„Boli mnie głowa” – o wymówkach w łóżku
Wracasz do domu po ciężkim dniu pracy. Bierzesz gorący prysznic, relaksujesz się, wskakujesz do łóżka, dajesz partnerowi znać, że masz ochotę na małe co nieco i słyszysz: „Kochanie, nie teraz. Jestem bardzo zestresowany jutrzejszą prezentacją. Chodź lepiej obejrzymy sobie kolejny odcinek Californication, rozluźnimy się”. No tak, tylko kto powiedział, że seks też nie rozluźnia? W łóżku zdarza nam się używać różnych wymówek. Dlaczego to robimy i co mówimy? Sami zobaczcie.
31.01.2012 | aktual.: 06.06.2018 14:39
Wracasz do domu po ciężkim dniu pracy. Bierzesz gorący prysznic, relaksujesz się, wskakujesz do łóżka, dajesz partnerowi znać, że masz ochotę na małe co nieco i słyszysz: „Kochanie, nie teraz. Jestem bardzo zestresowany jutrzejszą prezentacją. Chodź, lepiej obejrzymy sobie kolejny odcinek "Californication", rozluźnimy się”. No tak, tylko kto powiedział, że seks też nie rozluźnia? W łóżku zdarza nam się używać różnych wymówek. Dlaczego to robimy i co mówimy? Sami zobaczcie.
„Boli mnie głowa” czy „jutro mam ważne spotkanie” to preteksty tak popularne, że stały się wręcz pewnego rodzaju żartami. Dlaczego wszyscy używają podobnych wymówek, zamiast powiedzieć wprost, że dzisiaj nie są w nastroju? Jak się okazuje, powodów jest wiele.
Bo tak jest łatwiej
Jedną z najczęstszych przyczyn, dla której wolimy użyć nawet najmniej wiarygodnej wymówki, od przedstawiania prawdy, jest nasza wygoda. Na podstawie życiowych doświadczeń zdążyliśmy się przekonać, że często lepiej jest skłamać niż być do końca szczerym.
- Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, żeby używać wymówek. Pewną normą w polskim domu jest taka sytuacja: Chyba nie pojedziemy do cioci Jadzi na obiad. Dlaczego? Wiesz, musimy iść z psem do weterynarza. No tak, ale nie możemy jej przecież powiedzieć, że nie przyjedziemy ze względu na psa, bo pomyśli, że jest dla nas mniej ważna. No dobra, to powiemy, że dzieci są chore – mówi psycholog i seksuolog kliniczny Arkadiusz Bilejczyk. – Nastolatki widzą, że jeśli powiedzą prawdę (na przykład: byłem na randce) o tym, dlaczego się spóźniły do domu, to rodzice dużo gorzej zareagują niż w sytuacji, kiedy coś wymyślą (przygotowywałem referat na geografię), więc po co mają się narażać na niepotrzebne nieprzyjemności. W ten sposób uczymy się wybierać wygodniejszy dla nas wariant i stosować go w różnych sytuacjach życiowych, w tym także w łóżku – dodaje.
Boimy się odrzucenia
Utarło się, że to kobieta zawsze wymiguje się od zabaw w sypialni, a mężczyzna jest zawsze chętny i szuka sposobu na to, by ją namówić. - Tak jest zazwyczaj w związkach, gdzie mamy dwoje młodych partnerów. Jednak kiedy kobiety osiągają szczyty swojej aktywności seksualnej (w 30-35 roku życia), role się odwracają. Mężczyzna w tym samym wieku lub o kilka lat starszy już nie ma tyle energii co 19-latek – mówi seksuolog. – Wówczas znajduje się w zupełnie nowej sytuacji: do tej pory to on zawsze miał ochotę i musiał namawiać partnerkę, a teraz jest na odwrót…
W takiej sytuacji żaden pan nie czuje się komfortowo. W końcu możliwości seksualne są niejako wyznacznikiem męskości. Jak zatem moglibyśmy oczekiwać od partnera, że przyjdzie i powie partnerce, że nie ma siły ani ochoty? Jednak kobiety także nie chcą się do tego przyznać. - Boimy się odrzucenia: jak powiem mężczyźnie, że nie mam ochoty, to on się zdenerwuje i pójdzie poszukać przygód gdzie indziej – mówi seksuolog. - Zdarza się, że na terapię zgłaszają się panie, które mają niski popęd seksualny i mówią, że gdyby nie mąż, to nigdy by nie poszły do specjalisty, ale obawiają się, że jak tego nie zrobią, to ukochany będzie je zdradzał – mówi Arkadiusz Bilejczyk.
On ma dużo pracy, ją boli głowa
Jak się okazuje, płeć nie ma tutaj większego znaczenia: żadne z nas nie chce się przyznać do tego, że w danym momencie nie ma ochoty na igraszki. Różnią nas dwie kwestie: wspomniany wiek (kobiety dużo później osiągają szczyt swoich możliwości seksualnych niż mężczyźni) oraz rodzaj wymówki. I temu drugiemu elementowi warto się przyjrzeć. „Boli mnie głowa”, „boli mnie brzuch”, „mam dzisiaj te dni” – to najczęstsze powody, które wymieniają panie, kiedy nie mają ochoty na seks. Dlaczego? Bo z takimi stwierdzeniami ciężko jest dyskutować.
- Głowa jest wymówką na krótką metę, ale działa. Jest obiektywna, nie podlega dyskusji, nie trzeba niczego tłumaczyć, koniec i kropka. Do tego zaznaczamy, że dzisiaj boli mnie głowa, a jutro już może nie będzie, więc dajemy znać, że to tylko chwilowa niedyspozycja – wyjaśnia specjalista.
Gdybyśmy powiedzieli wprost, że nie mamy ochoty, wywołalibyśmy niepokój i całą serię pytań: Czy ja już się Tobie nie podobam? Masz kogoś innego na oku? Jest we mnie coś, co Cię zniechęca? A tak, mówimy, że boli nas głowa i mamy święty spokój…
Panowie rzadziej odwołują się do bólu, częściej winą obarczają stresującą pracę. „Jestem zestresowany. Mamy teraz bardzo ważną transakcję” – jak nie prezentacja, to duży klient, jak nie duży klient, to gonią terminy – przecież w pracy zawsze znajdzie się coś, co spędza nam sen z powiek. - Mężczyźni w ogóle niechętnie mówią o tym, co się z nimi dzieje w takim sensie emocjonalnym, nawet fizjologicznym. Powiedzenie: jestem zestresowany czy zmęczony jest dużo prostsze niż stwierdzenie: „Wiesz, zauważyłem, że od jakiegoś czasu mam dużo mniejszy popęd. Nie bierz tego do siebie, to nie oznacza, że się zestarzałaś i już na mnie nie działasz tak, jak kiedyś, ja po prostu mam mniejszy popęd” – takie tłumaczenie byłoby niezwykle trudne i mogłoby być wstęp do długiej dyskusji na temat emocji czego mężczyźni na ogół starają się uniknąć – wyjaśnia seksuolog.
Każdy z nas może mieć gorszy dzień. Marzymy tylko o tym, by jak najszybciej wyjść z pracy, wziąć gorącą kąpiel i zakopać się pod kołdrą. Seks jest wówczas ostatnią rzeczą, na jaką mamy ochotę. I choć nasz partner kręci nas tak samo jak kilka lat temu, tego wieczora marzymy tylko o tym, by się do niego przytulić. Zdarza się? Zdarza. Dlatego nie męczmy drugiej połowy niewygodnymi pytaniami… No chyba, że głowa boli ją zbyt często. Wtedy wskazana jest wizyta u neurologa. W końcu lepiej dmuchać na zimne i upewnić się, że to nic poważnego…
(asz/pho)