męczyńskiej, która była zatrudniona przez naszego producenta przy filmie. Jednak zazwyczaj ubieram się sama. Szczerze mówiąc nie przejmuje się kompletnie tym, co czytam na temat mojego stylu. Wiele razy byłam skrytykowana, ale taki jest już show-biznes. Muszą coś pisać. Przyznam nawet, że czasem zgadzam się z tymi słowami krytyki, ale tylko wtedy, gdy rzeczywiście wyglądam tak źle, jak to jest opisane (śmiech). Wszystko robię na ostatnią chwilę, nawet gdy gdzieś wychodzę.

A jakie masz plany na najbliższy czas?

Teraz koncentruje się na moich rolach w teatrze. Cały czas gram w reklamie i też w serialu, a mój wątek czekają ciekawe zmiany. Pojawi się też nowy serial, ale więcej nie wspomnę, nie chcę zapeszać. Chcę też trochę odpocząć. Planuję wyjazd z rodziną na przełomie lipca i sierpnia do Włoch. A pozostały czas mam pozajmowany próbami, spektaklami i zdjęciami. W październiku szykuje się premiera naszego spektaklu "Pikantni" w reżyserii Tomasza Gawrona, a w listopadzie poprowadzę finałowe odcinki na żywo programu „The Voice Of Poland”. Już nie mogę się doczekać!

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (32)