Blisko ludziBez ślubu, bez miłości, bez męża

Bez ślubu, bez miłości, bez męża

Bez ślubu, bez miłości, bez męża
Źródło zdjęć: © iStockphoto.com

13.05.2010 16:22, aktual.: 18.05.2010 16:50

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Ostatnio w telewizji Dorota podziwiała Danutę Stenkę, która z ciepłem i pasją opowiadała o tym, co ważne w rodzinie. Aktorka mówiła o miłości i szacunku dla tradycji, sile przywiązania: wszystkim, co rodzinę tworzy. 15 maja obchodzimy Międzynarodowy Dzień Rodziny – święto, które ma przypominać, jak ważna jest ta instytucja.

Ostatnio w telewizji Dorota podziwiała Danutę Stenkę, która z ciepłem i pasją opowiadała o tym, co ważne w rodzinie. Aktorka mówiła o miłości i szacunku dla tradycji, sile przywiązania: o tym wszystkim, co rodzinę tworzy. 15 maja obchodzimy Międzynarodowy Dzień Rodziny – święto, które ma przypominać, jak ważna jest ta instytucja. Dorota ma rodzinę, ale nie mogłaby, jak pani Stenka, mówić o niej w samych superlatywach.

Dla 45-letniej sprzedawczyni rodzina to też zmęczenie, nerwy, liczenie, ile kto wody zużywa i zapach kropli na serce, którymi opija się teściowa. Dorota mieszka z mężem, dwójką dzieci i teściami w czteropokojowym mieszaniu w starej kamienicy. Wszyscy razem tworzą rodzinę pokoleniową, którą chwalą w mediach tradycjonaliści. Podobno gdy, pod jednym dachem, spotykają się trzy pokolenia, wszyscy mogą na tym zyskać: relacje wewnątrz rodziny zacieśniają się i są bardziej intensywne.

Pytana o rodzinę Dorota, która jest sprzedawczynią w butiku z bielizną, wzrusza ramionami – Rodzina… wielkie mi słowa - Oprócz dzieci, syna w gimnazjum i córki trzecioklasistki, męża i jego rodziców, za rodzinę Dorota uważa starszą siostrę, jej męża i córeczkę. Dla Doroty rodzinne więzy są m.in. okazjonalnym telefonem, żeby spytać, co słychać oraz spotkaniem w wakacje, kiedy siostra przyjeżdża z Gliwic nad morze. Obowiązkowy obiad rodzinny to wtedy katorga i stres, bo teściowa lubi dać popis i wymienić przy stole wszystkie swoje dolegliwości gastryczne, skarcić Dorotę za niedopieczony kotlet albo kolejny raz zapomnieć imienia jej siostry.

Tak jest od święta, bo na co dzień życie rodzinne w sześcioosobowej grupie biegnie ustalonym tokiem. Mąż wraca z pracy o ósmej wieczorem, więc nawet pokłócić nie ma się siły, zresztą niby jak, przy wiecznie nasłuchującej teściowej. Cieplejsze relacje łączą teścia i syna Doroty, którzy razem, przez długie godziny, przekładają śrubki w pudelkach i spędzają czas, wpatrując się w karoserię wysłużonego Mercedesa. Dorota cieszy się, że chociaż dziadek udał się jej dzieciom, bo reszta rodziny - szkoda gadać.

Badanie Pentora sprzed 4 lat pokazuje, iż około 62 % dorosłej populacji to osoby żyjące w małżeństwie, 25 % to kawalerowie i panny, 9 % stanowią wdowcy, zaś 4% - osoby rozwiedzione, które często tworzą tzw. rodziny niepełne. Według danych ze spisu powszechnego z 2002 roku, 19,4% rodzin w Polsce stanowiły właśnie rodziny niepełne. - Niepełna rodzina? – dziwi się trzydziestoośmioletnia Natalia, która cztery lata temu rozstała się z mężem i sama wychowuje szesnastoletniego Mikołaja. Były mąż Natalii jest mechanikiem na statkach, widuje się z synem dwa razy w roku, jeśli jest akurat w kraju. Mikołaj nie naciska na częstsze spotkania, bo jeszcze pamięta pełne płaczu matki i krzyków ojca awantury. Mieszkają we dwójkę, z jamnikiem Łapą i kotem Burakiem, i nie są, podkreśla Natalia, niepełną rodziną. Ich dom nie bywa pusty: odwiedza ich ojciec Natalii i rodzice byłego męża, a w niedzielę na obiad przychodzi wujek – stary kawaler, który Mikołaja traktuje jak wnuka.

Mikołaj ma niezliczoną ilość przyszywanych cioć – przyjaciółek Natalii i kilku wujków. Do niektórych mówi po imieniu, do niektórych „proszę pana”, ale wie, że jeśli coś by się stało, zawsze może do nich przyjść lub zadzwonić. Na urodzinowym grillu u Mikołaja było, nie licząc jego kolegów i koleżanek, dwadzieścia osób – To wszystko, to nasza rodzina – z dumą twierdzi Natalia – Jesteśmy jak plemię, przygarniamy nowe osoby i trzymamy się cały czas razem, choć nie łączą nas więzy krwi.

- Jestem kohabitantką – uważa Marzena, która z całego serca nie znosi słowa konkubina, bo kojarzy jej się z pijacką burdą i policyjnym zeznaniem – Marzena od sześciu lat żyje w nieformalnym związku z Markiem, którego uważa za swoją najbliższą rodzinę. Nie ma rodziców ani rodzeństwa, a do jedynej ciotki, która mieszka w Sydney, wysyła co roku kartkę na Boże Narodzenie. - Marzena jest fotografem, ale wcale nie sądzi, że z rodziną dobrze wychodzi się na zdjęciach – Robiłam dziesiątki rodzinnych zdjęć z okazji komunii, chrztów i wesel. Na fotkach od razu widać, jakie w rodzinie panują nastroje i czy to naprawdę rodzina, czy tylko krewniacy.

W USA i Wielkiej Brytanii na związki takie, jak Marzeny i Marka mówi się DINKS – doble incomes, no kids (podwójne zarobki, brak dzieci) i nie rozlicza się ich zwykle z powodów, dla których nie decydują się na legalizację związku. W Polsce Kościół katolicki traktuje konkubinat jako grzech, który znieważa godność małżeństwa i niszczy samo pojęcie rodziny – Przecież nic nie niszczymy. Jesteśmy bardziej rodziną niż nasi sąsiedzi w modelu 2 +2, których awantury i płacze słyszymy przez ścianę – podkreśla Marzena.

Badania CBOS z 2008 roku pokazują, iż główną przyczyną odwlekania założenia rodziny nie są trudności materialne, lecz czynniki psychologiczne (np. rozmaite obawy powiązane z nowa rolą) oraz związane z pracą zawodową. Opinie dotyczące życia w związkach kohabitacyjnych są podzielone: najwięcej respondentów CBOS-owskiego badania (41%) uważa, iż „Dobrze by było, gdyby osoby mieszkające razem zawarły małżeństwo”. Niemniej jednak 33% jest zadania, że „Jeśli ludzie się kochają, to nie ma znaczenia, czy żyją ze sobą w małżeństwie, czy bez ślubu”. Maryla ma dużą rodzinę: ona ma pięcioro rodzeństwa, a mąż trzech braci. Ostatnio z okazji komunii jej syna musiała ugościć siedemdziesiąt pięć osób: na przyjęciu była tylko najbliższa rodzina, a i tak nie wszyscy dojechali, bo część rodziny mieszka na południu Polski, brat męża żyje w Kanadzie, a kilkoro osób pracuje i mieszka w Irlandii – Wynajęłam największą salę w miasteczku, żeby wszystkich pomieścić – wspomina Maryla – A i tak bohaterem dnia nie był mój syn, ale
wyliczanka, kto z kim się pożenił, kto na co choruje i kto umarł ostatnio. Tak to jest przy tych dużych rodzinnych spędach.

Badania CBOS z 2008 roku pokazują, że prawie ¾ Polsków zgadza się ze stwierdzeniem, że „Większość członków mojej rodziny mieszka blisko siebie, w jednej miejscowości, gminie lub w różnych miejscowościach, ale niezbyt od siebie odległych”; 20% zaznacza: „Moja najbliższa rodzina jest rozproszona po Polsce”, zaś 7 % - „Moja najbliższa rodzina jest rozproszona po świecie”. Spotkania z rodziną mają miejsce w święta, imieniny lub urodziny.

Socjolog, profesor Anna Giza – Poleszuk, w książce „Rodzina a system społeczny” zaznacza, iż traktowanie rodziny jako czegoś permanentnego, danego raz na zawsze i niezmiennego, ustępuje miejsca traktowaniu rodziny jako pewnego elementu życia, bardzo ważnego, ale konkurującego już z pracą, nauką, życiem społecznym, pasjami, rówieśnikami. „Rodzina nie istnieje, rodzina się zdarza” – pisze profesor Poleszuk.

Maryla przyznaje: trudno jej powiedzieć, że kocha swoją całą rodzinę, bo bywa, że czasem widziała kogoś trzy, cztery razy w życiu - Czy tylko dlatego, że płynie w nas ta sama krew, że mamy wspólnych dziadków, ma mnie do czegoś zobowiązywać – Maryla już dawno przestała liczyć na dalszą rodzinę: wsparcie ma tylko w najbliższych. Nie jest pewna, czy gdyby straciła pracę, ona czy mąż, rodzina pomogłaby jej finansowo. Woli się nie przekonywać, jakby było, a z rodziną wystarczą jej spotkania z okazji dużych imprez okolicznościowych – Każdy liczy na siebie i na najbliższych. Nie jest ważne, czy ci najbliżsi to bliska rodzina czy po prostu bliscy ludzie. Co na temat współczesnej rodziny mówi psycholog? Przytaczamy wypowiedź dr Anny Jarmołowskiej, z Instytutu Psychologii UG, Zakład Badań nad Rodziną i Jakością Życia :

Na przestrzeni kilkunastu ostatnich lat możemy obserwować wiele zmian pojawiających się polskiej rodzinie. Dotyczą one zarówno jej struktury, pełnionych przez nią funkcji, czy ról i zadań przypisywanych jej poszczególnym członkom. Nie sposób przemilczeć w tym miejscu różnorodnych czynników, które te zmiany wywołują, np. bezrobocie, zmiana modelu tradycyjnego na egalitarny, niepłodność czy wybór bezdzietnego stylu życia itd.

Rośnie odsetek rodzin, w których rezygnuje się z legalizacji związku małżeńskiego czy posiadania dzieci. Wraz ze stale powiększającą się liczbą rozwodów, czy migracją zarobkową coraz częściej pojawiają się samotni rodzice oraz rodziny zrekonstruowane, w których wychowywane są dzieci z poprzednich i obecnych związków. Problemy z płodnością dotykające obecnie co piątą (niektóre statystki oszacowują, że nawet co czwartą) parę są przyczyną zawiązywania rodzin adopcyjnych lub zastępczych.

W niewielkim odstępie czasu w Polsce najprawdopodobniej pojawi się również zainteresowanie nowym typem rodziny – rodziną homoseksualną, która ma już swoją historię w niektórych krajach europejskich (zalegalizowane adopcje przez pary homoseksualne, np. Belgia, Holandia).

Wszystkie te rodziny charakteryzują się odmienną specyfiką funkcjonowania i niejednokrotnie wymagają różnorodnego wsparcia z zewnątrz, w tym również psychologicznego. Przyglądając się tym zmianom można odnieść wrażenie, że wokół pojęcia „rodzina” pojawił się obecnie spory chaos i coraz więcej trudności przysparza znalezienie jednej wspólnej definicji, którą można by określić współczesną rodzinę. Koncentrowanie się na różnego typu „nowych rodzinach”, zaczyna oddalać nas coraz bardziej od poszukiwania rozwiązań, które umożliwiłyby poprawę funkcjonowania rodziny tradycyjnej w zmieniających się warunkach środowiskowych, społecznych i politycznych.